motor

motor
Walentynki są codziennie, tylko my obchodzimy je raz do roku...

poniedziałek, 30 maja 2011

Dzień Dziecka u Filipa

Żeby jednak przyjść w gości na 'prosty ryjek' upiekłam ciasto, czyli wspomniany oststnio maślankowy placek. Właściwie to upiekł się sam bez niczyjej pomocy, bo wcześniej pomocników w mieszaniu mikserem miałam aż dwóch. I gwarancję,że NAPRAWDĘ dobrze zmiksowałam składniki...I tu zdjęcie w końcu moje, bo mnie wstyd zżera:


Do ciasta dodałam 20 dkg borówek amerykańskich i paczkę polewy deserowej deccomoreno w groszkach. Jak widac nic w cieście nie opada, nie tonie, jest na swoim miejscu, co tylko podkreśla geniusz przepisu...Jest naprawdę pyszne! Koniecznie, ale to absolutnie koniecznie upieczcie go z tymi lub własnymi dodatkami.

Wracając do tematu - wypoczęci i pokojowo nastawieni do gospodarzy Ani, Pawła i Fi(lipa) przybyliśmy z zamówioną pogodą i nastrojem imprezowym.

Oprócz ciacha przynieśliśmy jeszcze szaszłyki,a gospodarz usmażył nam na grilu pyszną karkówkę. Były też ćwiarteczki ziemniaczków, owoce, piciu i inne dobrocie.No i pyszna sałatka Ani. Z tego co się dosmakowałam były tam:
- starta marchewka
- sałata lodowa i inne kolorowe
-oliwki zielone
-oliwki czarne
-serek feta w kosteczkach
-czerwona papryka
- pomidor
-ogórek
wszystko doprawione sosem z octu i oliwy.
Wyglądała tak jak smakowała.Mniam!



Atrakcji było tak dużo, że moje chłopaki bidule własciwie nie wiedziały co robić i rzucały się na co popadło. A głównie popadło na elektryczne autko, które jeździ, gra,miga i wszytko inne...Były bańki mydlane, premiera nowej trampoliny, kosiarka, rower, żywy pies Czarek ( typu kochany rumun). Aż się w głowie kręciło...


Na jedzenie i sikanie szkoda było czasu .
Jak zrobiliśmy szukanie samochodzików-niespodzianek po ogrodzie, to najlepiej bawili się rodzice :)


Fi podchodził z filozoficznym spokojem do sprawy- w końcu te atrakcje ma na co dzień. Kosił spokojnie cały trawnik i nawet ululał porzuconą przez Jaśka dzidzię na huśtawce:


Popołudnie piękne i ciepłe minęło za szybko.Jeszcze rzut oka na skalniaczek ( dzieło mamy Pawła)


I trzeba było wracać do domu. Jasiek zaraz za zakrętem wołał:'wracajmy tam!' i chyba kiedyś wrócimy, bo bezczelnie wprosiliśmy się przy pożegnaniu...

Prawie jak Van Gogh

Ponieważ zakwitły w moim ogrodzie irysy, natychmiast przypomniały mi mojego ulubionego malarza. Dawno nie zaglądałam do albumu, fajnie było więc wrócić.
Mogłam tę książkę kiedyś oglądac godzinami!

A poniżej efekty zabawy ze zdjęciami.
Najpierw oryginał:
zdjęcie stąd

a tu moja wariacja:



Niestety nie udało mi się zadnym magicznym sposobem wykasować samochodów z tła...za to obróbka zdjęć bardzo mi się spodobała i jak zobaczę jeszcze coś podobnego do jakiegoś obrazu to efekt powtórzę.
Pozdrowienia dla wszystkich wielbicieli Vincenta!