motor

motor
Walentynki są codziennie, tylko my obchodzimy je raz do roku...

piątek, 22 czerwca 2012

Inny świat

Nadrabianie rozpoczynam od motywu z zupełnie innej beczki.
Tytuł to nie  nawiązanie do Herlinga-Grudzińskiego, ale niesamowite wrażenie, jakie zrobił na mnie ten obraz.
Zobaczyłam go na małej kartce wyrwanej z kalendarza AMUN ( zrzeszenie artystów malujących ustami i nogami- ich kalendarze wysyłane pocztą sa bardzo popularne). Kalendarz na któryś z poprzednich lat poniewierał się w papierach. Przeglądnęłam i mnie zatkało.

( zdjęcie z tej strony, tytuł obrazu: Nocne żeglowanie )

Obraz niesamowicie skojarzył mi się z piosenką Gałczyńskiego 'Noc czerwcowa'. Jak dla mnie mają podobny klimat.

Ta morska noc jest żywcem wyjęta ze snu. Szkoda,że ja nie mam takiej wyobraźni! Pomysł z księżycem -łodzią jest genialny.W ogóle - powiększcie obraz i pospacerujcie trochę po tym tajemniczym miasteczku- można odkryć wiele ciekawych szczegółów.

Pokopałam tu i ówdzie i znalazłam informacje o autorze - Krzysztofie Kosowskim . Znalazłam też wywiad z nim - bardzo polecam - przeczytajcie!
Szczególnie wzruszyło mnie zdanie, które powiedział: "Powroty dorosłych do dzieciństwa wcale nie muszą oznaczać infantylności, a raczej są pewnym wzbogaceniem dorosłości".

Mogę tylko żałować,że nie mogłam być na wystawie jego prac w mieście artysty w Toruniu. Musiała być niesamowita!

Na szczęście Pan Krzysztof prowadzi własny blog- zajrzyjcie na tę stronę i sfascynujcie się tak jak ja jego pracami z galerii. Uważam,że jego twórczość jest wyjątkowa. Rzadko można spotkać taki inny świat - z jednej strony piękny, kolorowy, harmonijny, żywcem wyjęty z książek dla dzieci. Z drugiej strony tajemniczy, dziwny, niepokojący...

środa, 6 czerwca 2012

Słodki dzień dziecka

Ponieważ spodziwałam się kilkorga gości w Dzień Dziecka, a i dzieci w domu trochę, postanowiłam do wymienionych wcześniej czekoladek dołączyć jeszcze dwie słodkie atrakcje.

Wybrałam charlottę truskawkową ( przepis z czerwcowego numeru Claudii) oraz mufinki mocno czekoladowe z kremem truskawkowym ( przepis na mufinki stąd, a na krem z Claudii jak wyżej).

Sukces zawdzięczam przede wszystkim Pani Ani, która odłożyła mi pod ladę piękne, słodkie, już polskie truskawy - pozdrawiam serdecznie i raz jeszcze dziękuję!

Charlotta to rodzaj deseru - połączenie biszkoptów i kremu bawarskiego, w tej wersji z użyciem owoców. Może być ze względu na elegancki wygląd potraktowana jako leciutki tort. Mój małż nazwał ją palisadą ( bo biszkopty stoją jak tyczki).Przepis pod koniec posta ( albo kupcie Claudię).Można ją wykonać z dowolnych owoców ( raczej kwaskowych), ja napalam się jeszcze na wersję z borówkami zwykłymi lub amerykańskimi. Ciasto/ deser jest bardzo lekki, a przez dodatek mięty orzeźwiający. Świetnie nadaje się na upalne dni i eleganckie garden party.Sposób przybrania też można modyfikować. Dla mnie klasyczna to właśnie taka - obwiązana wstążką, z kokardą lub bez.


Mufinki typowo dla dzieci z wykorzystaniem kremu ze świeżych truskawek i mascarpone ( przepis na krem również pod koniec posta). Które dziecko nie lubi różowego? Moje chłopaki jak na mężczyzn w tym wieku przystało bardzo!


Dzień Dziecka zwariowany, głownie dla dzieci, które nie wiedziały już z czego się mają ucieszyć, czy z wizyt znajomych i rodziny,słodkich i pieknych prezentów, czy też ze wspólnej zabawy, była mała Martynka ze swoją nianią Anią.


Jak trudno zrobić dobre zdjęcie dzieciom przekonałam się nie raz. Np. tutaj, gdzie już już były wszystkie, ale Stanisław wolał czytać książkę o strażakach, a nie uśmiechać się do sera.


Dużo szczęścia na raz. Dla Stanisława stanowczo za, bo w nocy nie wytrzymał i wpakował nam się do łóżka. Nie mógł zasnąć biedaczek z nadmiaru wrażeń. Dobrze,że następny taki dzień dopiero za rok:)

CHARLOTTA TRUSKAWKOWA Z MIĘTOWĄ NUTĄ ( pyszna i prosta)

700 g truskawek
sok z 1 cytryny
200 g cukru pudru
2 łyżki żelatyny
600 ml smietany kremówki 36%
cukier waniliowy
mocna herbata miętowa ( ja do swojej dodałam łyżeczkę kropli miętowych)
2 paczki podłuznych biszkoptów
galaretka owocowa ( u mnie truskawkowa)

500 g truskawek zmiksować z sokiem z cytryny.. Dodać 150 g cukru i podgrzewać , aż się rozpuści. Wymieszać z żelatyną. Wystudzić i połączyć z ubitą z resztą cukru i cukrem waniliowym śmietaną. Biszkopty skropić herbatą ( ja nasączałam strzykawką). Ułożyć na dnie i po bokach tortownicy ( moja ma 23 cm). Środek wypełnić kremem. Wierzch obłożyć truskawkami i wstawić do lodówki. Galaretkę rozpuścić w mniejszej ilości wody niż na opakowaniu i tężejącą posmarować truskawki.
Schłodzić. Udekorować wstążką lub jak wam się podoba. U mnie na wierzchu małe kuleczki to złote perły dr oetkera.

Uwagi techniczne: Biszkopty sa bardzo delikatne- nie kropcie za dużo, bo rozmiękną i połamią się! W miętowej nucie chodzi bardziej o zapach, niż smak.Ja zrobiłam swoją charlottę w ten sposób,że wzięłam tylko zamkniętą obręcz tortownicy i położyłam od razu na talerzu do podawania tego deseru.W niej ułożyłam biszkopty, palisadę, krem i truskawki. Kiedy deser dobrze zastygł OSTROŻNIE rozpięłam tortownicę i POWOLUTKU ściągałam obręcz górą. Truskawki powinny być tylko POSMAROWANE galaretką, bo w innym razie przecieknie ona przez biszkopty i trudno ją będzie odkleić od tortownicy nie łamiąc płotka.

MUFINKI CZEKOLADOWE - przepis stąd.Posypałam je jeszcze różowym maczkiem cukrowym.

KREM TRUSKAWKOWY ( nie tylko do mufinek)
150 g truskawek
250 g kremowego twarożku ( ja użyłam mascarpone)
60 g masła
6 łyżek cukru pudru

Zmiksować wszystko na gładką masę.Można dodać 2-3 łyzki likieru np. Bailey's lub Cointerau. Krem ma piękny różowy kolor. Wystarczy go na sowite udekorowanie 12 tradycyjnych mufinek, obsmarowanie tortu lub przełożenie go jeden raz. Krem jest bardzo lekki, można go też podać w miseczkach z całymi truskawkami, innymi owocami i dodatkami typu wafelki itp. Gotowy można przechowywać do 2 dni w lodówce.

wtorek, 5 czerwca 2012

Produkcja masowa

Natchniona wizytą w Lwowskiej Manufakturze Czekolady ( o czym było parę postów wcześniej) postanowiłam zmierzyć się z tematem produkcji własnych czekoladek. Przepis miałam już upatrzony jakiś czas temu, gdy pojawił się na 'moich wypiekach'. Teraz doszła jeszcze motywacja ( ja nie zrobię?) i parę godzin ciszy i spokoju w domu. Zabrałam się więc do roboty.

Czasu zajęło mi to mniej więcej tyle, co zrobienie pierogów na kilka osób, z czego jak wiadomo pożytku jest zdecydowanie więcej, pożywienia ilościowo również, no i zamrozić można. Ale frajdę miałam nieporównywalnie większą. Wzięłam podwójna porcję z tego przepisu i w sumie wyszło mi 120 sztuk wielkości ok. 2 cm średnicy.

Jak dla mnie błogość - czyli cisza, spokój, zapach czekolady i kawy ( wytrawne trufle kawowe z migdałami) a także białej czekolady, bo z lukru plastycznego o takim smaku zrobiłam widoczne na zdjęciach miniaturowe różyczki na szczyt każdej pomadki ( przy okazji wypróbowując nowa formę silikonową). Czułam się jak Juliette Binoche w filmie 'Czekolada' ( kto nie widział, niech szybciutko oglądnie!).

Roboty przy tej ilości i takiej mojej wizji sporo. Nie tyle praco- co czasochłonne zajęcie. W wersji podstawowej i z dekoracją jak na zdjęciu w oryginale powinno to zająć 2 godziny ( w tym ok. godziny to czas oczekiwania aż masa stwardnieje w lodówce) - czyli generalnie nie najgorzej.

Zrobiłam trufelki przede wszystkim na prezenty dla znajomych i to chyba jest ( oprócz oczywiście własnego łakomstwa) według mnie najlepsze wykorzystanie własnoręcznie robionych czekoladek.
Z okazji przeróżnych - świąt Bożego Narodzenia, imienin, urodzin, różnych rocznic itp. Zawsze eleganckim prezentem jest pyszna i ładna bombonierka, tym bardziej kiedy są to wyroby własne.
Tak też uczyniłam i kto dostał, ten mam nadzieję się ucieszył. Przy mnie ucieszył się nasz Pan Listonosz, który przyniósł mi przesyłkę, kiedy zanurzałam ostatnie trufle w polewie, a pierwsze wystygły. No i jak tu nie poczęstować? Wyraz błogości, jaki miał na ryjku po konsumpcji bardzo mnie uradował i potwierdził,że warto było:))))
Tak wyglądały moje bombonierki:


Choć sztuk trufli było sporo, rozdałam wszystkie.
Czekoladki mają jedną zasadniczą wadę - znikają stanowczo za szybko.
Własnoręcznie wykonane słodycze sprawiają ogromną frajdę i świetnie smakują ( nie są mdłe, o wyraźnym smaku gorzkiej czekolady,kawy i nutce alkoholu), nie mają żadnych sztucznych dodatków, ale też nie można przechowywać ich tygodniami. Coś za coś.
To 'Coś' jest naprawdę warte włożonego wysiłku.
Proste, pyszne, eleganckie - to lubię!

niedziela, 3 czerwca 2012

Wystarczy - ostatni tomik noblistki

Zapowiadany od dawna. Ostatni. Ważny. Niesamowity.

Jak poezja wędruje pod strzechy przekonałam się osobiście, kiedy to nabyłam swój egzemplarz drogą kupna w Rossmanie na promocji:)



Dlaczego warto/można/ trzeba ( niewłaściwe skreślić) mieć ten zbiorek wierszy na swojej półce?

Chyba po raz pierwszy spotykam się z taką sytuacją jak ta - zostają wydane wiersze autora po jego śmierci i to w takiej nieobrobionej miejscami formie. Tomik zawiera wiersze skończone, kompletne zaakceptowane przez autorkę, ale także jej próby, zapiski. Według mnie to takie wyjęcie ostatnich notatek z szuflady, do której pisała , z jeszcze nie wyrzuconymi zbędnymi zapiskami. Już nie dowiemy się, które były istotne.

Ten sam problem z wielką pokorą opisuje Ryszard Krynicki - autor komentarza i posłowia do tego zbiorku wierszy, sam wybitny poeta, któremu przypadł zaszczyt i przyjemność opracowania tego tomiku.

Widzimy jak Szymborska  dany utwór zapisała na kartce swoim lub maszynowym pismem ( faksymilia), ale też widzimy np. dwa zakończenia. I to jest niesamowite, bo już nigdy nie dowiemy się, 'co autor miał na myśli', w jakimś stopniu podejmujemy tę decyzję sami- sami możemy wybrać wersję dla siebie i sposób jej interpretacji. Taka zabawa słowem z jednej strony jest świetna, z drugiej bardzo wymagająca. Kto lubi takie igraszki na pewno się nie zawiedzie.

Szymborska tematycznie jest jak zwykle bardzo blisko człowieka - jego problemów doczesnych, marzeń uczuć. prostym językiem opisuje to, co nam wszystkim leży na sercu - uczucia, bycie w świecie tu i teraz,nasz stosunek do braci mniejszych,cel życia.Przez opisanie przedmiotów lub szczegółów pokazuje człowieka i jego wnętrze jakby z drugiej strony lustra.
Mnie szczególnie ujął ten wiersz:

Każdemu kiedyś

Każdemu kiedyś ktoś bliski umiera,
między być albo nie być
zmuszony wybrac to drugie.

Ciężko nam uznać,że to fakt banalny,
włączony w bieg wydarzeń,
zgodny z procedurą;

prędzej czy później na porządku dziennym,
wieczornym, nocnym, czy bladym porannym;

i oczywisty jak hasło w indeksie,
jak paragraf w kodeksie,
jak pierwsza lepsza
data w kalendarzu.

Ale takie jest prawo i lewo natury.
Taki, na chybił trafił, jej omen i amen.
Taka jej ewidencja i omnipotencja.

I tylko czasem
drobna uprzejmość z jej strony -
naszych bliskich umarłych
wrzuca nam do snu.

(w: Wisława Szymborska, Wystarczy,Wydawnictwo a5, 2011, s.14)

O Szymborskiej i tym tomiku można długo i do bólu, co zrobili już za mnie inni. Nie chcę tu pisać rozpraw ani prac magisterskich ( już jedną ze współczesnej poezji polskiej popełniłam :) ), ale podkreślić,że jeśli ktoś nie czytał nigdy tej autorki to warto zacząć może właśnie od jej wierszy ostatnich. Choćby dlatego,żeby wiedzieć,że wielką poetką była i za coś tego Nobla dostała. A przede wszystkim dlatego,że w cudowny prosty sposób bardzo przystępnym językiem zmusza nas do myślenia o sprawach ważnych i ważniejszych, o to kim jesteśmy, jak siebie traktujemy. Nie za często zastanawiamy się nad sobą jako człowiekiem, nad tym co naprawdę ważne, a te kilka chwil spędzonych nad tymi wierszami do tego właśnie prowokuje i zaczepia.
Krótko i na temat. Wystarczy.