motor

motor
Walentynki są codziennie, tylko my obchodzimy je raz do roku...

czwartek, 31 marca 2011

Piękne wiosenne dni

W końcu nastały! Cieplutko, słoneczko, chce się żyć. Można wyjść z dziećmi na pole...

Najpierw dywan krokusów z mojego ogródka - zdjęcie dedykuję szczególnie P. Januszowi -tacie Kasi M-K z serdecznymi pozdrowieniami!

Zdjęcie robione po południu i kwiaty w większości postulane, ale w południe jest za ostre światło i trudno zrobić dobre ujęcie...

Po obiedzie zaczęliśmy chodzić na pobliska górkę i plac zabaw.
Jest piaskownica:

zjeżdżalnia:

drabinki...


Nawet konie w stepie szerokim!


Nawiązujemy też nowe znajomości. Np. z koleżanką Izą i jej mama Anią, z którą Jasiu będzie chodził do grupy do przedszkola. Z Izą oczywiście. Z mamą to ja bym chętnie do przedszkola pochodziła... super nam się gadało!
Pozdrawiam pięknie obie Panie!



Ławkersi też pozdrawiają !!!







Do ikei marsz!

W stałym sabatowym towarzystwie udałyśmy się spacerkiem z dziecmi na dobrą ( bo dobrą i darmową) kawę w ikei. W związku z przebudową bałagan tam okropny i nie można się odnależć w nowych wnętrzach, i przede wszystkim dziecięcy salon nie jest gotowy... Podobno ma być otwarcie w długi majowy weekend. Ikea to najbliższe nam sensowne miejsce gdzie można wybrac się spokojnie  z dziećmi, bo blisko i funkcjonalnie. Niestety nie mamy galerii handlowej z wypaśnym placem zabaw a ni żadnego marketu, w którym możnaby zrobić duże zakupy. Pozostaje ikea i makro. Nie narzekamy, tylko dryptamy grzecznie i raczymy się kawką we własnym towarzystwie. Ponieważ tematów nam nie brakuje jest fajowo!



Nabyłam drogą kupna parę drobiazgów:



- suszoną cebulkę ( do ruskich pierogów i nie tylko)
-sok z czarnego bzu ( pyszny i pachnący pięknie- przypomniał mi lato)
- wiatrołap samolot ( żeby warczał w ogódku)
- i torbę ogólnego zastosowania

Najbardziej podoba mi się torba,bo w rzucie kreatywności widzę różne pomysły na jej wykorzystanie:
- przenoszenie ciężkiej doniczki
-przechowywnaie różnych rzeczy w każdym miejscu w domu ( ubrań, butów, drobiazgów, jarzyn, owoców, kredek, gazet...wszystkiego!)
- składane i szczelne wiaderko na wodę
- mała torba na małe zakupy
- kwietnik
- kosz na śmieci
- pudełko na zabawki
-po zrobieniu otworów sitko
- wiaderko do piasku
-pojemnik na lód do szampana
-miednica do prania
- basen dla żółwia
- torba na małego psa lub kotka
-pudełko na ciastka

Na razie my nosimy w niej zabawki do piasku.

A wy jaki macie na nią pomysł? Czekam na komentarze!


Teraz czytam...

Lilian Jackson Brown " Kot który obrabował skarbonkę".


zdjęcie stąd

Seria , która wychodziła w cotygodniowych odcinkach od 2009 roku i była dostępna w kioskach ruchu po 12,00 zł. Małe książeczki w broszurowych okładkach. Łącznie 30 w serii.

Ja nabyłam tom 22 po okazyjnej cenie w księgarni MADRAS w galerii krakowskiej ( nota bene jest tam teraz duża przecena na 90% książek- polecam!).

Fajna odprężająca lekka lektura na 2 godzinki.
Hasło reklamowe na okładkach brzmi' największy hit od czasu Agaty Christie', ale ani największy, ani hit, a z Mistrzynią kryminału nie ma wiele wspólnego.Jak to w radiu Erewań:)

Główny bohater ekscentryczny dziennikarz Qwilleran zamieszkujący miasteczko Pickax ma kota ( tytułowego) Koko i kotkę Yum Yum. Kot wykazuje nadanturalne właściwości ukazywania wskazówek prowadzących do rozwiązania zagadki kryminalnej, która akurat ma miejsce. Ale ważniejsze od samego rozwiązania jest przede wszystkim dobre nakreślenie tła społecznego, główni bohaterowie i dobre typy ludzkie. Może właśnie dlatego lektura tak dobrze 'wchodzi'. Nie sa to wysokie loty, ale fajna książka do odpoczynku, zaśnięcia, do pociągu, na plażę...
 Mnie seria bardzo się podoba. Mam jeszcze 2 tomy. I polecam!

Więcej o autorce i tych kryminałkach tu.

niedziela, 27 marca 2011

Rozwiązanie zagadki

A oto w formie komiksowej rozwiązanie zagadki:


Jasiek kładzie spać i budzi wszystko co sie rusza i nie ucieka...

Też bym nie wiedziała, o co chodzi, ale bezczelnie podsłuchałam :)

Jak jeszcze co podejrzę i podsłucham, to będą nowe zagadki.

Życzę wszystkim miłego dnia!

piątek, 25 marca 2011

Zagadka dla ambitnych

Co przedstawia poniższa scenka rodzajowa?
Zaznaczam,że to zadanie dla ambitnych. Czekam na komentarze.
Rozwiązanie w niedzielę wraz z dalszą historią!

Pierwsze zebranie

Byłam po raz pierwszy w przedszkolu na wywiadówce w sprawie Jaśka, który będzie do niego chodził od września.
Dziwne uczucie. Zawsze musi być ten pierwszy raz :)
Atrakcji w placówce nie brakuje.
Żeby tylko chciał tam chodzić i nie chorował...
Tu będziemy się bawić i uczyć razem już od czerwca:

http://www.krainausmiechu.pl/

Sezon placowy rozpoczęty !

Jak na załączonych obrazkach. Postanowiliśmy ze Staszkiem odwiedzić ulubiony plac zabaw. Nauczył sięjuż sam wchodzić i zjeżdżac po zjeżdżalni i nie mogłam dziada do domu wyciągnąć...

Wiosenne mufinki

Postanowiłam zrobić raz jeszcze sprawdzone mufinki czekoladowo- miętowe w nowej odsłonie.

Przepis oczywiście stąd. Dodałam jak w oryginale kilka kropli zielonego barwnika i ciasto nałożyłam do malutkich papilotek.A na wierzchu ,żeby było bardziej czekoladowo i bardziej miętowo posmarowałam resztką białej roztopionej czekolady i posypałam utarta połową czekolady miętowej Wawelu. Dodają do niej liście mięty, więc pachnie obłędnie!!! Otrzymałam 36 minimufinków i 3 duże ( zabrakło mi małych papilotek).
Wnioski?
Według miętowej maniaczki te mufiny nie nadają się do małych foremek- trzeba skosztować po prostu dużej buły- o takiej:



żeby zachwycić się smakiem ( małe kąski nie oddają miękkości i aromatu, choć wyglądają ładniej i są naprawdę pyszne), uważam że zielony barwnik się sprawdza.
A oto efekty - grasz w zielone? Gram! Masz zielone? Mam!


Zróbcie je koniecznie- są przepyszne !!!!

wtorek, 22 marca 2011

Pierwszy wiosenny sabat

Zgodnie ze świecką tradycją spotkań co kilka/ kilkanaście tygodni dziś urządziłyśmy u mnie spokojny jak nigdy sabat. Przy brownie i tostach oczywiście :)

Każda z głową pełną pomysłów i wrażeń. Dzieci było wyjątkowo mało i dlatego cisza, spokój i niespieszne rozmowy o codziennym życiu i co się darzyło jak się nie widziałyśmy. Ech...

A jak to na wiosnę - kwitną kwiaty ( u mnie w ogrodzie!!!!!!)  i kobiety!

Małe ( ale piękne!)

I te duże


Umówione na wyprawę do ikei w przyszłym tygodniu już nie możemy się doczekać na kolejne pogaduchy!

Dzięki dziewczyny za wspaniałe przedpołudnie!

poniedziałek, 21 marca 2011

Zima w czerwieni - wydarzenie w stolicy

Wszystko przez Justynę - ona zareklamowała, ona pojechała i zobaczyła. Ja tu tylko piszę i reklamuję.

najsampierw - artykuł z Życia Warszawy:

W trójkącie, czyli krajobraz z czerwoną sukienką w tle



Agnieszka Rataj 20-03-2011, ostatnia aktualizacja 20-03-2011 21:51


Ich dwóch, ona jedna. Miłosny trójkąt pojawia się na scenie eksperymentalnej teatru Rampa w produkcji „Zima w czerwieni” Grupy Verte.

Skromne przedstawienie doszło do skutku dzięki determinacji młodych twórców ze spontanicznie powołanej do istnienia Grupie Verte. Zaskakujące, że udało im się wystawić tę sztukę w Rampie, kojarzącej się jednak z innym repertuarem.
Dramat Adama Rappa w wykonaniu młodych aktorów to subtelny portret trójki ludzi zaplątanych we własnych emocjach. Dwóch przyjaciół, Matta i Daviesa, poznajemy w Amsterdamie. Obaj sprawiają wrażenie studentów korzystających z życia. Stopniowo jednak odsłania się przed nami bardziej skomplikowany związek ich relacji, w której mieszają się w równych proporcjach przyjaźń, nienawiść, zazdrość i współczucie.
Prostytutka Christine pojawi się w ich życiu jako doraźny lek na problemy. To ona stanie się dla obu katalizatorem, który doprowadza do zrzucenia przybranych wobec innych beztroskich masek. Choć sama początkowo gra niespełnioną francuską artystkę, najszybciej odsłoni prywatne emocje. I równie szybko przegra, bo w tej rozgrywce utrzymają się tylko ci, którym najdłużej udaje się zachować pokerową twarz.
Temperaturą emocji i napięciem między trójką bohaterów przedstawienie może kojarzyć się chwilami z „Closer” Patricka Marbera. Podobnie jak w tym dramacie, uczucia stają się przedmiotem wymiany, który w każdej chwili można odłożyć na półkę albo zamienić na inne. Reżyserka „Zimy w czerwieni” Karolina Kirsz delikatnie buduje świat pustki emocjonalnej Matta, Davisa i Christine, którym maski pozorów na stałe przyrosły do twarzy. Tylko w niemych, rozgrywanych powolnie w rytmie muzyki scenach możemy na chwilę zajrzeć w ich wnętrza, gdzie skrzętnie ukrywają rozpaczliwą tęsknotę za bliskością.
„Zima w czerwieni”, dramat Adama Rappa, reż. Karolina Kirsz, wyk. Katarzyna Czapla, Konrad Bugaj, Piotr Tołoczko, teatr Rampa, ul. Kołowa 20, bilety: 20 – 25 zł, rezerwacje: tel. 22 679 89 76, najbliższe spektakle: 27 – 28.03, godz. 19


A teraz wrażenia Justyny ze spektaklu granego w sobotę 19 marca ( świeżutki mail nadesłany dziś!):

Zima w czerwieni ...


już sam tytuł kojarzy się z czerwonym elementem. Można przypuszczać, że chodzi o płaszcz w kolorze czerwonym albo piękną suknię. Oczywiście jest to tylko rekwizyt służący pokazaniu głębi,uczuć,działania,relacji głównych bohaterów jak i postawy

to "zima" w czerwonym płaszczu, sukni, to chłód a zarazem żar uczuć
To opowieść o dwóch przyjaciołach tak różnych, że aż dziwne, że potrafią budować wspólne relacje.

To twardy, rozwiązły i pewny siebie Davis oraz ciepły, cichy, nieśmiały, zagubiony, a jednocześnie obdarty z marzeń Matt.

W ich życiu pojawia się Christina, która dla Davisa jest tylko przelotną Panią do towarzystwa, natomiast dla Matta staje się źródłem nagłych, namiętnych uczuć, pragnień i marzeń. Niestety Christina lokuje swoje uczucia w bezwzględnym, przebojowym, głośnym i nieczułym Davisie, nie rozumiejąc, że jest tylko zabawką w Jego rękach i za chwilę zostanie brutalnie odtrącona i poniżona. Nie zauważa prawdziwych uczuć Matta, który zaczyna obdarzać ja młodzieńczą, czysta miłością nie będąc w stanie w żaden sposób ją skrzywdzić, wręcz poświęcić wszystko by pomóc jej gdy dowiaduje się o jej chorobie.

Historia każdego z bohaterów jest tragiczna, niespełniona, a jednocześnie można odnaleźć w niej prawdę o ludzkim postępowaniu i bezwzględności.

Z punktu widzenia widza to trójkąt sytuacyjny, trójkąt miłosny bardzo nieszczęśliwych młodych ludzi, ludzi, którzy rozpaczliwie poszukują szczęścia. To budowanie relacji, chęci bliskości i bycia z kimś a jednocześnie bólu, odepchnięcia i zawiedzionych marzeń i pragnień. Coś co dla jednego jest przelotnym romansem i w gruncie rzeczy nic nie znaczącą chwilą, dla drugiego jest szansą na miłość, bliskość, powrócenie do normalności.

To sztuka współczesna w której tak bardzo widoczne są obecne relacje i postępowanie nie tylko młodych ludzi. To przedmiotowe traktowanie, połączone wyłącznie z chęcią posiadania które przeplata się z uczuciem z głębi serca i pragnieniem poświęcenia się dla kochanej osoby.

Ta sztuka jest na tyle niesamowita, że każdy z widzów jest w stanie odnaleźć w niej choć cząstkę siebie, część swojego życia, to wrażenie, że w niektórych scenach widzimy samych siebie, jednocześnie nie umiejąc się w tym odnaleźć.

Poruszająca a jednocześnie na swój sposób przerażająca wizja życia i traktowania uczuć ludzkich. Pokazuje w jak prosty sposób można stracić coś bardzo ważnego, w jak prosty sposób można stać się więźniem samego siebie na zawsze.

Polecam wszystkim, wspaniała sztuka i fantastyczna gra aktorska młodych, wspaniale zapowiadających się aktorów.



Ja tylko żałuję,że mnie tam nie było... ale może kiedyś zdarzy się jakiś cud czy coś innego i spektakl trafi do Krakowa.
Jeśli kto może niech idzie!!!!!

Teraz czytam...

Juz kończę - Justynie dziękuję za cierpliwość i za książkę w ogóle.

A jest to "Kruchy dom duszy" Jurgena Thorwalda.


zdjęcie pochodzi stąd.

Wcześniej polecałam "Stulecie chirurgów" - to jest jego naturalna kontynuacja.
Znajdziemy w niej odniesienia do poprzedniej cześci, tę samą atmosferę przygody z ludzkim ciałem. Mniej rozlewu krwi a więcej filozofii.
"Kruchy dom duszy" to cytat rozpoczynający powieść zaczerpnięty z Szekspira i dotyczący ludzkiego mózgu- fascynującego organu, który do dziś pozostaje tajemnicą.
W książce w sposób osobowo-chronologiczny przedstawione są losy ludzi związanych z odkryciami w zakresie neurologii i neurochirurgii. Ojcowie tych nauk i konkretnych zabiegów to nie papierowe postacie, ale fascynujący ( a czasami ciężko wkurzający!) bohaterowie, którzy nierzadko całe swoje życie poświęcili pasji odkrycia struktury i funkcji mózgu. Ich życie prywatne przeplatające się z katorżnicza pracą w szpitalach. Opisy przełomowych przypadków medycznych i rozważania nad miejscem duszy- czy faktycznie zamieszkuje ona mózg? Ile osób tyle teorii. Nie jest to jednak nudny podręcznik, ale naprawdę fascynująca podróż po głowie, pełna zwrotów akcji i trzymająca w napięciu.
Bardzo polecam!!!! Po książki tego autora sięgnę jeszcze na pewno nie raz- jest świetny!

Wagary od liczenia kalorii- pierwszy dzień wiosny!!!!

Najpierw o wiośnie na którą tak długo chyba wszyscy czekaliśmy. No i kurka jest!!!!
Jak to dobrze,że są takie dni jak ten, który właśnie się kończy ze słoneczkiem, ciepłym wiatrem, i zielenią...
Od razu głowa pełna pomysłów i chce się żyć!
Dla mnie wiosna kojarzy się ze sztandarową piosenką Skaldów - znacie? To posłuchajcie!

http://www.youtube.com/watch?v=yBscNiUR7go

Postanowiłam na przekór lekkiemu wiosennemu menu zrobić brownie, bo tyle o nim słyszałam, ale nie mogłam się zebrać...no to siup.

Przepis z Dobrych Rad nr 2/2011.
-300 g gorzkiej czekolady
-150 g mlecznej czekolady
-150 g białej czekolady
-125 g masła
-1/2 szklanki cukru pudru
-1 1/2 szklanki mąki
-2 jajka

Białą i mleczną czekoladę połamać na kawałki i posiekać. Prostokątna formę o wymiarach 20 x 30 cm wyłoży ć papierem do pieczenia, tak aby wystawał ponad krawędź formy. Gorzką czekoladę połamać, wrzucić do rondla , dodać masło. Podgrzewać na średnim ogniu stale mieszając, aż składniki się roztopią. Rozpuszczoną czekoladę przelać do miski. Dodać cukier puder, rozbite jajka i mąkę. Wymieszać, dodać kawałki mlecznej i białej czekolady. Mase przełożyć do formy, wyrównać wierzch. Piec przez 35 minut w temperaturze 170 stopni. Po wyjęciu z piekarnika zostawić w formie do ostygnięcia. przed krojeniem schłodzić.

Ciasto - deser bardzo łatwe, każdemu wyjdzie i nawet szybko się go robi. Bardzo syte. Pokroiłam na kawałki 4 x 4, ale po jednym kawałku ma się zdecydowanie dość. Bardzo czekoladowe- smakuje jak czekoladowe kruche ciasto z dodatkami. Najlepsze moim zdaniem z czarną mocną niesłodzona kawą lub mocną herbatą. Zdecydowanie ciasto na zimowe dni, rozgrzewkę po nartach, albo długie zimowe wieczory przy lekturze i piciu.
Miłośnikom czekolady poprawia humor natychmiast :)



A ja spokojnie zakończyłam tym deserem sezon zimowy!

sobota, 19 marca 2011

Czytelnictwo kwitnie

W tak smętną pogodę jak ostatnio przerabiamy po kolei wszystkich wielkich klasyków niezmiennie zaczynając i kończąc na nieśmiertalnej serii wydawnictwa Olesiejuk pt. Mały Chłopiec. Niestety większość książeczek zanm już na pamięć, a do koparki Marka czuję wstręt i odrazę. Co nie znaczy,że nie przerabiamy ich codziennie. Ech... Stanisław sam spokojnie zabiera się za czytanie. Jan wykazuje lenistwo intelektualne i woli, jak ktoś mu czyta. Poniżej Stanley zatopiony w lekturze.


Wiosenne śniadanie i ciepłe danie

Zdjęcia ze śniadaniem nie będzie - uprzedzam. Tak mi smakowało to co zrobiłam,że zżarłam bez opamiętania, które przyszło za późno. A nie zrobiłam niczego nowego tylko serek wiejski z dodatkami.

Do małego opakowania serka ( 1 na osobę) dodałam:
- ogórek małosolny
- 4 rzodkiewki
-2 łyżki orzechów ziemnych bez soli i tłuszczu
- kilka czarnych oliwek
- sól, pieprz, czerwoną paprykę, zioła prowansalskie.
- posypałam kiełkami lucerny
Wyszła pełna miseczka, ładnie zdrowo i kolorowo. Dużo i chrupało.Zdrowe nowalijki i świetne na figurę. Można przygotowac na pierwsze lub drugie śniadanie. Najlepiej zrobić na noc ,odstawić do lodówki i zjeść rano z gorącą herbatą/kawą. Dobre do pracy ( np. w pojemniczku) , bo bardzo sycące, a nie tuczy.
Oczywiście dodatki według uznania. Bazą jest serek wiejski. Czekam na wasze propozycje!

I coś na ciepło, czyli gorące kanapki - tosty. Znowu nihil novi, ale jakie pyszne. Tostownik to zdecydowanie coś, co każdy w domu powinien posiadać! Nobel dla wynalazcy!

Kromki chleba tostowego smarujemy od środka pastą z suszonych pomidorów, nakładamy przesmażone z cebulką i ziołami prowansalskimi pieczarki ( 30 dkg na 10 tostów wystarczy), może być wędlinka, oliwki, pomidory żywe i czego dusza zapragnie.i oczywiście plasry żółtego sera. Składamy, wkładamy do tostownika nasmarowanego oliwką i jazda!

Ja najbardziej lubię polane kaczupem i posypane zieleniną ( pietruszką, szczypiorkiem lub jak poniżej- kiełkami ). Jeśli spodziewamy się gości można je przygotować wcześniej, bo najlepsze są odgrzewane. pokroić w trójkąty po zagięciu ( zaraz po wyjęciu z tostownika)  i podać podgrzane w piecu w naczyniu żaroodpornym z podgrzewaczami, żeby nie straciły ciepła. Ładnie i praktycznie. Tu ostatni, którego nie zjadłam,żeby zrobić zdjęcie:


2 x mufiny

W ramach testowania przepisów z mojego ulubionego bloga i tempa zżerania wypieków przez domowników i nie tylko postanowiłam wypróbować dwa kuszące przepisy.

Mufiny z jabłkami - w wersji oryginalnej ze śliwkami, ale na pewno zrobię je kiedyś z truskawkami :) Przede wszystkim chodzi o świetne delikatne jogurtowe ciasto, wprost stworzone do różnych owoców. Mufiny sa bardzo miękkie, wilgotne. Najlepsza jest przypieczona skorupka z cukru trzcinowego...Wzięłam 2 jabłka Champion pokrojone w grubą kostkę.Upiekałam w wersji podstawowej tzn. duże, żeby w końcu skosztować prawdziwego dużego mufina a nie jakieś małe pitu pitu i żeby w końcu wypróbowac nowy staojak na mufiny, który jest boski i za którego raz jeszcze Anicie dzięki ze serca!!!!
Ciasto bardzo wyrasta, więc z przepisu wyszło mi 18 dużych mufinek. Dawałam nieco więcej niż połowę ciasta do papilotek ( z ikei ). Przepis stąd. Liczne 'achy' i 'ochy' całkowicie zasłużone, co można wyczytać w komentarzach. Podgrzane w piecu lub mikrofali i udekorowane łyżeczką ( no małą kulką...) lodów spokojnie moga robić za wykwintny deser szarlotkowy. Ulubione mufiny mojej mamy !



Jako drugie mufiny miętowe z czekoladą. Stąd. Dla koneserów tego smaku. Ja się do nich zaliczam :)
Byłam bardzo ciekawa, co wyniknie z zastosowania kropli miętowych i nie zawiodłam się. Nie są za słodkie, nie są mdłe, aromat świeży i nienachalny. Orzeźwiające! Konsystencja ciasta inna niż tych owocowych- bardziej bułeczkowa. Z przepisu wyszło mi równo 12 sztuk. Będą świetna propozycją na upalne lato jako deser z miętową ice tea. A teraz postawiły mnie na nogi, bo ciśnienie leci na szyję... Tu na zdjęciach jeszcze ciepłe. Mniam!


wtorek, 15 marca 2011

Wiejskie rozrywki

Chłopaki po pełnym wrażeń pobycie u fryzjera ( dziękujemy jeszcze raz Cioci Ewie za cierpliwość!!!!) dostały weny twórczej i  wymyśliły wejście do pudeł. Niby nic, a cieszy że joj!



Po chwili narady okazało się,że samo siedzenie jest nie halo, więc rozpoczęli ostre deptanie. I długo tak wytrzymali- czyli cała kapusta z beczek przygotowana do kiszenia:)


Zbudowali też studnię ( z moją pomocą, ale małą) i Jasiek rozpoczął precyzyjne nabieranie wody koszykiem ( wiaderkiem) na sznurku. Niestety w kulminacyjnym punkcie wiadro się urwało, więc spokojnie zarzuciliśmy studnię małymi kamykami ( klockami),żeby nikt do niej nie wpadł i na szczęście,że się w to miejsce wróci. I chyba działa, bo nic się nikomu nie stanie, a patent ze studnią wykorzystam jeszcze nie raz.

Do pełni obrazka wiejskiego brakuje przygód z żywym inwentarzem, ale na szczęście mamy 2 koty i troche różnych maskotek, to się coś wymyśli!

Słodkości na spóźnione imieniny

Wtopa roku,że tak późno przypomnieliśmy sobie wszyscy o imieninach Grzegorza.
Więc zrobiłam przekąskowe drugośniadaniowe prezentowe mufinki kawowo- czekoladowe.

Przepis - stąd czyli z bloga namiotle.pl , który bardzo polecam! Obok candy z tegoż właśnie. Może to mnie się poszczęści? Wy też dołączcie i poczytajcie jakie fajne pomysły ma autorka!

W mufinach zmieniłam tylko masło na oliwę z oliwek i nie dałam cynamonu, bo zależało mi na połaczeniu smaków kawy i czekolady, a nie piernika.
Wyszły jeszcze lepsze! Zapach przy pieczeniu jest błogi, a w smaku mięciutkie i wilgotne. Granulki kawy nie do końca roztarte i wystające kawałki czekolady, czyli niespodzianki na każdym kroku ( kęsie?). Niczym nie dekorowałam, bo wszystko co trzeba mają w środku.

Robi się je błyskawicznie. Partię w formie do minimufinów piekłam 15 minut. Z podanej ilości ciasta wyszło mi 48 minimufinek. Pięknie rosną, więc w standardowej formie wyjdą naprawdę dorodne.
Bardzo polecam do kawy i herbaty ( nie mogę się zdecydować  z czym wolę...).



A Grzegorzowi raz jeszcze plurimos annos!

Wiosenne spacery i atrakcje

Powiało wiosną i ciepłym powietrzem, więc koniec z siedzeniem w domu!
Maszerujemy na długie spacery po okolicy.
Nie zawsze jest jak wyciągnąć aparat, ale zdarza się.
A w niedzielę dodatkowa atrakcja na domęczenie przeciwników- atrakcje w kulkach w Juniorze.







A obiad jak potem wchodził...

piątek, 11 marca 2011

Koncert słodkich życzeń

Dziś spełniłam dwa słodkie życzenia domowników przerabiając w dalszym ciągu książeczkę z przepisami Chwili dla Ciebie ( patrz poprzednie posty).

A więc:

Rogaliki z ciasta francuskiego a la 7Days:



- opakowanie gotowego ciasta ok 500g.( ja użyłam frosty- gotowe blaty)
- 1,5 tabliczki czekolady ( umnie ulubiona Jagiellońska)
- 1 jajo

Z ciasta powycinać trójkąciki. Można to zrobić Najpierw wycinając kwadraty o boku 10x10 cm i przecinając je na pół. Ja wycięłam trójkąty ostrokątne o podstawie ok. 6 cm z całego blatu.
Zwinąć z jedną kostką czekolady, dokładnie zlepić, uformować rogalik.
Ułożyć na blasze wyłożonej papierem do pieczenia.
Posmarować rozmąconym jajem i posypać cukrem.
Piec  w 200 stopniach przez 15 minut.
Z jednaego opakowania ciasta wyszło mi 33 malutkie rogaliki i 3 świderki z resztek ciasta.
Najlepsze są świeżutkie! Czekolada nie wypływa, a rozpływa się w ryjku....mniam!

Bardzo szybko się je robi, naprawdę!
I jak na mojej ulubionej filiżance jest napisane: "For the pure and simple living" - pyszne proste jedzenie...

i jeszcze

Pishinger/ Andrut/ Waflowy przekładaniec:


- gotowa masa krówkowa ( wykorzystałam 2 różne bakallandu - kakaową i orzechową)
-paczka andrutów
Andruty przełożyć masą, zawinąć w folię i położyć w miejscu, gdzie nikt ich za szybko nie zje obciążając np. książkami.
Po 2 godzinach pokroić.

Jak widać roboty nie ma dużo. Ja w godzinę wyrobiłam się z oboma powyższymi i jeszcze spokojnie wypiłam kawę ( na zdjęciu :) )

Efekt pyszny- spróbujcie sami i napiszcie jak wyszło!

czwartek, 10 marca 2011

Mały Chirurg i inne zabawy

Niby Wielki Post, a u nas impreza trwa!

Na początek mrożąca krew w żyłach opowieść o małym chirurgu, długiej kolejce pacjentów, operacjach ( ze znieczuleniem) i narzędziach przyprawiających o... gęsią skórkę i ciary...


Zwierzątko w klatce- tak mu było dobrze, że nie chciał skubaniec wychodzić!



I na końcu "ta- dam" z szafy :) Te zdjęcia moich huliganów szczególnie lubię !



Oglądnęłam- polecam : Oszukana

Film dodawany do gazety Viva za jakże atrakcyjną cenę 9,99 zł :)
Chyba długo nie uda mi się wyjść do kina, to człowiek orze jak może.





zdjęcie stąd: http://www.plejada.pl/5463,1,2,oszukana-galeria-zdjec-z-filmu,fotogaleria.html

Film niezwykły. Historia kobiety, której ginie 10 letni synek, a policja po 5 miesiącach ogłasza,że znalazła chłopca, zwraca go matce i kończy dochodzenie. Chłopiec to nie dziecko głownej bohaterki, a sprawa jest o wiele poważniejsza i brutalniejsza , niż wszyscy myślą. Akcja dzieje się w Los Angeles w latach 1928-35.
Dla mnie tzw. film z duszą, czyli zakończony nie przestaje zastanawiać.
Tu pełne info.
Oczywiście są aspekty czarno- białe ( policja- obywatele), Angelina Jolie używa wiecznotrwałej szminki, a zachowania policjantów wydają się bardzo schematyczne, ale historia jest prawdziwa i to porusza chyba najbardziej. Życie pisze najlepsze scenariusze. Mnie jako mamę chłopców wzruszył i wstrząsnął. Świetnie pokazane są w tym filmie dzieci - zarówno zasługą młodych aktorów, jak znajomością ich psychiki.
Film zwraca uwagę na zagrożenia także w dzisiejszym świecie i trzyma w napięciu cały czas do napisów końcowych.
I zdecydowanie nie powinny go oglądać dzieci i kobiety w ciąży. Jest tam wiele okrutnych i brutalnych scen, które zapadają w pamięć, ale są niestety potrzebne i uzasadnione.
Aktorstwo najlepszego gatunku i niejednoznaczne zakończenie.
Dobry, dobry i jeszcze raz dobry!
Uważam,że warto zobaczyć!

Nowy post - Wielki Post :)

Rozpoczęty wczoraj. Mam nadzieję,że ci co chcieli - zdążyli na mszę.


Dla tych, co chcieli , a nie mogli - czytania mszalne z dnia dzisiejszego można znaleźć tutaj.


 W końcu dowiedziałam się skąd zwyczaj sypania głów popiołem i dlaczego - info tu.


O wielkim poście jeszcze tu.


Mam już postanowienie. A wy?
Wiosny coraz więcej! Z martwych wstawajcie!


niedziela, 6 marca 2011

1% dla Olusi

Dziś trudny temat podatku 1%. Jeśli ktoś nie wie jeszcze, komu chciałby go ofiarować, z całego serca będę wdzięczna ja  a przede wszystkim rodzice Olusi za darowiznę. Jak zwykle przy takich przypadkach liczy się każdy grosz, więc jeśli nie 1%, to może jako kolejna propozycja jałmużny wielkopostnej?

Poniżej list rodziców. Wiem,że tego typu ogłoszeń i poruszających historii jest wiele. Tym bardziej będę zaszczycona jeśli własnie Ty oddasz swój jeden procent podatku na kogoś z mojej rodziny. Dziękuję!

Szanowni Państwo,




Nasza córka, Ola, jest dzieckiem niepełnosprawnym. Wielomiesięczne pobyty w szpitalu, specjalistyczne badania i konsultacje medyczne (również zagraniczne) nie pozwoliły na postawienie jednoznacznej diagnozy. Jej choroba objawia się opóźnieniem psychoruchowym, padaczką z napadami polimorficznymi i encefalopatią. Utrata wzroku, brak umiejętności pionizacji i koordynacji ruchowej - to najnowsze symptomy.


Ola od lat znajduje się pod stałą opieką neurologów, genetyków, urologów oraz nefrologów, a od niedawna także hematologów, gastrologów i okulistów. Wymaga też regularnych ćwiczeń rehabilitacyjnych, logopedycznych, psychologicznych, pedagogicznych oraz wszelkich dostępnych terapii wczesnego wspomagania takich jak: terapia żywienia, muzykoterapia, tyflopedagogika czy dogoterapia. Większość tych zajęć odbywa się w warunkach domowych, albowiem obecny stan Oli nie pozwala na to, aby mogła uczestniczyć w zajęciach przedszkolnych, jak to miało miejsce ponad rok temu.


Ola kończy w lutym tego roku 6 lat, ale nie chodzi, nie mówi, nie potrafi samodzielnie siedzieć ani jeść.


Jej rozwój musi odbywać się pod stałym nadzorem specjalistów różnych dziedzin i rehabilitantów oraz wymaga wykorzystania profesjonalnego sprzętu specjalistycznego.


Każda Państwa dobrowolna wpłata na poniższe konta pomoże Oli w codziennych zmaganiach z chorobą - czy to dzięki możliwości zakupu sprzętu rehabilitacyjnego, zakupu leków czy dowozu na zajęcia. Będziemy wdzięczni za każde wsparcie udzielone naszej córce.


Dotychczasowe Państwa wpłaty pozwoliły na współfinansowanie zakupu bardzo potrzebnych i ważnych urządzeń oraz sprzętu rehabilitacyjnego, specjalistycznego wózka, leków i innych koniecznych dóbr - za co ogromie w imieniu Oli i swoim dziękujemy.


Anna i Ryszard Wareccy - rodzice Oli

Przy indywidualnych wpłatach darczyńców prosimy wpisać:


Katolickie Stowarzyszenie Osób Niepełnosprawnych i Ich Przyjaciół KLIKA
31-043 KRAKÓW, ul. Stolarska 12
Bank DnB NORD, numer konta 61 1370 1372 0000 1706 5011 6102
z dopiskiem Ola-Fasolka


Przy przekazaniu 1 % podatku dochodowego prosimy wpisać
w rubryce 124 - Numer KRS: 0000236096
w rubryce 126 - Ola-Fasolka






Delicje lepsze niż szampańskie

Kolejny odcinek przepisów z małej książeczki Chwili dla Ciebie- 40 przepisów czytelniczek.



DELICJE
4 paczki herbatników ( użyłam jednej dużej paczki krakusków 220 g)
2 opakowania galaretki pomarańczowej
2 słoiczki dżemu pomarańczowego ( nie było, wzięłam 2 słoiki Łowicza brzoskwiniowego niskosłodzonego po 280 g każdy- była promocja:))
polewa czekoladowa ( u mnie dr Oetker deserowa)

Blachę wyłóż papierem do pieczenia i herbatnikami.Do pół litra gorącej wody wsyp galaretki, wymieszaj. Do tężejących dodaj dżem, wymieszaj, wylej równo na herbatniki i przykryj drugą warstwą herbatników.Wylej polewę czekoladową. Schłódź w lodówce.
Po zastygnięciu nie trzeba już deseru trzymać w zimnie. Pokroiłam po krawędziach herbatników. Warto poczekać ( ja nie wytrzymałam...) aż herbatniki zmiękną - jakieś 2-3 godziny, bo wtedy lepiej się kroi.

Ciasto-deser jest przepyszne!!! Lekkie, owocowe. A przy tym szybkie i banalne. Można go dowolnie udekorować. Faktycznie smakuje jak delicje, tylko jest bardziej owocowe. Warianty smakowe w zależności od dostępnych dżemów i galaretek. Ja na pewno zrobię je jeszcze nie raz z dodatkiem drobno krojonych żywych owoców.

Zróbcie koniecznie!!!!! Smakuje młodym i starym :)

Kryzysowa

Nie narzeczona oczywiście, tylko czekolada. Kto pamięta, temu się łezka w oku kręci. Bloki czekoladowe wyrabiane w domu w czasach kartek na cukier i powszechnego braku wszystkiego były kiedyś namiastką szczęśliwego słodkiego dzieciństwa. Dziś tylko ciekawostką, za to naprawdę smaczną.




Zrobiłam według przepisu, ale następnym razem dodam na pewno ryż dmuchany lub orzechy. Pomysły na dodatki jest własciwie nieograniczone.
Wydaje mi się,że dobrym pomysłem jest zrobienie tego typu słodyczy jako prezent w ozdobnym pudełku na mikołaja, gwiazdkę lub inną okazję. Wszystko zależy od dekoracji i dodatków w środku czekolady.
Naprawdę jest dobra! Mocnomleczna, miękka, nie za mdła. Trzeba ją zdecydowanie wylewać na folię aluminiową, bo moim zdaniem trochę ciężko "wychodzi z formy".
Oczywiście wysokokaloryczna i nie można jej zjeść dużo. Ale do gorącego mleka lub kakao kosteczkę dla rozpusty... albo do kawusi...albo co...
MNIAM!!!!!

Przepis pochodzi z dodatku Chwila Dla Ciebie- 40 przepisów czytelniczek, z dnia 3 marca nr 9(823). Jest szybki i prosty.Tężeje raz-dwa.


pół kostki masła
pół kostki margaryny
2 szklanki cukru
4 łyżki ciemnego kakao
3 i pół szklanki mleka w proszku
Masło, margarynę, cukier i kakao włoż do rondelka. Wlej pół szklanki wody, zagotuj na małym ogniu często mieszając. Zdejmij z ognia, wsyp mleko w proszku( teraz można dodać bakalie, oprószyć cynamonem). Dokładnie wszystko wymieszaj, wylej równą warstwą na blaszkę. Odstaw, ostudź. Pokrój w kosteczki.

Imieniny Doroty

Dorota obchodzi je w zupełnie innym, wrzesniowym terminie, ale nową świecka tradycją ostatnich lat stało się obchodzenie ich przez nas dwie ( wraz z solenizantką trzy) właśnie w lutym. Tym razem z przyczyn czasowo-technicznych wyrobiłyśmy się dopiero na 1 marca.
Były kwiaty,życzenia, prezenty, tort i szampan - czyli klasyka w najlepszym wydaniu. I to co najważniejsze- chwila oddechu od codzienności przy dobrym jedzeniu, piciu i miłym towarzystwie, gdzie wszyscy rozumieją się bez słów. To lubię- rzekłam- to lubię!
Dorotko! Jeszcze raz dzięki za wspaniałe przyjęcie i gościnę! Życzymy ci wszystkiego naj naj naj!


 Przepis na ostatkowy tort ( z gazety Rewia, wydanie bieżące):
ciasto:
6 jajek
26 dkg cukru
13 dkg płatków owsianych
13 dkg drobno mielonych orzechów laskowych
10 dkg tartej gorzkiej czekolady
6 dkg mąki krupczatki
płaska łyżka proszku do pieczenia
tłuszcz i mąka krupczatka do formy


krem:
20 dkg masła
150 ml słodzonego mleka skondensowanego ( dałam wersję light 4%)
alkohol ( rum lub spirytus)
puszka brozskwiń w zalewie ( dałm 4 pomarańcze obrane ze skórki i błonek)
10 dkg dżemu truskawkowego ( dałam pół słoika Łowicza niskosłodzonego)
galaretka ( dałam 2 pomarańczowe rozpuszczone w 0,5 litra)


Z białek i połowy cukru ubijamy sztywną pianę. Zółtka ubujamy z pozostałym cukrem na gęstą masę. Delikatnie łączymy obie masy i dodajemy 10 dkg zmielonych mikserem płatków owsianych, 5 dkg mielonych orzechów i połowę czekolady. Na koniec dodajemy mąkę przesianą z proszkiem do pieczenia. Delikatnie mieszamy.
Tortownicę smarujemy tłuszczem, prószymy mąką krupczatką i wykładamy do niej ciasto. Pieczemy w temperaturze 160 stopni celsjusza przez 40-45 minut ( do suchego patyczka).Po upieczeniu pozostawiamy w formie do schłodzenia, wyjmujemy. Kiedy ciasto ostygnie, kroimy je poziomo na 2 krążki.
Krem:
miękkie masło ucieramy, dodając stopniowo skondensowane mleko. Doprawiamy alkoholem( ok. 2-4 łyżek), pozostałymi orzechami i czekoladą.
na spodnim blacie smarujemy 2/3 kremu, układamy owoce, przykrywamy blatem i wstawiamy do lodówki do stężenia.
Przygotowujemy druga partię owoców i galaretkę. Smarujemy wierzch dżemem i układamy na nim owoce. Tort najlepiej obłożyć specjalna opaską.Zalewamy tężejącą galaretką. Gdy galaretka zastygnie, smarujemy boki pozostałym kremem i obsypujemy reszta płatków owsianych ( wcześniej podprażonych na suchej patelni - pycha!!!!).
Tort trochę pracochłonny, ale połaczenie smaków jest lekkie i orzeźwiające. Polecam!

Trylogia w Teatrze Starym

Dzięki mojej siostrze miał okazję po raz pierwszy od 2007 roku pójść do teatru! Święto we wsi! Kultura wysoka! Hura!
Spektakl maraton, bo 4 bite godziny, ale nie żałuję.


Nie znam reżysera ( Jan Klata), nic o nim wcześniej nie słyszałam, ale na pierwszej przerwie już było słychać wśród widowni,że albo się tę sztukę kocha ( dobre! ) albo nienawidzi ( co to za bzdura!).


Generalnie i moim bardzo ogólnym zdaniem sztuka świetna z kilku względów, choć nie dla wszystkich. Ale po kolei.


Jak myślimy o Trylogii Sienkiewicza, to mamy przed oczami albo egzemplarz który przerabialiśmy na lekcjach polskiego, albo filmową wersję z bohaterami - ikonami.Tymczasem tutaj wszystko jest na opak.
Jest baza- oryginalny tekst Sienkiewicza ( z niewielkimi wstawkami), pocięty i dostosowanydo kolejnych obrazów, które tworzą głowne wątki poszczególnych tomów Trylogii. I to by było na tyle tradycyjnego podejścia. Reszta jest czystą fantazją ( a własciwoe fantasmagorią ) reżysera. Totalna demitologizacja bohaterów, podkreślenie typowych polskich cech charakteru, nawet dobór aktórów do poszczególnych ról jest niestenadardowy. A wszystko odbywa się w ubogiej scenografii jakby z domu wariatów/ szpitala / kościoła przekształconego w szpital (?). Łóżka służą jako konie, stoły a nawet szańce.Cieżko pisać o takiej mnogości wątków, aluzji, ironicznych żartów, specyficznych podkreśleń...


Na początku zastanawiałam się' ale o co chodzi?'. Chodzi o to, żeby myśleć, umieć wyjść poza pewne ramy, zobaczyć bohaterów Trylogii jako zwykłych ludzi postawionych w konkretnym miejscu i czasie, ale także pewne typy dziś. Jest współczesna muzyka, aluzje do filmowych adaptacji, współczesne kostiumy. I 4 godziny swoistego maratonu zarówno dla aktorów jak i publiczności.
Polecam przede wszystkim tym, którzy chcą zobaczyć coś innego. Żeby w pełni docenić i zrozumieć sztukę potrzebna jest znajomość powieści i ich filmowych adaptacji. Uważam, że nie nadaje się dla szkolnych wycieczek ( były też i takie na widowni), bo nie odbiorą jej nawet w części tak, jak życzyłby sobie jej twórca.Obsada świetnych starych aktorów Starego Teatru przeplata się z młodymi, którzy nie ustępują pola, o czym świadczą nagrody dla całego spektaklu jak i poszczególnych odtwórców ról.
Śmiech, wzruszenie, zaduma, litość i trwoga- czyli porządne składniki katharsis.

Tu wszelkie info i recenzje - przeczytajcie.

 I jeśli możecie - idźcie koniecznie!

A siostrze za sponsoring chwała i bug bogu :)

piątek, 4 marca 2011

Tomek na Czarnym Lądzie

Bynajmniej nie jest to odnośnik do książki Alfreda Szklarskiego, ale historia jednego z moich dobrych znajomych, który spełnił swoje marzenie i to w bardzo ciekawy sposób.

Najsampierw - przeczytajcie wywiad z nim zamieszczony w tygodniku Niedziela z 6 lutego 2011. Zeskanowany najlepiej przeczytać w dużym powiększeniu:



Miałam okazję uczestniczyć w pokazie slajdów organizowanym przez Tomka w naszych parafialnych salkach. 2,5 godziny fantastycznych zdjęć i przede wszystkim historii, historyjek, opowieści o innej kulturze, innych ludziach, różnicach kulturowych . Zmarzłam, ale warto było jak nie wiem co.


Przede wszystkim po raz pierwszy miałam okazję wysłuchać relacji osoby świeckiej, która była na placówce misyjnej i pojechała tam w celu podzielenia się swoim świadectwem o Bogu, ale także po to aby pomóc pracującym tam ludziom ( a zwłaszcza prowadzącemu placówkę księdzu Romanowi).I ta relacja rózniła się od wszystkich dotychczas przeze mnie wysłuchanych. Przede wszystkim trzeźwym spojrzeniem na prawdziwe problemy misji i misjonarzy, o których tak naprawdę nie mamy pojęcia.
 Nie wiedziałam,że:
- obowiązkiem każdego misjonarza jest budowa studni
-ludność terenów podległych misji jest kompletnie nieprzystosowana do wprowadzenia elementów postępu w różnych dziedzinach życia, m. in. dlatego,że przez lata dawano tym ludziom "rybę", a nie "wędkę"
-nie wystarczy dawać pieniądze i budować tam różne placówki, zakłady pracy itd., trzeba jeszcze nauczyć miejscowych, jak się ich używa i stale nadzorować ich pracę
- bardzo trudno załatwia się tam cokolwiek, nawet jeśli są pieniądze, bo ludziom po prostu nie zależy na cudzej pracy, czasie itp.
I mnóstwo innych rzeczy!!!! Mimo wszystko warto.Bo poziom życia, śmiertelność, kontrola urodzeń i to wszystko, co słyszymy o tamtych terenach to niestety straszna prawda.
Cała wyprawa Tomka, temat misji, misjonarzy itd. to temat rzeka.





Udało mu się także pozwiedzać parki safari, wejść z ekipą Belgów na Kilimandżaro i odwiedzić mnóstwo miejsc, których ja nawet nie umiem zidentyfikować na mapie.
Co do afrykańskiej przyrody - zdjęcia mówią same za siebie- normalnie czytała Krystyna Czubówna :)




Zszokował mnie fakt,że nosorożców już prawie nie ma! Oprócz kilkunastu sztuk w ogrodach zoologicznych na wolności na całymświecie żyje jedynie kilkadziesiąt sztuk!!! Zwierzę, które jest tak popularne w bajkach dla dzieci i dobranockach już niedługo przestanie istnieć. To się w głowie nie mieści... oczywiście z powodu "magicznych" właściwości samego rogu, w które wierzą naiwni i ci, którzy na nosorożce polują. Obecnie w parkach dochodzi do tego,że każdy nosorożec ma swoich ochroniarzy, a rogi odcina się im piłą w znieczuleniu,żeby nie stanowiły pokusy. Paranoja!



Co do misji i misjonarzy- już niedługo Wielki Post. Do podstawowych obowiązków katolików należą modlitwa, post i jałmużna. Serdecznie wszystkich proszę, o przesłanie choć paru złotych na podane konto dla księdza Romana jako swojej jałmużny. A jeśli nie macie w przeliczeniu nawet jednego dolara ( tam wszystko liczy się w dolarach amerykańskich,ale konto jest złotówkowe,żeby było łatwiej), zmówcie choć jedno Zdrowaś Mario lub odmówcie sobie czegoś w ramach postu- pomoże bardzo, jeśli nie lepiej!


Tomek odwiedził mnie jeszcze w Tłusty Czwartek i dokończył opowieść przy pysznych pączkach z naszej osiedlowej cukierni. Dostałam też piękny naszyjnik z pestką ( chyba baobaba?) i kartkę z nosorożcem:



Dam znać,jeśli jeszcze publicznie gdzieś wystąpi z pokazem, bo bardzo warto go posłuchać!
Dzięki Tomciu za zdjęcia raz jeszcze i prezenty!