motor

motor
Walentynki są codziennie, tylko my obchodzimy je raz do roku...

środa, 23 stycznia 2013

Dwoje do poprawki - film z życia wzięty

Film , który można teraz nabyć z gazetą Gala, swoja premierę dvd miał już wcześniej, więc do wypożyczenia. Reklamowany jako komedia/dramat jest po prostu obyczajowym filmem o życiu. I bardzo dużo tego życia w nim znajdziemy. Zanim głęboka studzienka, strona na filmwebie - tutaj



Jest to zdecydowanie popis gry aktorskiej Meryl Streep i Tommy Lee Johnsa. Bardzo mi się ten film spodobał z zupełnie innej beczki ( między innymi beczkami) - charakteryzacja aktorów jest taka , jak prawdopodobnie wyglądają oni na co dzień, w domowych pieleszach, podobni do nas samych. Meryl Streep w realu słynie ze swoich modowych wpadek ( choć ostatnio staranniej dobiera kreacje:)), a Lee Johns wygląda jak ... normalny Lee Johns. I dlatego ta opowieść wzrusza.

Historia małżeństwa z 31 letnim stażem ( nieźle!) przypomina scenariusz wielu innych takich małżeństw - dorosłe odchowane dzieci, które wyfrunęły z domu, on i ona pracują i spotykają się w dużym bogatym domu. Każdy dzień wygląda tak samo, niby wszystko o sobie wiedzą, ale żyją obok siebie i śpią w osobnych sypialniach, zapomnieli jak ze sobą rozmawiać. Sytuację postanawia zmienić ona, wykupując za ciężkie pieniądze w zapomnianym zakątku kraju tygodniową kurację u znanego psychologa par i wciągając do tej wyprawy- terapii męża.

Wynika z tego cała seria fortunnych i niefortunnych zdarzeń. Przede wszystkim spotkania z psychologiem pozwalają poznać małżonkom siebie, choć nie w taki sposób jakby chcieli, albo jak sobie wyobrażali. W obcym miejscu, wśród obcych ludzi zaczynają szukać drogi do siebie. Czy znajdą - oglądnijcie , to się dowiecie :)

O psychologu właściwie nie wspomnę, bo występuje w roli dodatku do wspaniałej pary i wypada przy nich blado i mechanicznie.

Kay i Arnold to my - tacy jesteśmy lub za chwilę ( czas ucieka!) będziemy. Starzy, pokryci siatką zmarszczek, z wystającym brzuchem i opadłym biustem. Ale też pełni marzeń, pragnień i wspomnień, chcący czuć się potrzebni, potrafiący kochać życie i ludzi, piękni wewnętrznie - każdy na swój sposób.

Film porusza trudny temat miłości ludzi dojrzałych. W telewizji ludzie są zazwyczaj młodzi, zdrowi i piękni fizycznie.  Tutaj widzimy jak wygląda normalne życie z jego problemami i radościami.
Fajne jest to,że w dobie dzisiejszych coraz liczniejszych rozwodów powstaje film, w którym widzimy jak ludzie potrafią o siebie walczyć. Naprawiać stare, a nie kupować nowe. Możemy zobaczyć jak piękny i bogaty jest świat seniorów z całym ich doświadczeniem życiowym. I nie musi to być tylko egzystencja, ale fajne choć trudne życie. Morałów jest kilka, bo to opowieść tego typu, ale każdy może sobie ten morał dośpiewać sam i dopasować do siebie. Zapraszam bardzo bardzo do oglądania i śpiewania!


wtorek, 22 stycznia 2013

Nadejszła godzina czyli wyniki Candy Rocznicowego

Kochani!

Bardzo bardzo dziękuję wszystkim za udział w moim rocznicowym candy! Za wszystkie miłe słowa i życzenia pod moim adresem. Strasznie to miłe, że choć nie ze wszystkimi się znam osobiście, to w sieci mogę znaleźć mnóstwo bratnich dusz :)

W candy wzięły udział 42 osoby. Do zdobycia była nagroda niespodzianka, którą w końcu niniejszym prezentuję i zawiera ona:


rzeczy związane z papierem:
- zestaw kolorowych papierów do origami
- słodką książeczkę
- kalendarzyk na rok bieżący do torebki
- ozdobne pudełko na wszystkie dary
-broszurkę z pomysłami na papierowe ozdoby
- kilka papierowych cukierasów z cytatami

rzeczy związane z bawełną:
- mały ręczniczek
- mydełko z mleczkiem bawełnianym
- krem do twarzy z bawełną Bielenda
- emulsja do mycia twarzy Bielenda
- torba na ulubioną książkę wykonana ze 100% bawełny

mniam:
bombonierkę Ferrero Rocher

Losowanie odbyło się metodą tradycyjną, czyli męska łapa małża w akcji. Przebieg:


Wygrała:


Gratulacje!!!!!!
Bardzo proszę o przysłanie adresu do wysyłki. Wszystkim uczestnikom zgodnie z zasadami wysyłam specjalny papierowo - bawełniany PPS - mam nadzieję,że wam się spodoba.

Nie mogłam przesłać go do Haliny oraz Agnieszki Kamińskiej, ponieważ mimo usilnych poszukiwań nie trafiłam na wasze adresy mailowe- mogę się z wami skontaktować w sieci, ale nie mogę wysłać nagrody pocieszenia- proszę o maila, to wyślę ppsa!
Nie wszyscy zastosowali się do zasad tego candy- przymknęłam na to oko. Choć może nie powinnam? Następnym razem będę bardziej surowa.

Macie fajne marzenia. i ich też wam gratuluję Chcecie być lepsze i umieć więcej. Chcecie coś mieć,żeby coś fajnego stworzyć. Nie mogę spełnić wszystkich życzeń, ale liczę,że spełnię choć niektóre malutkie zwyciężczyni:) Sfascynowała mnie maszynka do wycinanek - co to jest? Podeślijcie linka, to podziwię.

Już od 1 lutego zapraszam na specjalne candy połączone ze specjalnym kalendarzem!

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Tyraj misiu w Irlandii

Nie jest to bynajmniej konstatacja polskiego rynku pracy, ale podsumowanie dzisiejszego Dnia Babci i imienin wszystkich Agnieszek.

Na początku składam wszystkim babciom i Agnieszkom pakiet najserdeczniejszych życzeń - niech się spełniają wasze marzenia, niech was i waszych bliskich nie opuszcza zdrowie, dobry humor i chmara przyjaciół, a ten rok niech przyniesie same tylko miłe niespodzianki !!!!
Dla wszystkich w/w bukiet i sto lat!:


A teraz historia o irlandzkiej wersji tiramisu. Udało mi się nabyć ( drogą kupna) prawdziwe biszkopty do tiramisu ( lidl ) i od razu nabrałam ochoty,żeby ten deser zrobić. Ponieważ korzystam ze sprawdzonych przepisów Doroty z Moich Wypieków - zrobiłam je tak jak ona - w wersji z Irish Cream. Przepis tutaj



Jest to zdecydowanie deser wykwintny. Po pierwsze ze względu na cenę tego likieru:))) Po drugie naprawdę pyszny rozpływający się w ryjku mus-krem o kawowej nucie w połączeniu z nasączonymi espresso z likierem kruchutkimi biszkoptami i gorzkim kakao jest wyjątkowy.

Czym się różni od klasycznego tiramisu? Sekret tkwi w kremie- nie jadłam jeszcze takiego!!!! Jest niepowtarzalny i tyle. Nadawałby się także do przełożenia upieczonych ( dla ambitnych) lub kupnych blatów bezowych + jakieś świeże owoce.

 Jeśli szukacie propozycji na walentynki - warto wypróbować. Jest to też świetny deser do podania w pucharkach, także z bezikami zamiast biszkoptów.Na pewno sprawdzi się jako super deser na imieninach i tego typu imprezach- błyśniecie jako gwiazdy na firmamencie!

Ja zrobiłam go w szklanej formie i udekorowałam zielona koniczynką. Wiem,że do Dnia Świętego Patryka jeszcze trochę, ale go nie obchodzę, a koniczynka jest zarówno symbolem Irlandii jak i bardziej popularnie po prostu szczęścia - którego życzymy wszyscy naszej babci Hani!!!!

sobota, 19 stycznia 2013

Spod samiuśkich Tater...

Hej, górol ci jo, górol
Hej, spod samiuśkich Tater
Hej descyk mnie ukompoł
I ukołysoł wiater
Hej descyk mnie ukompoł
I wiater ukołysoł
Hej, cozem sie napłakoł
Ale mnie nikt nie słysoł
Hej, nicego mi nie żal
Hej, ino kapelusa
Hej, cok się jej nakłanioł
Hej nie kciała, psia dusa!

Mam ogromny sentyment do Zakopanego. Jako miejsca pierwszych wycieczek z rodzicami, jako czasu spędzonego tam na młodzieżowych i studenckich wyjazdach, jako miejsca spotaknia mojego obecnego męża i długo by wymieniać!
Mikołaj przyniósł mi 6 grudnia książkę, o której marzyłam ( przy okazji pozdrawiamy Mikołaja, dziekujemy- my też jesteśmy zdrowi i polecamy się na przyszły rok) i dlatego kilka słów o niej. I o czymś jeszcze.

Zakopane to takie miejsce w Polsce, w którym chyba każdy był, a jeśli nie to na pewno prędzej czy później pojedzie, bo tak jak w Warszawie- wypada być. Historia Zakopanego jest niesamowita, bogata, fascynująca  Cała plejada gwiazd sztuki, literatury itd. itp. od XIX wieku aż do teraz się przez nie przewinęła i dalej przewija. Uczymy się o nich i ich dziełach na różnych etapach w szkołach, widzimy i słyszymy w radiu, telewizji i necie. Mam w domu kilka przewodników i encyklopedii o Zakopanem, ale brakowało mi pozycji, która pozwala to miejsce i kulturę odbrązowić, pokazać współczesnemu czytelnikowi i turyście. I właśnie znalazłam - to "Zakopane odkopane" Pauliny Młynarskiej i Beaty Sabały - Zielińskiej:


Świetna pozycja dla tych, którzy pamiętają Zakopane sprzed lat ( kilku, kilkunastu, kilkudziesięciu) ale i dla tych, którzy się tam wybierają czy już są stałymi bywalcami. Nie nudząc, nie trując, nie przegadując różnej ilości zakopiańskich wątków tłumaczy kto, co i jak z Zakopanem dawnym i dzisiejszym. Możemy poznać historie ( historyjki:)) ludzi i budynków, dowiedzieć się mnóstwa ciekawostek, których nie ma w tradycyjnych przewodnikach i poznać niezwykłą historię znajomości dwóch autorek-dziennikarek.

Oprócz mnóstwa anegdot z ich życia prywatnego oglądamy obraz Zakopanego i górali jakimi są naprawdę- bez kolorowego i często tandetnego dziś folkloru. Poznajemy historie ludzi przyjezdnych i miejscowych. W końcu możemy się dowiedzieć co ważnego i ciekawego dzieje się tam dziś.W podtytule jest to 'lekko gorsząca opowieść góralsko- ceperska' :))) Nie ma w niej szlaków turystycznych, cen biletów i godzin otwarcia obiektów, ale jeśli ktoś wie o Zakopanem mało albo zgoła nic, to warto od tej lektury zacząć,żeby potem spokojnie wziąć się za to, co nas najbardziej zainteresuje. A bibliografia związana z Zakopanem jest ogromna.

Książka ma wiele kolorowych zdjęć, na końcu znajduje się spis miejsc związanych z kulturą, sztuką i noclegów oraz ważnych w Zakopanem telefonów.Niby według klucza prawdziwego przewodnika, a jednak zupełnie inaczej. Przeczytałam ją z prawdziwą przyjemnością i świetnie się przy tym bawiłam, bo język prosty, styl lekki i mnóstwo humoru.
Polecam wszystkim na zimę i wszystkie inne pory roku, które w Zakopanem wyglądają niesamowicie!

Szukając ostatnio przepisu na Moich Wypiekach znalazłam Szarlotkę spod samiuśkich Tater i... postanowiłam zmierzyć się z zagadnieniem.
Szarlotka ( czyli po nasemu: placek z jabłkami) jest kultowym ciastem w naszej rodzinie. Specjalistką od niego była moja babcia, a po niej niepobitą królową jest moja mama, której zawsze się placek udaje, a sława wypieku sięga daleko. Nie widziałam więc do tej pory potrzeby robienia szarlotki na kruchym cieście, bo i po co, skoro w domu mam najlepszą? Ale jak zobaczyłam zdjęcia do tego przepisu i skojarzyłam je z ośnieżonymi szczytami - zmieniłam zdanie.

Z niepokojem w dusy i Jaśkiem przy boku zabrałam się do obierania jabłek. Tu uwaga do wszystkich, którzy nie pieką i uważają się za beztalencie - po pierwsze poczytajcie komentarze pod tym przepisem na Moich Wypiekach, po drugie ja sama po raz pierwszy w życiu robiłam kruche ciasto i piekłam szarlotkę! Jeśli spróbujecie- musi się udać, bo żywcem nie ma co w niej zepsuć!
Całkowity czas pracy nad nią zamknął mi się w 2,5 godzinach ( obieranie, szatkowanie jabłek,wyrobienie ciasta, podpieczenie, dodanie nadzienia, pieczenie), ale nie żałuję, bo przepis jest na całą dużą blachę, a wykonanie bardziej czaso- niż pracochłonne. Obierać i szatkować jabłka umie każdy, ciasto zagniata się z wszystkich składników naraz i jest szybciutko gotowe. Piekłam równą godzinę.Efekt:


Na kruchym cieście się nie znam, ale mężowi ( bo to dla niego uczyniłam!) smakowało bardzo, tak samo mnie i mamie, która jest od szarlotek ( jak wyżej wspomniałam) ekspertem. Świetne proporcje ciasta sprawiają,że jest dokładnie w sam raz- kruche, ale wilgotne, suche, ale nie za słodkie. Kwaśność nadzienia jabłkowego dla mnie w sam raz ( bo nie lubię zbyt słodkich) regulujemy cukrem pudrem na wierzchu. Absolutnie nie ma się do czego przyczepić - jest to szarlotka wspaniała!
Na pewno powtórzę nie raz ten sukces, bo coś podejrzanie za łatwo mi przyszedł. Jeśli macie trochę czasu i chcecie błysnąć naprawdę domowym ciastem, to jest to propozycja idealna. Warto też zachować przepis na kruche ciasto do wykorzystania jako drobne ciasteczka, do tarty itp. bo jest błyskawiczny,a ciasto przepyszne.
Polecam rękami i nogami!

Uwagi:
- ilośc jabłek- 3 kg ( szara reneta)
- blachę wyłożyłam całą papierem do pieczenia
-zanim podpiekłam spód bardzo dokładnie miejsce w miejsce ponakłuwałam go widelcem- dziurki gęsto, aby ciasto dobrze napowietrzyć , a potem nawilżyć nadzieniem
- na 3 kg jabłek użyłam 3 łyżeczki cynamonu i 1/4 szklanki cukru i okazało się,że cukru w sam raz, a cynamon nie przesadzony
- przed wyłożeniem nadzienia posypałam 6 łyżkami tartej bułki

piątek, 18 stycznia 2013

Hobbit na świeżo

Jestem kilka godzin po seansie Hobbita- obecnego hitu kinowego.
Od razu zaznaczam, że nie jestem zażartym fanem fantastyki, ani Tolkiena, ani opowieści ze Śródziemia. Oglądnęłam całą trylogię "Władcy Pierścieni" jakiś czas temu, więc teraz poszłam na "Hobbita" i tyle. Strona filmu na filmwebie tutaj.


Od dawna mówi się już, że to film nakręcono głównie w celu nabicia kiebzy, jakby to powiedzieli bohaterowie Tolkiena. I trudno się z tym nie zgodzić, skoro 'Władca' zarobił taką kasę, to dlaczego nie ciągnąć tego jakże dochodowego biznesu? A jest na czym trzepać: bilety do kin, gadżety, muzyka, dvd, gry komputerowe, zabawki w McDonaldzie itp. itd. Nawet Nowa Zelandia stała się już w pewnym sensie towarem, ponieważ ekranizacje Tolkiena tam właśnie kręcone i zbudowane scenografie przyciągają fanów jak magnes. Jeden człowiek tego nie wymyślił, ale ta silna grupa dzieliła ongiś i zapowiada się,że będzie nadal, liczyć talary w kiesie. Tyle o czynniku ekonomicznym.


Film jest bez wątpienia szeroko zakrojonym widowiskiem pod każdym względem - wspaniała muzyka ( powtarzająca motyw z Władcy Pierścieni), bardzo drobiazgowa i dopracowana scenografia, niesamowite klimatyczne zdjęcia.To zdecydowanie film, który trzeba zobaczyć na dużym ekranie,żeby docenić rozmach przedsięwzięcia. Nie wypowiadam się na temat scenariusza, bo nie znam aż tak dobrze książki. Podobno nieścisłości są, jak czytam na różnych forach dotyczących tego filmu.

Co do gry aktorskiej- nie mam zastrzeżeń. Młody Bilbo Baggins grany przez Martina Freemana jest doskonałym niziołkiem-prostaczkiem. Uważam,że wybór aktora do tej roli jest idealny! Ja patrzę na Freemana przez pryzmat jego roli w filmie 'To własnie miłość'- erotycznego dublera. Chyba zawsze będzie mi się tak kojarzył:) Można go ( Freemana) zobaczyć również w hicie ostatniego roku - serialu "Sherlock", ( w roli Watsona), który polecam rękami i nogami!
Nota bene w 'Hobbicie" jako jeden z nielicznych posiada własny- bez charakteryzacji - nos :))))


Wszystkie postaci Hobbita po prostu mnie przekonują, nie ma tam żadnego zgrzytu, sztuczności, 'przegrania' roli. Choć film trwa 170 minut + reklamy nie nudził mnie ani przez chwilę i żal było z kina wychodzić, gdy oczywiście akcja została przerwana w dramatycznym momencie i czekaj tu człowieku rok na dalszą część! Zgniły pomidor się w kieszeni otwiera!

Natomiast wzruszenie chwyta za gardło, gdy słyszymy o odwadze, honorze, przyjaźni, i o tym, że warto cieszyć się z rzeczy małych. Sprawdziłam i dialogów, które tak mi się podobały , nie ma w oryginale, ale świetnie pasują do sytuacji i nadają klimat nie tylko legendy o herosach, ale opowieści o prawdziwych ludzkich i pięknych wartościach.Tak że, jak widać, głębia jest :))))

Tak jak poprzednio "Władca Pierścieni", tak i teraz "Hobbit" to film, który zobaczą wszyscy lub prawie wszyscy prędzej, czy później. Decyzja należy do was, ale polecam duży ekran, a jeśli kto może i 3D. Te trzy godziny spędzone w towarzystwie bandy krasnoludów, orków, elfów i nie wiem jeszcze kogo, były dla mnie świetną rozrywką i sposobem na zimową chandrę. A nostalgiczna i tęskna ballada z filmu została w uszach i w sercu podzwania.


Bardzo polecam!

czwartek, 10 stycznia 2013

Szopki on maj majnd

Uwielbiam oglądać szopki krakowskie!
W tym roku już po raz jubileuszowy -70ty  w czwartek 6 grudnia komisja oceniła prace, a potem wylądowały one w Muzeum Historycznym. A w muzeum na wystawie pokonkursowej wylądowałam ja.


Prac więcej niż ostatnio. Dobrze pomyślane zwiedzanie - piwnice to prace dzieci i młodzieży + stanowiska dla najmłodszych do kolorowania malowanek z szopkami i budowania ich z drewnianych klocków. Sale na górze - szopki dorosłych i zwycięzcy konkursu.
Źle pomyślane oświetlenie i to,że nie można robić zdjęć z fleszem. Niestety mój malutki kieszonkowy aparacik słabo sobie radzi z takim światłem, więc wybaczcie jakość. Najlepiej oczywiście zobaczyć samemu.

Na zdjęciach z portali informacyjnych zobaczyłam jak niesamowicie żywo i kolorowo prezentują się szopki w świetle dnia i pięknym słońcu, które było właśnie 6 grudnia. Poszukajcie zdjęć na stronach Gazety Wyborczej lub Gazety Krakowskiej. Warto!

Jak zwykle nie wiadomo, na co patrzeć najpierw. W tym roku starałam się wyłowić interesujące szczegóły, choć trudno było, gdy wszystko mieni się kolorami, światełkami, barwami złotek...
Widziałam małe cuda - trębacza uchylajacego okienko i grającego hejnał, latającego Pana Twardowskiego na kogucie, zaczarowana dorożkę, artystów Piwnicy Pod Baranami, Świętą Rodzinę z tak sympatycznymi buziami,że aż się uśmiałam i wręcz doskonale odwzorowane sarkofagi Jadwigi i Jagiełły w przepięknie zdobionych kaplicach. O witrażach w okienkach szopek nawet nie wspomnę, bo aż strach pomysleć, ile trzeba było czasu na takie dziubanki- malowanki.

Niesamowicie podobają mi się pomysły dzieci. Jak w zeszłym roku zachwycałam się szopką zrobioną z trzech butelek po napojach wyskokowych, w tym padłam na widok tej szopiny- praczyny. Geniusz!!!:


Większa też w tym roku różnorodność materiałów: ciasto, glina, piernik, chleb, plastik...

Mam też swojego ulubionego autora, który ma pewną manierę, ale każde jego dzieło jest tylko z pozoru takie same, w rzeczywistości szopki łączą tylko kolory i ogólna bryła ( tu dodałam zdjęcia ze strony gazeta.pl):


I jak zwykle najciekawsze były detale wymyślone autorsko, a nie wsadzone z innej bajki. Bardzo mi się podobała Agnieszka Radwańska ( w końcu krakowianka!) - niestety rozmazałam zdjęcia, choć zrobiłam kilka.Tu grota z puszki po szynce Krakus,Fantastyczny kot na dachu i tryptykowy ołtarz na wzór Stwosza:


Niezmiennie zachwycają mnie miniaturki - na kilkunastu centymetrach kwadratowych dzieje się mały świat, nawet zaczarowana dorożka jest tak dokładnie odwzorowana!


Na wystawę marsz!


środa, 9 stycznia 2013

Przyrodniczo

Taka to zima,że w jesieni śnieg, a w styczniu wiosna.
A jeszcze wcześniej anomalia, którą zobaczyłam po raz pierwszy: na przekwitłym kasztanowcu jedna z gałęzi ze świeżymi kwiatami na początku października!


Przymrozek w ogrodzie:


Atak zimy jesienią ( 28.10):



Nowy Rok na placu zabaw ( wiosna kurka, a nie 1 stycznia!)


Ciekawe, co będzie dalej :))) Oby do tej wiosny jak najszybciej!

wtorek, 8 stycznia 2013

Chrzcielny wspominkowy

Popełniłam dużo wczesniej tort na chrzest świetnie się zapowiadającego Wojciecha Grzegorza.
Prezentacja poniżej.

Biszkopt z kremem z batoników milky way z dodatkem kwaskowej żurawiny. Na wierzchu lukier plastyczny oraz perełki cukrowe. Pisze się łatwo, ale był to zdecydowanie jeden z najtrudniejszych tortów, jakie w życiu zrobiłam, ze względu na precyzję wykonania.
Po torcie zostało wspomnienie, zdjęcia i bezcenne doświadczenia:)


poniedziałek, 7 stycznia 2013

Aktualności

Obwieszczam wszem i wobec, że setnym obserwatorem została Janeczka, która juz odebrała prezent ode mnie pocztą i wypiła kawę za moje zdrowie. Jeśli zamieści info na swoim blogu o drobiazgach, to je zobaczycie, bo podlinkuję. Jeśli nie- pozostaną naszą ( moją i Janeczki) wspólną tajemnicą.

Bardzo się cieszę,że kolejne osoby dołączają do candy. Ale fajnie jest oglądać wasze blogi!

Powolutku zaczynam nadrabianie z zeszłego roku. Nie zdziwcie się, jeśli zobaczycie coś zupełnie niezgodnego z sezonem, porą roku itp.

Pracuję intensywnie nad prezentami do candy - strzeżcie się wszyscy uczestnicy :)))))

Dziękuję za wszystkie życzenia, miłe słowa i wasze komentarze!

niedziela, 6 stycznia 2013

Luźny post bożonarodzeniowy

Kompletnie luźny, bo już po ptokach, to nie ma stresu :) Zostały już tylko wspomnienia, które poniżej.

Udało mi się przygotować kilka rzeczy przed Świętami i kilka na samą wigilię. Z wszystkich jestem dumna i blada.

Tak już mam, że jeśli jakiś przepis przypadnie mi do gustu i smaku i stwierdzę,że to jest to, nie przekonacie mnie do zrobienia na daną okazję niczego innego. Tak też istnieją przepisy everlast na klasyczny tort orzechowy ( z Kuchni Polskiej z 1964 r.), makowiec i masę makową ( z tejże, przy czym do masy makowej dodaję drobno pokrojone daktyle - bosko pachnie!), sernik wykwintny z Moich Wypieków ( nie do podrobienia i podważenia) i długo by tu jeszcze wymieniać. Każdy z nas takie przepisy ma i tyle. Jest to swoiste dobro narodowe, które się przechowuje w mniej lub bardziej tajnych zeszytach, wycinkach, książkach itp.

Do mojego dobra narodowego dołączam przepis na pierniczki. Oczywiście pierniczków zrobiłam już w życiu tysiące ( dosłownie), z kilkunastu przepisów, ale ten miłuję.
Nic w nim szczególnego, jest prosty jak konstrukcja cepa, ma wszystko, co trzeba i przede wszystkim można wykonać ciastka tuż przed wigilią ( jak też komisyjnie z Jaśkiem i Kamilką uczyniliśmy), a co najważniejsze od razu jeść, bo są w sam raz mieciutkie. Przechowują się do kilku miesięcy w puszce z kawałkiem jabłka ( ale kto przechowuje takie pyszności?).Przepis tutaj.

Najfajniejsze pierniczki do wykonania z dziećmi-wszystkie składniki zagniata się na ciasto, wykrawa i piecze 10 minut ( dokładnie tyle!). Dekorowaliśmy je w ten sposób,że upieczone i wystudzone smarowaliśmy 'klejem' z cukru pudru i odrobiny wody i posypywaliśmy różnymi koralikami, posypkami itp. Każdy to potrafi, a posypki są chyba w każdym sklepie spożywczym.Gorąco was namawiam na zrobienie właśnie ich z dowolnej okazji- najbliższa Walentynki :) Mnie wyszły 3 blachy. Trochę rozdałam ( kto próbował, niech się zgłosi!), a mniejsza część ( ciekawe czemu mniejsza?:) zawisła na choince.


Najgorsze,że do dziś nie przetrwał ani jeden, a ja nie zrobiłam zdjęć w ferworze walki życzeń:(

Upiekłam też świąteczne babeczki inne niż wszystkie- mocno czekoladowe, pachnące piernikami z powidłami w środku. Połączenie zabójcze. Zdecydowanie syte, ale jaki smak! Rozeszły się tak szybko, że zdążyłam zjeść tylko jedną. Kolejny świetny przepis - spróbujcie koniecznie!Również nie zdążyłam ich zdjąć, więc pożyczam obrazek ze strony moich wypieków - wyszły mi dokładnie takie same ( choć zdjęcie o wiele piękniejsze niżbym ja uczyniła):


(zdjęcie pochodzi ze strony mojewypieki.pl do powyższego przepisu)

Tradycyjnie zrobiłam makowce i sernik, które postanowiłam ozdobić w tym roku. Natchnieniem okazał się piękny wieniec z jemioły, który nabyłam przed wigilią na giełdzie kwiatowej. Uznałam,że sam w sobie jest tak ładny,że nic mu więcej nie potrzeba. Za to jemioły potrzeba mi było na ciastach. Oto i one:


W okresie mikołajowym zrobiłam też bardzo ciekawy żydowski piernik- ciężkie bardzo wilgotne i aromatyczne ciasto z dużą ilością bakalii.Zdecydowanie taki piernik, jaki kiedyś panny dostawały jako wiano. Niesamowity! W związku z jego bogatą historią i ciężarem właściwym )( tutaj przepis i historia- poczytajcie) pokroiłam go na małe kawałeczki, polałam czekoladą i posypałam koralikami, tak,żeby kosteczki były na jeden gryzek. Zapakowane świątecznie dostali wszyscy, u których Święty Mikołaj zostawił prezenty dla moich synków.


Na samego 6 grudnia wypróbowałm przepis Magdy Gessler na sernik imbirowy. Nigdy takiego nie jadłam, więc czemu nie spróbować? Przepis był zamieszczony w grudniowej Claudii, podaję go na końcu.


I koniec tych wynurzeń o ciężkich zimowych deserach. Komu leci ślinka- zapraszam do wypróbowania - filozofia żadna, a radości kupa!

SERNIK IMBIROWY
Spód:
450 g herbatników imbirowych
110 g masła
1 jajko
3 łyżki mąki
Masa:
300 g ciemnej czekolady 1/2 łyżeczki mielonego imbiru
250 g serka mascarpone
400 g twarogu sernikowego
3 duże jajka
60 g cukru
Dekoracja:
kandyzowany imbir
cukier puder

Herbatniki pokruszyć ( można też zmiksować). Zagnieść je z masłem, jajkiem, mąką. Masa wylepić wyłożoną papierem do pieczenia tortownicę ( 23-25 cm). Piec 7-9 minut w 180 stopniach. Czekolade roztopić na parze. Wymieszać z mielonym imbirem. Przestudzić. Jajka utrzec z cukrem, dodając stopniowo czekoladę z imbirem. Serek mascarpone zmiksowac z twarogiem i połączyć z masą czekoladową. Masę rozsmarować na cieście, wyrównać wierzch. Piec 40-50 min w 170 stopniach. Ostudzić. Posypać cukrem pudrem i udekorowac kandyzowanym imbirem.

Uwagi:
Ciasteczka korzenne- barbakanki krakusa.
Imbir mielony można spokojnie zastąpić imbirem żywym drobniutko posiekanym, albo zwiekszyć do smaku ilość tego w proszku. Pół łyżeczki  niestety ginie w morzu czekolady.
Ja polałam sernik na wierzchu roztopiona czekolada imbirową Wedel i posupałam skórką pomarańczową, bo za chiny nie dostałam kandyzowanego imbiru.