motor

motor
Walentynki są codziennie, tylko my obchodzimy je raz do roku...

sobota, 3 grudnia 2011

' William Turner - malarz żywiołów ' w Muzeum Narodowym

Jedna z moich błogich wizyt kulturalnych przed południem, kiedy dzieci zaopiekowane, pogoda piękna i brak tłumów na drogach i w muzeach.


Wystawa jest czynna do 8 stycznia 2012, więc jeśli zainteresuje was moja relacja, zdążycie jeszcze zwiedzić.

Mam takie wpojone na studiach i wcześniej poczucie,że niestety w powojennej Polsce nie zostało dużo dzieł sztuki na światowym poziomie o wielkiej sławie. Mamy 'Damę z łasiczką' DaVinciego w Muzeum Czartoryskich w Krakowie oraz "Sąd ostateczny' Hansa Memlinga w Gdańsku. I to by było właściwie na tyle. Dlatego, jak gdzieś w pobliżu 'coś rzucą' ze sztuki światowej, pędzę,żeby nie stracić okazji zobaczenia choć raz w zyciu, bo nie wiadomo, czy będzie mnie kiedykolwiek stać na podróż do galerii w innej części świata.

Choć tak naprawdę prawie wcale nie znam się na sztuce i mam swój bardzo ograniczony zestaw ulubionych malarzy, lubię wypatrywać w dziełach sztuki pasję, teksturę, dowiadywać się jak powstawały, kim był ich autor. Można się dowiedzieć niesamowitych historii, daleko bardziej interesujących niż te zawarte kiedyś w podręczniku do plastyki:)

Turner jest autorem trudnym. Zarówno w odbiorze go jako człowieka danej epoki jak w odbiorze jego dzieł.Tutaj znajdziecie krótką biografię. Całe jego życie możecie poznać oglądając ( w cenie biletu ) rewelacyjny film zrealizowany przez BBC i wyświetlany przed wejściem na wystawę. Można go zakupić w zabójczej cenie 43 zł w sklepiku muzealnym. Niestety nie nabyłam. Aż tak nie kocham Turnera. Czekam, że może puszczą go gdzieś w tv i nagram:) To naprawdę wciągająca i wyczerpująca opowieść o Turnerze, która świetnie przygotowuje do wystawy. Szkoda tylko, że taka długa. Ja mogłam poświęcić na niego tylko godzinę, a żałuję bardzo, że nie dotrwałam do końca.

Tutaj link do strony, gdzie publicystka Monika Małkowska oprowadza po wystawie - polecam ten filmik! A tutaj informacje o samej wystawie - również warto przeczytać.

Cała ekspozycja ma specyficzny klimat - ciemno i zimno - ze względu na zbiory szumi klimatyzacja i światło jest raczej ponurej barwy. W słońcu prace wyglądałyby chyba inaczej, weselej. Zdecydowana większość to akwarele - szkice do obrazów olejnych i zatrzymywanie w nich jak w kadrze warunków atmosferycznych, linii skał, horyzontu, wody itp. Mamy  5 sal - 4 żywioły oraz fuzja, czyli przenikanie się ich wzajemne. W Muzeum Narodowym jest tylko mały wycinek twórczości artysty i nie wiedząc absolutnie nic o nim i jego najważniejszych dziełach trudno się wypowiadać, dlatego przed pójściem- poczytajcie.

Mnie urzekło kilka obrazów, ale przede wszystkim talent tego człowieka. Niesamowita lekkość w oddawaniu jedym pociągnięciem pędzla z rozwodnionym barwnikiem fali zalewającej statek, skały i jej cienia, kilku odcieni chmur naraz. Niewątpliwie akwarele należały do jego ulubionych ( najtańszych?) narzędzi pracy i wyspecjalizował się w malowaniu nimi tak,że właściwie każdy obraz olejny od szkicu w akwareli zaczynał.Uważam, że w sposób doskonały opanował technikę pokazywania światła w obrazie - jak najlepszej klasy fotograf.Był zafascynowany chmurami - ich ruchem, odcieniami, gatunkami. Wręcz kochał się w morzu - jego barwach, dynamice, kolorach o różnych porach dnia i roku.

To wszystko, tę wielką pasję, bezdyskusyjny talent, ciekawość świata i specyficzny jego odbiór znajdziecie na wystawie. Muzeum dodatkowo ' podkręciło' atmosferę puszczając w sali 'wodnej' odgłosy wyjącego wichru, jakby huraganu na morzu.

Mam zarzuty do strony organizacyjnej - nie można robić zdjęć, nawet bez lampy. Pamiątki z wystawy mają się nijak do wystawionych dzieł i są horendalnie drogie. Nabyłam drogą kupna pocztówkę ( nie powiem za ile, bo to skandal) z wiszącym piętro wyżej obrazem i poszłam na kawę ( w normalnej cenie:)) do muzealnej Tri BeCa Coffee.Trafił mi sie artystyczny okaz w filiżance:


Z wycieczki wróciłam lepsza. Jednak kontakt ze sztuką jest formą terapii na przyziemne problemy i sprawia, że inaczej patrzymy na ludzi, rzeczy i zjawiska. Wryło mi się w pamięć kilka 'hipnotajzin' obrazów i ich niesamowity klimat i od teraz trudno mi będzie pozbyć się ich w patrzeniu na rzeczy zwykłe jak morze, wodospad czy ruiny.

Nie umiem oceniać i nie to ładne, co ładne, lecz co się komu podoba, ale prace Turnera naprawdę robią wrażenie, tym bardziej, że można je ( jak rzadko w Polsce) oglądać z bardzo bliska i zobaczyć cały trud włożony w płótno, jego trójwymiarowość. A nie tak ponuro, jak kilka jego reprodukcji w podręczniku do Romantyzmu z liceum.Na żywo księżyc z obrazu reklamującego wystawę można zdjąć jednym palcem jak kawałek lukru z pierniczka :)

Turner powiedział kiedyś "Ten, kto posiada wszechwładny entuzjazm, który idzie w parze z talentem, nigdy nie będzie patrzył w sposób powierzchowny" i tu się podpisuję rękami nogami.

Ludzie - do muzeum! Póki te obrazy wiszą w Krakowie i można je zobaczyć - bardzo warto!!!


obraz stąd
obraz stąd

A więcej obrazów w Muzeum Narodowym i na tej zagramanicznej stronie.

I jeszcze cukieras na dziś jako nagroda dla tych co wytrwali do końca tego długaśnego postu: