Nie trzeba było mi dwa razy powtarzać. Wróciłam do domku, a tam... błoga cisza! Spokojnie wypita najpierw kawa , a potem herbata dla podkreślenia wagi chwili...Ech.
Sielanka skończyła się o 15:00, kiedy odbierałam dziada. Zmęczony, ale szczęśliwy wrócił i spokojnie...odreagował stres na Staszku kopiąc i gryząc. Cóż. Z perspektywy trzeciego dnia jest lepiej. Oby do wiosny!