motor

motor
Walentynki są codziennie, tylko my obchodzimy je raz do roku...

poniedziałek, 31 grudnia 2012

Przy okazji + Candy

Bo dziś mija właśnie 2 rocznica założenia tego bloga. Nie wierzę,że to już 2 lata minęły. Ale w swoje 12 lat po ślubie też watpię, więc właściwie wszystko w  porządku :)
Dla przypomnienia się i uciechy ludu ( mam nadzieję dużej) dwie zabawy blogowe.

Po pierwsze - ubyło mi trochę obserwatorów, a lubię mieć okrągłą liczbę, więc kto dołączy jako setny ( 100) obserwator, tego obdaruję niespodzianką. Tajną oczywiście do czasu okazania i wysłania w/w na adres nowego obserwatora. Nie chodzi mi o to, aby pobić jakiś rekord, ale o takich czytelników, którzy zostaną ze mną na dobre i na złe. Którzy nie wypiszą się z tej piaskownicy, nawet , jeśli mnie trochę dłużej nie będzie. Takie mam małe marzenie i po cichu liczę,że się spełni. Dla setnego obserwatora spełni się pięknie:) A ja zawsze będę mogła powiedziec,że mam setkę obserwatorów.

Po drugie - skoro wybiła już druga rocznica bloga - czas na candy. Ogłaszam więc candy rocznicowe papierowo- bawełniane. Do dziś w kalendarzach nie znalazłam ostatecznej wersji, jaka jest nazwa drugiej rocznicy, więc do wyboru.
Zasady:
1.Candy dotyczy wszystkich, którzy posiadają adres mailowy lub konto na facebooku lub własny blog
2.Wszyscy biorący udział otrzymują mailowo nagrodę niespodziankę, a nagroda główna leci do zwycięzcy pocztą.
3.Jeśli chcesz wziąć udział, napisz pod tym postem komentarz zawierający TWOJEGO MAILA ( lub odnośnik do niego przez bloga) oraz odpowiedź na pytanie:
JAKIE JEST TWOJE ŻYCZENIE ( LUB ŻYCZENIA) NA NOWY ROK ZWIĄZANE Z BAWEŁNĄ LUB PAPIEREM ( w dowolny sposób) DLA SIEBIE LUB DOWOLNEJ OSOBY
 ?
4. Zamieść podlinkowany banerek na pasku bocznym swojego bloga ( jeśli posiadasz)
5.Zgłoś swój udział do 21.01.2013 do północy i...
6.Czekaj na losowanie w Dzień Dziadka 22.01 ( dlaczego nie?!) w godzinach wieczornych.

Nagrodą główną jest tradycyjnie niespodzianka - pyszna, wartościowa, papierowa i bawełniana i nie tylko:)
Staram się , aby w moich candy było naprawdę pieknie, dostatnio i ciekawie.Zobaczcie sobie jak było ostatnimi kilkoma razy:)))))

Jeśli was zainteresowałam - zapraszam serdecznie!


Życzenia Sylwestrowo-noworoczne

Kochani!

Nie było mnie tu już tak długo,że wstyd. Bardzo dziekuję,że mimo braku nowych postów zaglądacie, tęsknicie, dopytujecie, opieprzacie mnie w mailach smsach, telefonach i osobiście.Macie kurka racje.
Z przyczyn czasami ode mnie zależnych (a czasami nie) zapuściłam bloga okropnie.
Nie kajam się dłużej, tylko idę ad rem jak mogę najszybciej.

Dla wszystkich , a szczególnie tych, którzy wytrwali jako moi obserwatorzy i wszystkich, którzy sie dopominali i tęsknili, a także wszystkich, którzy tutaj po prostu zaglądną:

W oktawie Bożego Narodzenia i na Nowy Świeżutki Rok 2013 życzę,
aby nadchodzące dni były dla nas wszystkich dobre, owocne,
abysmy byli zdrowsi i silniejsi,
abyśmy umieli cieszyć się z rzeczy małych i mieli nadzieję na wielkie,
aby nie zabrakło czasu, radości, pokoju, miłości
i tego wszystkiego, co sprawia,że jesteśmy lepsi, piękniejsi i szczęśliwsi.
 
Do siego Roku!
 
 

środa, 10 października 2012

Jesienne pogaduchy przy pysznościach

Spotkałyśmy się kiedyś we wrześniu z Ulą i Dorotką,żeby nadrobić czas niewidzenia się i omówić sprawy wagi państwowej. Ponieważ na sucho takich rzeczy robić nie wypada, było na mokro i pożywnie:)
 
Postanowiłam wypróbować 2 przepisy - na danie i deser, bo bardzo mnie skusiły jesiennymi smakami.
 
Jako ciepłe danie absolutna rewelacja - kolejny przepis-banał, który każdy może zrobić według własnego gustu. W kanonie ( zamieszczonym w którejś Chwili Dla Ciebie , ale nie pomnę której i na końcu tego posta) mamy jako składniki pomidory, bazylię, mozarellę i łuskany słonecznik.To właśnie on nadaje smak całemu daniu! Po upieczeniu jest chrupiący i aromatyczny. Mozna też przygotować to danie jako sałatkę do innego posiłku.
 
 
Ja oprócz w/w dałam jeszcze soczewicę, czarne oliwki i kukurydzę z puszki.
Danie do zrobienia w 15 min, tyleż podgrzewane i podane na stół na podgrzewaczu. Zniknęło na nas 3 w 15 minut! Zdążyłam zrobić tylko zdjęcie przed włożeniem do pieca, bo potem było już tylko gołe szkło... Świetny pomysł na jesienną szarugę i brak inwencji na kolację czy obiad. Bardzo, bardzo polecam!!!!
 
Babeczki z morelami zapachniały mi po prostu morelami:) Jakos nie mogłam dostać ich w tym roku, nie pokazywały sie w warzywniaku. Jak dziady dorwałam, to od razu zrobiłam coś ambitnego. Nie sa to typowe szybkie mufinki, ale rodzaj ucieranego ciasta ( czytaj: trochę czasu trzeba poświęcić...), ale na pewno sprawdzą się na eleganckim obiedzie lub imieninach. Bardzo mięciutkie, wilgotne i lekkie, pięknie pachną morelami, ale coś za coś. Przepis radzę wypróbować wszystkim tym, którzy juz niejedno ciasto piekli, bo nie jest może trudny, ale czasochłonny i trzeba uważać, żeby nie przypalić delikatnego ciasta. Mnie smakowały przede wszystkim z powodu cudownej konfitury morelowej od Kasi M-K, której smak czuję do dziś - z serca dziękuję, bo była boska!!!!
 
 
Bardzo nas wzruszyły doniczki z wrzosami od Uli, dla każdej z innym cytatem o przyjaźni. Ja dostałam taki:
 
 
Ale fajnie mieć takie przyjaciółki!
 
ZAPIEKANKA ZE SŁONECZNIKIEM( DOBRA NA CIEPŁO I NA ZIMNO!) :
Pomidory- np 4-5 sztuk
ser mozarella- jedna lub dwie kule po 100 g
bazylia świeża lub suszona
dwie duże garście łuskanego słonecznika
+składniki które lubicie :) ( grzyby marynowane lub żywe, cebulka, pikle, orzechy, fasolka, groszek itp., itd...)

Posmarować naczynie żaroodporne masłem. Pomidory pokroić w ósemki i powykładać nimi dno miąższem do góry. Posypać ziołami i pozostałymi składnikami dowolnymi. Na wierzch zetrzec na tarce mozarellę i posypac słonecznikiem.
Zapiekać w 200 stopniach przez 15- 20 min, aż serek się rozpuści a słonecznik lekko przypiecze.
Ja podałam tę sałatkę zapiekankę z grzankami grahamkowymi, można ze zwykłym pieczywem albo paluszkami grissini.
 
BABECZKI Z MORELAMI( przepis z gazety Naj - numer sierpniowy):
6 średnich moreli
10 dkg białej czekolady
2 łyzki konfitury morelowej
10 dkg miękkiego masła
20 dkg cukru
3 jajka
1 i 1/3 szklanki mąki pszennej
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1 cukier waniliowy
szczypta soli

Morele umyć, ponakłuwać, sparzyć wrzątkiem i zdjąć skórkę. Rozciąć i usunąć pestki.
Czekoladę grubo posiekać. Przełożyć do garnka. Dodać masło i mieszając stopić. Przelać do miseczki i przestudzić. Do masy czekoladowej dodać cukier, cukier waniliowy, szczyptę soli, jajka oraz mąkę i proszek do pieczenia. Wszystkie składniki szybko utrzeć mikserem na gładką masę.
Formę na mufinki wyłożyć papilotkami. Napełnić ciastem. Na każdej mufince położyć połówkę moreli. Konfiturę podgrzać, posmarować nią morele.
Mufinki wstawic do piekarnika - 175 stopni. Piec około 20 minut ( ja piekłam 35 min.)
 
 
 

wtorek, 9 października 2012

Wodny świat w centrum Krakowa czyli kawiarnia z podwodnym charakterem

Będąc w Warsztacie ( tym na Kazimierzu, gdzie dają dobrze zjeść..mmmm...) wpadła mi w oko i ręce lokalna gazetka zapraszająca do różnych lokali w Krakowie. Szczególnie spodobały mi się zdjęcia jednego z nich i postanowiłam dogłębnie rzecz sprawdzić.
 
Wykroiły mi się w niedługim odstępie dwa spotkania - jedno podwójne a drugie pojedyncze i już wiedziałam, gdzie je odbędę. Moje znajome nigdy wcześniej w tym lokalu nie były, więc jazda!
 
Najsampierw podaje stronę, a własciwie fejsbuka - tutaj. Adres - Studencka 15. Jest to ciekawa kawiarnia o nietypowym menu i oryginalnym wystroju. Jeśli szukacie spokojnego miejsca na pogaduchy przy dobrej kawie, ciastku i czymś słodkim w centrum, to świetne rozwiązanie.
 
Jako stworzenie zdecydowanie wiecznie marznące i ciepłolubne stwierdzam,że Cafe Mana Mana nadaje się bardziej na ciepłe dni niż nadchodzące jesienne i zimowe wieczory, ale idźcie , to sprawdzicie sami. Lokal w piwnicach, do których schodzi się z ulicy, 2 pomieszczenia- wieksze z barem i mniejsze ( kameralne na 2 stoliki). Maxymalnie w całej kawiarni miejsc może na 20-25 osób. Coś co mnie zachwyciło najbardziej to akwaria. Kilka sporych akwariów tradycyjnych i jedno centralnie umieszczone morskie z morskimi żyjątkami rafowymi...
 
 
Miałam właściwie przez całe życie akwarium w domu i bardzo się do niego przyzwyczaiłam. Dopiero choroba ojca uniemożliwiła mu opiekę nad rybami i musieliśmy koleżanki ( i kolegów) rozdać wraz z ich domem.A szkoda. Bardzo mi ich brakuje, ale nie podjęłabym się kolejnego obowiązku przy dwójce potworów... Tym chętniej oglądałam podwodny świat w Mana Mana.
A było co oglądać...
 
Gdy tam byłam, trwał konkurs na imię dla krewetki z morskiego akwarium. Chyba już go rozwiązano:)
 
Lokal przystosowany dla dzieci - jest dla nich kącik. Są też książki i czasopisma dla stałych bywalców.W karcie znajdziemy oprócz typowych napojów zimnych i ciepłych bardzo oryginalne mieszanki herbat i nietypowe lody własnej produkcji, z których lokal słynie.
Ja za mówiłam aloesowe i brzozowe i faktycznie były intrygujące w smaku! Chętnie się kiedyś tam jeszcze wybiorę, bo ładnie i smacznie.I ciasta domowe podają. I kawa pachnie i smakuje.
 
 
Podobno jest w Krakowie jeszcze jedna knajpa z akwariami- mam nadzieję,że tam też trafię, bo kto ma rybki w domu, wie, jakie to odprężające pogapić się w zieloną wodę i kolorowe łuski i posłuchać szumu filtra...
 

poniedziałek, 8 października 2012

Stanisława

Z urodzinami Pucy mamy od jego urodzenia kłopot, bo wypadają na początku sierpnia, czyli w sezonie głęboko urlopowym i rzadko zdarza się, żeby wszyscy bliscy byli w tym czasie obecni w Krakowie i jeszcze mieli wolną sobotę... Już niedługo ( w szkole podstawowej) będę chyba kontynuować tradycję moich rodziców, czyli zamianę urodzin na imieniny, wtedy jednemu i drugiemu dinozaurowi nie przeszkodzą wyjazdy ani inne sprawy i można się będzie spotkać w szerszym gronie dzieciowym i rodzinnym.
 

A w tym roku Stanisława świętowaliśmy w rześkiej temperaturze kurdwanowskich plenerów. Było dużo biegania, jedzenia i picia niedozwolonych na co dzień rzeczy (cola, chipsy), prezenty z Zygzakiem ( motyw przewodni imprezy) i oczywiście tort.

Ponieważ impreza była w konwencji grilla, zrobiłam 3 sałatki, dwie na słono i jedna owocową. Z tej słodkiej jestem szczególnie dumna, bo udało mi się dobrać owoce, które się nie leją i sałatka długo utrzymuje smak i świeżość. Wszystkie przepisy na końcu posta - jak zwykle. A tu dwóch piecowych. Młodszy narobił się jak nigdy!
 

Dzień bardzo udany, dla młodych i starszych, choć pogoda nie była idealna, bo raczej chłodnawo, to słoneczko nam kilka razy zaświeciło i spędzilismy popołudnie w uzdrowiskowym powietrzu przy dobrym jedzonku gadając i śmiejąc się z opowiadanych anegdotek, które co rusz się komuś przypominały...A jak się potem dobrze spało! Zwłaszcza młodszym, choć mnie też:)

Był oczywiście tort - wymarzony i obiecany Staszkowi- z Zygzakiem ( Makłintem (!) - oryginalna wymowa Pucy) i Złomkiem na asfaltowej drodze wśród drzew i krzewów. Asfalt w kształcie cyfry 3. Do niego świeczki w kształcie znaków drogowych z buźkami i fontanny tortowe. Sam torcik- jasny biszkopcik nasączony herbatką malinową z masą czekoladową ( dzięki ci Anitko!!!!) i kilogramem prawdziwych malinek, oblany czekoladą.
 

Dzieciaki tak się napaliły na zabawę autkami (prawdziwymi do zabawy),że natychmaist zdjęły je z tortu i zaczęły wyścigi. Wcześniej Stanisław o mało co nie przyprawił mnie o zawał serca - poszedł spokojnie do lodówki nie zauważony przez nikogo, wyjął tort w pojemniku i przyniósł do stołu ( bo on już chce jeść). Cudem tortowi nic się nie stało, ale ja wrzasłam w niebogłosy, jak zobaczyłam Pucę-widmo z pojemnikiem na trawniku!!!!!

Na zakończenie goście otrzymali pudełka z mufinkami snickersowymi w kształcie grzybków. Ponieważ te babeczki zrobiły furorę ( zrobiłam więcej i rozdałam), przepis tutaj - zróbcie koniecznie wszyscy miłośnicy snickersów! Proste jak konstrukcja...snickersa i pyszne!
 

3 lata skończone. Teraz to już wszystko jest możliwe, jak pokazują sondaże, starsze dzieci i doświadczenie życiowe.

Ahoj przygodo !

SAŁATKA 1 ( ZWYCZAJNA)- zdjęcia brak, bo wszyscy jedli  i znają.
pokrojone pomidory, ogórki, sałata lodowa
sos: oliwa, ocet balsamiczny, czosnek, sól pieprz

SAŁATKA 2 ( INNA)
 

pokrojona na wiórki kapusta pekińska
oliwki czarne
zielony groszek ( który wyglądał jak kapary ;) )
kukurydza z puszki
pieczarki marynowane
malutkie marynowane krojone patisonki
papryka czerwona i zielona- pokrojona w kostkę
przyprawy: pieprz, zioła prowansalskie ( prawosławne), czerwona papryka słodka
sos: było kilka gotowych kupnych do wyboru- każdy komponował sobie taki zestaw, jaki chciał! Polecam ten sposób, bo każdemu dogodzi:))))

SAŁATKA OWOCOWA ( WYBORNA, AROMATYCZNA I SUCHA!)
 

borówki amerykańskie
nektarynki pokrojone w kostkę
banany
pomelo obrane ze skórki i białych błonek, podzielone na drobne kawałki
figi obrane ze skórki i wmieszane

Mieszanka pomelo i fig daje fantastyczny równocześnie świeży i miodowo-słodki zapach.
Spróbujcie tego połączenia!!!!

TORT
Przepis na wyborny biszkopcik oczywiście stąd, a masa pozostaje sekretem rodziny Sewerynów:)
Ozdoby z lukru plastycznego- moje dzieło, autka kupne, oblany czekoladą milką.

MUFINKI SNICKERSOWE - przepis stąd. A masło orzechowe od Moniki - dzięki z całego serca!!! Ale się przydało!

niedziela, 30 września 2012

Bezdzietna beztroska wakacyjna niedziela

W bezdzietną niedzielę ( co trafia się bardzo rzadko, a ostanio już drugi raz!) postanowiliśmy się gdzieś powłóczyć i świecką tradycją coś poogladac i zjeść. Dzieci na szczęście zostały zaopiekowane na większą część dnia, więc spokojnie ruszyliśmy we wspólne tango.

Dojechaliśmy do Galerii Kazimierz, gdzie wzięło nas na oglądanie najnowszej produkcji studia Disney Pixar czyli 'Meridy Walecznej'. Tutaj Filmweb .



To w ogóle był dzień jakichś promocji, bo przy kasie dostaliśmy losy na loterię ( wygralismy oboje po paczce nowych cukierków hall's)i saszetki z espumisanem (???), a seans okazał się filmem w 3D. Ucieszyłam się bardzo, bo trójwymiaru nie widziałam od czasu 'Avatara', który jakoś nie bardzo mi się spodobał i z niecierpliwością czekałam na nowinki techniczne.

Niestety, jak to przed wszystkimi bajkami, następuje długi 40 minutowy blok reklamowy, który otwiera wszystkim noże w kieszeni i sprawia,że zamieniamy się w Park Jurajski jeszcze przed seansem właściwym. Jednak nie zaczęliśmy gryźć tylko dlatego,że przed 'Meridą' Pixar przygotował jeszcze mini filmik swojej produkcji ( co też u Disneya jest tradycją). Kilkuminutowa historyjka o tytule 'La Luna' okazała się tak piękna wizualnie ( a dodatkowo w 3D), że dech mi zaparło! Opowieśc o tym jak dziadek, syn i wnuk wypływają w nocy przy świetle księżyca na środek morza i jakie magiczne czynności tam wykonują do tej pory siedzi mi w głowie! A kolor oczu wnuczka - niesamowity!!!! Świetnie jest móc oglądnąć taką rzecz na dużym ekranie, gdzie można podziwiać wszystkie szczególiki animacji i cieszyć się z nich. Filmik zrobiony w konwencji uniwersalnej i zrozumiałej dla każdego, bo nie pada ani jedno słowo w żadnym języku, a mimo to wszyscy rozumiej o co chodzi. Genialny!!!!tutaj możecie o nim przeczytać na stronie Pixara po angielsku- warto zajrzeć. A tutaj zajawka 'La Luny' na youtubie.

Wracając do 'Meridy' - w kinie byliśmy w 6 osób: my, dziadek z wnuczką i para zakochanych z samego tyłu. Czyny zakochanych pominę milczeniem, bo ewidentnie przyszli do kina, a nie na film, dziadek z wnuczką, a właściwie sama wnuczka dawała się we znaki tym, że co chwilę komentowała obraz na ekranie, ale daliśmy radę:)


'Meridą' jestem zachwycona pod kilkoma względami - przede wszystkim przepięknie, ale to absolutnie przepięknie zrobiony technicznie i graficznie film! Szkocka przyroda jak żywa, piękne światło, dbałość o każdy detal ( rozpryskujące się pod słońce krople wodospadu robią wrażenie!), świetne zróżnicowanie postaci i ich mimiki, smaczki scenograficzne. Mniam, mniam!

Sama Merida jest zrobiona z ogromnym pietyzmem - widać kawał roboty animatorów. Jej rude gęste włosy żyją własnym życiem i to widać, słychac i prawie czuć.

Rewelacyjny polski dubbing ( który uważam,że jest lepszy niż oryginalny) a w nim same wielkie nazwiska. Olśniło mnie na początku,że Merida mówi głosem smoczka Spike'a z Kucyków na MIni Mini (My Little Pony, widać moją głębię intelektualną) i od razu po powrocie sprawdziłam kto to- okazało się,że aktorka nazywa sie Dominika Kluźniak. Występuje przede wszystkim w dubbingu i drugim planie, ale głos ma niesamowity. Bardzo dobre śmieszne i wzruszające dialogi, które są osadzone w legendzie, ale nawiązują do współczesności i cała bajka z morałem, który nie jest ciężkostrawny.Bardzo gorąco polecam ten film- dobra zabawa dla każdego!!!! Choć po tak długim czasie spędzonym na fotelu kinowym pupa boli ( ponad 2,5 h)...

Wyruszyliśmy spacerkiem dla rozruszania kości i już porządnie głodni na pobliski Kazimierz,żeby coś zjeść i wylądowaliśmy w dobrze nam już znanym 'Warsztacie' na rogu ulic Izaaka i Kupa ( pisałam o tej knajpce kilka postów temu). Skoro tu dają dobry obiad i są wolne miejsca...

Raz jeszcze podkreślam super klimat tego malutkiego lokalu:


i ogromne porcje:

Tym razem zaszalelismy z makaronami - ja penne z kurkami a małż tagliatelle z łososiem i pomidorami. Pycha! Choć temu naczyniu do zapiekania nie dałam rady:( Świeżutkie kureczki pachniały i rozpływały sie same. Mniam!

A potem długi spacer dla trawienia i gadania, i bycia, i oglądania pieknych widoków po drodze przy idealnie czystym błękitnym niebie i dniu chylącemu się ku zachodowi...


Może dobrze,że takich dni jest niewiele w roku, bo by spowszedniały, a tak- jest co wspominać.

sobota, 29 września 2012

Letnie kucharzenie na ekranie

Wybrałyśmy się z Asią w pewien przepiękny letni dzień w miasto,żeby coś zjeść , coś oglądnąć i pospacerować w cudnym słoneczku. Ale nam się dzień wtedy udał!
Byłyśmy na makaronowej uczcie, ale lokal i jego menu nie sa godne wspomnienia, więc nie wspominam :), natomiast teraz szerzej o filmie.

Strona na filmwebie tutaj .

Choć jego premiera dawno już za nami, to kto nie oglądał spokojnie może na niego poswięcić jeden z  nadchodzących wieczorów.
Film reklamowany przez Magdę Gessler na jej blogu tutaj .

Nie chce opowiadać fabuły, bo możecie znaleźć jej namiastki w różnych miejscach w sieci, ale naprawdę chcę zareklamować film.

Choć lubię gotować i piec nie odstarszyły mnie podczas ogladania obcobrzmiące składniki potraw, ani ich różne ciekawe nazwy. Pewnie myślicie, co może byc fajnego w filmie o kucharzach i jedzeniu. Jest to przede wszystkim historia o młodych i starych, o tym co najważniejsze i dla czego warto poświęcic swój czas i siły, o relacjach z najbliższymi. Choć kuchni i potraw w niej dużo , jeszcze więcej ludzkich historii, które są bardzo sprawnie opowiedziane.

Mnie skusił do oglądania przede wszystkim Jean Reno, którego uważam za świetnego aktora ( nie tylko komediowego). Tutaj również nie zawodzi. Ktoś, kto wygląda jak postać z komiksu, teoretycznie powinien grać prostą kreską. Moim zdaniem Reno jest świetny i wielowymiarowy nawet w takiej lekkiej roli, jaką mu tutaj przydzielono.

Film dobry na wieczór po trudnym męczącym dniu/tygodniu, kiedy wracamy do domu z głową pełną problemów i trudno nam je z niej wybić. Na wieczór ze znajomymi płci obojga, na rodzinny seans w wolny dzień. Choć zakończenie łatwo przewidzieć, film nie nudzi, jest barwny, spokojny, wesoły. Nie taką wesołością,że ryczymy ze śmiechu co 5 sekund, ale siłą pogodnej historii.

Kojarzy mi się z kolacją na letnim tarasie przy stole zastawionym lekkimi przekąskami i światłach świec, z gwarem rozmów szczęśliwych ludzi, ze spokojem...

Zwróćcie uwagę na szatę graficzną obrazu - czołówka i napisy końcowe są niepowtarzalne!

Przed nami długie jesienne i zimowe wieczory zimne i wilgotne. Może warto przywołać klimat lata tą opowieścią? Ja z pewnością do niej wrócę.


piątek, 28 września 2012

Bardzo fajna seria, która cały czas trwa!

Skusiłam się na pierwszy tom nowej serii książek M.C. Beaton o przygodach Agathy Raisin i nie dość, że przeczytałam od ręki ( godzinka), to od razu zamówiłam całą serię, bo było taniej.

Z każdym kolejnym tomem przekonuję się, że zaiste była to megatrafna decyzja!

Tak wygląda tom pierwszy:

Strasznie mnie wkurzają teksty reklamujące autorki kryminałów, że jest to np. "nowa Agatha Christie" ( najczęstsze) albo "Agatha Christie naszych czasów" lub tym podobne. Najeżam się od razu, bo to tak, jakby ktoś mógł napisać coś tak jak Szekspir albo inny mistrz literacki. Moja ulubiona Agatha Christie jest niestety ( albo na szczęście ) a) martwa, b) niezastąpiona c) ponadczasowa i jeszcze przez kilka wieków conajmniej nikt do pięt jej nie dorośnie ( choć jak widać wielu próbuje).

W serii o Agathcie Raisin bohaterkę z Agathą Christie łączy kilka rzeczy, ale nie nachalnie. Jest Angielką, ma na imię Agatha, jak wielu bohaterów książek Christie rozwiązuje zagadki kryminalne, a miejscem akcji jest najczęściej angielska prowincja. I to by było na tyle podobieństw. Czytałam też recenzje, gdzie porównuje się ją do Panny Marple - jednej z bohaterek Agathy Christie, ale jak ona jest podobna, to ja jestem ksiądz biskup.

Agatha Raisin wiedzie wygodne,bogate, choć często bardzo nerwowe życie w centrum Londynu pracując jako szefowa uznanej i wpływowej agencji reklamowej. Jest tam absolutnym bóstwem na ołtarzu marketingu i zarządzania. Pewnego dnia postanawia zrezygnować z pracy i zarobione przez siebie ciężkie pieniądze przeznaczyć na kupno uroczego jak z katalogu domu na angielskiej prowincji oraz osiedlić się wśród przedstwicieli klasy średniej w miejscu, gdzie tylko cisza i spokój. I tak właśnie czyni. Okazuje się tylko z tomu na tom, że ta cała prowincja nie wygląda jak na obrazku, ludzie wszędzie są paskudni, morderstwa się zdarzają i dostarczają naszej bohaterce tyleż problemów co uciechy z rozwiązania zagadki, a w dodatku pojawia się przystojny sąsiad i...

Wspaniały w tych książkach jest współczesny małomiasteczkowy angielski pejzaż. Genialnie pokazane typy ludzkie, jedne ze starego obrazu a inne z supernowoczesnego plakatu o równości gejów i lesbijek. Jedni cisi i pokornego serca, a drudzy zawsze wrzaskliwi i marudzący. Wszyscy opisani bardzo barwnie i ciekawie, a przede wszystkim prawdziwie, z sensem, z uczuciem. Dla mnie ta seria to nie tylko zagadki kryminalne, które rozwiązujemy wraz z głowną bohaterką, tutaj oprócz głównego pytania 'kto zabił i dlaczego?' równie ważni są ludzie uczestniczący w danej historii pośrednio lub bezpośrednio. Kolejne odcinki sa jak dobry serial- czekamy z niecierpliwościa na nastepny odcinek.

Główna bohaterka nie jest ani biurwą, ani Sherlockiem Holmesem do bólu analitycznie podchodzącym do każdej sprawy, ale za to zachowuje się jak typowa kobieta i ma charakterek! Ma też wspaniałe poczucie humoru, myśli i kojarzy fakty no i nie jest kryształowo uczciwa. Zachowuje się jak wszyscy których w jakiś sposób podziwiamy i im zazdrościmy - zdolna, bogata, wykorzystuje swoje wpływy, ale do domu bym jej nie zaprosiła, bo mi obrobi wiadomo co przed koleżankami  i zauważy co nie trzeba:) Jedno wiadomo na pewno - nie jest nudna!

Wraz z kolejnymi odcinkami wzrasta zarówno moja sympatia do tej bohaterki jak i irytacja tym co robi.Już za nia tęsknię. Na szczęście niedługo nowa dostawa pocztowa. 

Według mnie pozycja obowiązkowa. Choć każda część serii dotyczy odrębnej historii, warto jeśli macie możliwość, przeczytać od początku. Jeśli nie macie, to chociaż poszukajcie w kioskach bieżącego tomu. Tutaj  można zamówić całą serię np. na prezent ( myślimy już o mikołajkach, myślimy...)

Książki są małego formatu i w miękkich okładkach. Doskonale mieszczą się w prawie każdej torebce. Te lekkie ( dosłownie i w przenośni) obyczajowe kryminałki sa świetne na każdą wolna chwilkę, choć krótkiej chwilki  na pewno wam nie zajmą. Nie spoczniecie, dopóki nie skończycie!

Ja już ostrzę sobie pazury na kolejne odcinki, szykuję dobrą herbatę ( po angielsku) i suche przekąski ( a co!).

Zobaczymy co tym razem nawyprawiała!

środa, 26 września 2012

Jeżyny w ryjku = niebo w gębie

Po udanej serii mufinek z borówkami amerykańskimi, którymi zajadałam się namiętnie ( przepis w poprzednich postach), powstały też i takie udekorowane pyszniutkimi dorodnymi, pachnącymi słodyczą jeżynami, które musiałam jakoś wykorzystać, kremem czekoladowym i złotym maczkiem.

Teraz o jeżyny oczywiście trudniej, ale polecam za to niezawodny i najszybszy z możliwych krem czekoladowy, który tu występuje ( przepis z mojewypieki.com, wielokrotnie przeze mnie robiony )- do wykorzystania wszechstronnego: na ciasto, do tortu, do mufinek, jako deser - na jednej łyżce jeszcze nikt nie skończył:


Zażerałam się jeżynami az furczało, bo po pierwsze pyszne i zdrowe, a po drugie nawet plamy mi nie straszne, bo vanish wypierze.

Jeśli macie okazję jeszcze je gdzieś dostać połączcie koniecznie z tym kremem. Niebo w gębie!

KREM CZEKOLADOWY:
1 opakowanie serka mascarpone - 250 g
1 małe opakowanie nutelli ( mała szklaneczka z białą nakładką)
wymieszać delikatnie i krótko mikserem ( żeby serek się nie zwarzył). Gotowe!

Nadrabiam nie tylko miną ;)

Stanowczo za długo trwa już ta przerwa na blogu. Jako źródło wyrzutów sumienia doskonała - polecam tym, którzy nie mają;)  Oficjalnie przerywam niepisanie i zabieram się do roboty.

Od początku wakacji do teraz wiele udało mi się zobaczyć, przeczytać, upiec, być, zrobić... Chciałabym ponadrabiać trochę, a potem ( już w październiku) zabrać się za nowy cykl, na który niektórzy czekają z niecierpliwościa i ciągle mnie poganiają.

Tutaj jest własnie miejsce i czas na ogromne podziekowania dla wszystkich wiernych Penelop ( jaki jest archetyp Panelopy w rodzaju męskim?), które wchodzą na moją stronę, przysyłają mi przepisy, informacje o ciekawych miejscach, rzeczach itp., motywuja do działania. Jesteście kochane!

Dziękuję wszystkim, którzy  rozumieją, że czasem nie ma łatwo, zwłaszcza z czasem. Pogodziłam się już z tym, że doba ma tylko 24 godziny i staram się jak mogę, choć nie zawsze wychodzi.

Ogromne pozdrowienia dla wszystkich czytelników, obserwatorów, tych którzy zaglądają stale i tych przypadkowych wizytatorów!!!!!

sobota, 1 września 2012

Wyniki Candy Przez Różowe Okulary - wreszcie!

Zdążam jak mogę przed północą jak Kopciuszek co najmniej:)

Teraz następuje prezentacja niespodzianki - różowego zestawu, który można było wygrać. Oto on:


W skład wchodzą:
- tytułowe RÓZOWE okulary
- Różowa woda toaletowa Avon Enchated Magic
-chusta kominek w RÓŻOWO-czarne zwierzęce wzorki
-książeczka "50 powodów, aby być wdzięcznym" w kolorze RÓŻOWYM
-delikatnie RÓŻOWE kolczyki
-mały RÓŻOWY żel pod prysznic palmolive z najnowszej seri Ajurweda
-kąpiel rozgrzewająca do wanny w RÓŻOWYM opakowaniu
- RÓŻOWE tea lighty o zapachu magnolii
-pudełko ozdobnych zapałek w kolorze RÓŻOWYM
- ramka na zdjęcia w formie RÓŻOWEJ mufinki
- zeszyt w linie o okładce przedstawiającej RÓŻOWE potpourri
-maseczka do twarzy avon z RÓŻOWEJ brzoskwinii
- garść (duża!) karmelków jogurtowych w kolorze RÓŻOWYM

Dokładam jeszcze mały drobiazg, ale to tylko dla oczu zwyciężczyni.

przebieg losowania:
1. Tradycyjne losy w liczbie 26
2.Losy zostają umieszczone w torebce z różowym wzorkiem ( jeszcze o niej kiedyś wspomnę)
3. Męska łapa małża dokonuje losowania


I mamy zwyciężczynię:


Bardzo serdecznie gratuluję wszystkim. Zaraz zabieram się do przesyłania obiecanego ppsa dla wszystkich.

I na koniec - z serdca wszystkim dziękuję za udział, za przemiłe komentarze, za mądre złote myśli znane i nie znane, które odkryłam na nowo i od nowa, za poczucie humoru, za to że wam się chciało i raz jeszcze za cierpliwość w oczekiwaniu na wyniki.

Odwiedzam sobie powolutku wszystkie blogi, które poznałam przy okazji tego candy i cieszę się z nowych znajomości.

Entomko - śpij dzisiaj i nie zwariuj:))) Wszystkim - dobrej nocy!

piątek, 31 sierpnia 2012

Wyniki candy - opóźnienie

Kochani!
Wszystkich biorących udział w Candy przez Różowe Okulary bardzo serdecznie przepraszam:
losowanie i wyniki miały nastapić planowo dziś, ale z przyczyn technicznych nastąpią jutro między godz 21:00 a północą.
Bardzo bardzo bardzo przepraszam i z góry dziekuję za cierpliwość i wyrozumiałość.

środa, 15 sierpnia 2012

Baza do kury! Over!

Znalazłam (i od razu zrobiłam) świetne danie z kurzyną, które jest wspaniałym punktem wyjścia do różnych szaleństw. A przy tym punktem szybkim, w miarę tanim i pysznym. Przepis z bieżącego Poradnika Domowego nr 9 ,str.61. Zmodyfikowałam go, żeby był łatwiejszy i podaję po swojemu poniżej.
Danie o tyle świetne,że można je szybko przygotować dla co najmniej 4 osób, a w zależności od użytych przypraw otrzymujemy różne wersje np. meksykańską, prowansalską, węgierską itp. itd.
Przeczytajcie najpierw przepis, a potem zdecydujcie, jaką wersję najbardziej lubicie i tę zróbcie:)


Potrzebujemy ( na 4 dorosłe osoby):
- podwójny filet z piersi kurczaka
-szklankę śmietany 30% ( gęstej)
-20 dkg startego żółtego sera
-przyprawę z solą ( sos sojowy, jarzynka, przyprawa do szaszłyków itp.)
- troszkę oleju/oliwy do smażenia
- przyprawy wg gustu

Filet myjemy i suszymy. Kroimy w kostkę i podsmażamy na małej ilości oliwy na patelni razem ze słoną przyprawą ( ja dałam sos sojowy).Kawałki mięsa starannie odsączamy z tłuszczu i przekładamy do naczynia żaroodpornego.Pozostały na patelni tłuszcz łączymy ze szklanką śmietany oraz wybranymi przyprawami

 wersja prowansalska:
- zioła prowansalskie + natka pietruszki+ czosnek ( oliwki)

wersja meksykańska:
- papryka chili+ czosnek ( podsamżona z mięsem wcześniej papryka,kukurydza)

wersja chińska:
-przyprawa 5 smaków ( kiełki, grzyby mun itp.)

Sos zagotowujemy i zalewamy nim mięso w naczyniu.Wstawiamy do piekarnika na 15 minut temp. 200 stopni.Posypujemy obficie startym żółtym serem i wkładamy do pieca na 5-10 min.,żeby ser się roztopił.
Podajemy gorące.

Jak widać danie jest naprawdę szybkie i proste. Mięsko kruchutkie i soczyste. Można do smażenia i zapiekania dodać co się chce, polecam zwłaszcza wszystkie sezonowe jesienne warzywa - paprykę, cukinię, kabaczki, dynię...Jest to też fajny sposób na wykorzystanie różnych resztek. Można użyć ziemniaków pokrojonych w plasterki, ale muszą być ugotowane. Zastanawiam się też nad wersją z łososiem wędzonym i ziemniakami przełożonymi warstwami.

Bazowa kura smakowała wszystkim, nawet dzieciom. Polecam gorąco!

wtorek, 7 sierpnia 2012

Urodziny Sandry

Na początku czerwca ( znowu post nadrobieniowy) świętowaliśmy czwarte urodziny Sandry - kuzynki moich synków. Całą ekipą zwaliliśmy się z prezentami i tortem do jubilatki i impreza była ostra!


Jasiek rozpoczął karierę młodego skejta i jak widać z minuty na minutę szło mu coraz lepiej:


Wspólna zabawa i nowe kombinacje starych zabawek okazały się tak wysoce skuteczne,że chłopakom ciężko było zebrać się do domu.

Nam zresztą też, bo słynne sałatki kuzynki i przepyszne specjały z gorącej płyty to jest to!
Mamy nadzieję na rychłą powtórkę dobrej zabawy, bo chłopaki opowiadają cały czas, co jest u Sandry w ogródku, gdzie schowali jej konewkę i w związku z tym trzeba szybko jechać ją znaleźć...:)
Nie ma to jak mieć cztery lata...

niedziela, 5 sierpnia 2012

Vaccinium corymbosum czyli pyszności!

Jak widać po łacinie wszystko brzmi bardziej 'ucenie'.
Ja w tym roku zakochałam się w borówkach amerykańskich ( bo o nich mowa). I to nie tylko dlatego,że rosna u mnie w ogrodzie.Doceniłam i smak i zapach i właściwości małobrudzące. Zwłaszcza te ostanie przy małych dzieciach się przydają. Jedzone garściami lub prosto z krzaka nie brudzą rączek, a ewentualne plamy po wypiekach itp. bardzo łatwo doprać. Oczywiscie są tylko trochę podobne do tradycyjnych borówek ( po krakowsku, bo raczej mówi się o czarnych jagodach?), ale smakują naprawdę wspaniale! Zrobiłam kilka rzeczy i właśnie chcę was namówić na małe co nieco.


Borówka amerykańska ma nawet swoją własną stronę o tutaj . Poczytajcie szczególnie o właściwościach odżywczych. Już od dawna wiadomo,że powinni je jeść 'sercowcy' i osoby potrzebujące wsparcia dla oczu ( przede wszystkim komputerowcy!), a szczególy na w/w stronie.Jesli zastanawiacie się , jaki krzak warto miec w ogródku, to bardzo polecam własnie borówkę. Wygląda ładnie właściwie przez cały rok, nie wymaga szczególnej pielęgnacji i daje bardzo dużo owoców.

Przeklejam zdjęcie tytułowe ze śniadankiem właśnie tu, bo jest to świetna i szybka propozycja - posmarować drożdżówkę dżemem posypać borówkami i zjeść!


Świetnie sprawdzą się także jako składnik porannego musli, sałatek owocowych, jako owoce do dekoracji różnych deserów i lodów.

Ja zrobiłam jeszcze tort z okazji imienin kuzynki:


To mój ulubiony serniczek z białą czekoladą ( o którym pisałam wielokrotnie wcześniej) tutaj z dekoracją z borówek, posypek i kwiatu z ogrodu.
Bardzo was zachęcam do takiego dekorowania potraw, szczególnie teraz latem, kiedy wszelkich kwiatów mamy pod dostatkiem.

Jestem gorącą zwolenniczką różnego rodzaju posypek i uważam,że warto miec w domu przynajmniej 3 rodzaje. Można je dostać w każdym większym sklepie, a bardziej wymyślne kupić np. na tortownia.pl  .Nadają się do dekoracji prawie wszystkiego, co słodkie i nadają zwykłemu ciastku eleganckiego i niepowtarzalnego wyglądu!

Pochwalę się jeszcze własnoręcznie wykonaną kompozycją kwiatową, która stanowiła komplet z tortem - może ktoś z was się zainspiruje. Kwiaty gloriozy i hortensji ułożone na gąbce z liśćmi z ogrodu w koszyczku:


I jeszcze mufiny z borówkami amerykańskimi ( przepis z bieżącej Claudii na sierpień, str.112 ), które szczególnie dedykuję świeżej mufiniarze Entomce oraz wszystkim, którzy nie lubią się narobić, ale dużo i dobrze zjeść by chcieli :)


Szybkie ( suche+ mokre), pachnące owocami i wanilią, wilgotne, nie za słodkie. Słodkość można regulować posypując po upieczeniu cukrem pudrem lub polewając lukrem. Mnie zasmakowały bardzo, przede wszystkim przepis jest dobrze wyważony i można je zrobić równie dobrze z innymi kwaskowymi owocami ( maliny, porzeczki, kawałki śliwek, poziomki...) których teraz nie brakuje. Natomiast mnie mufinek już zabrakło :( Zeżarte!
Gorąco zachęcam do upieczenia! Mało roboty- dużo radości!

A oto przepis:
suche:
350 g mąki
2 łyżeczki proszku do pieczenia
1/2 szklanki cukru
cukier waniliowy
troszkę cukru ( ok. 2 łyżek)
Cukier puder do posypania

mokre:
1 jajko
szklanka mleka
1/2 szklanki oleju

1 szklanka borówek amerykańskich ( ja dałam 2 szklanki, bo lubię mocno owocowe)

składniki suche wymieszać w jednej misce. Składniki mokre wymieszac w drugiej misce. Połączyć. Wymieszać razem. Dodać borówki. Wymieszać delikatnie. Nałożyć do papilotek posypując cukrem ( ja dałam te ok. 2 łyżki brązowego, bo się robi ładna skorupka) i piec 15-20 min. w temperaturze 180 stopni. ( mój piec piekł 30 min). Wystudzić. Posypać cukrem pudrem przed podaniem lub udekorować lukrem. Mnie smakowały zarówno same gołe jak i posypane delikatnie pudrem. Mniam:P

czwartek, 2 sierpnia 2012

Avon - porcelanowo!

Kolejne spotkanie avonowego Klubu Róży do którego należę odbyło się w maju, ale dopiero niedawno odebrałam nagrodę, na którą wyjątkowo czekałam.

Na majowym spotkaniu było dużo niespodzianek i kwiatów, kolorów i zapachów, czyli tego wszystkiego, co jako kobiety lubimy najbardziej. W licznym towarzystwie klubowiczek i liderek spędziłam bardzo miły popołudniowieczór. Każda z zaproszonych pań otrzymała piękne świeże goździki miniaturki w doniczce ( długo stały na parapecie!) oraz gratulacje z okazji zdobytych nagród i wyróżnień klubowych.


Ja oprócz tradycyjnego uścisku dłoni szefa ( który jak wiadomo jest bezcenny i stanowi osobną nagrodę samą w sobie) otrzymałam porcelanowy serwis Villa Italia na 4 osoby. Delikatne klasyczne filiżanki z podstawkami, cukiernica i mlecznik w kolorze ecru ze złoceniami ucieszyły mnie tak bardzo,że od razu chciałam zabrać je do domu, ale z przyczyn logistycznych przyszło mi na tęchwilę poczekać jeszcze kilka tygodni. W końcu osobiście odebrany komplet z centrali doczekał się premiery. Na załączonym obrazku moje ekskluzywne drugie śniadanie :) Jak widać nawet zwykły sernik na zimno z galaretką nabiera pałacowego charakteru:) A ja mam namiastkę luskusu dla siebie i gości + eleganckie ekspozytory moich słodkości:







środa, 1 sierpnia 2012

Candy przez różowe okulary

Znowu poruszam się w blogowym świecie techniką skoczka szachowego. Bardzo dużo się u mnie ostatnio dzieje, wydarzenie goni wydarzenie, spotkanie-spotkanie, a przedszkola w sierpniu nie ma, więc i czasu na cokolwiek będzie mniej... Postanowiłam,że najpierw ogłoszę candy, które od dawna chodzi mi po głowie ( co teraz czynię), a potem spróbuję nadrobić kolejny kawałek czasu ( co mam nadzieję uczynię wkrótce).

Najsampierw jednak bardzo chcę podziekowac moim stałym fanom, czytelnikom, znajomym bliższym i dalszym, którzy mobilizują mnie do pisania, przysyłają maile i smsy oraz grożą słownie.Szczególne buziaki, uściski i ciepłe słowa dla Ani N. oraz Bananowi, które trzymają mnie przy klawiaturze!

Ad rem. Candy które dziś ogłaszam chodziło za mną już od wiosny, kiedy to powstał pomysł, a jakoś nie było chęci na realizację, bo wydarzyło sięwiele rzeczy denerwujących, złych, niepotrzebnych. Chyba każdy z nas ma takie chwile ( dni, miesiące, lata...), które po prostu chciałby wyrzucić do kosza i nigdy więcej do nich nie wracać. Przypomniało mi się powiedzenie o różowych okularach, że kto przez nie patrzy, widzi świat w tej radosnej, fajnej barwie, że ktoś taki umie marzyć o lepszych chwilach,że ma nadzieję ( choć jej kolor to zielony) na nowe i lepsze.Taka chcę być.
Takie też chciałabym aby było moje candy: leniwo- wakacyjne, radosne, optymistyczne, tworzone  z wszystkimi uczetnikami. Chciałabym, aby każdy, kto weźmie w nim udział i wniósł i zabrał ze sobą minimalną cząstkę tej wspólnej radości.W jaki sposób? Oto zasady:

ZASADY:
-jeśli posiadasz adres mailowy możesz wziąć udział w candy
-wpisz komentarz pod tym postem, który zawiera
1)złotą myśl ( cytat,aforyzm, własne powiedzenie itp.) dotyczący szeroko pojętego patrzenia na świat przez różowe okulary
2) adres mailowy
3) adres prowadzonego przez siebie bloga ( jeśli taki prowadzisz)
- skopiuj podlinkowany banerek z candy na pasek boczny własnego bloga ( jeśli nie masz bloga, ten problem cię omija)
- czekaj grzecznie na losowanie, które odbędzie się 31 sierpnia w godzinach późnowieczornych
- swój udział możesz zgłosić do 31.08 do godziny 12:00 w samo południe!!!!


NAGRODA:
W moim candy nagrodę otrzymuje każdy. Nagrodą główną jest zestaw różnych różowych drobiazgów na czele oczywiście z okularami ze zdjęcia. Wartość całego zestawu szacuję na ok. 120 zł. Wszystko jest w kolorze różowym, na pewno zawiera pyszne słodycze, a także coś pachnącego, coś praktycznego, coś niepraktycznego, coś co umila wieczory, coś co zdobi i coś co wzbogaca duszę. Więcej nie zdradzę! Mogę tylko powiedzieć,że nie ma tam ani krzty kiczu i paskudnego różu. Starałam się jak mogłam, aby stworzyć coś, co naprawdę ucieszy i na dłużej podniesie na duchu zwycięzcę.
Nagrodą dla każdego jest pps mojego autorstwa.

Zapraszam serdecznie do udziału!

piątek, 20 lipca 2012

Sernik z borówkami i Apacze

Z wizytą do starej znajomej Moniki i jej nieznanego mi jeszcze męża Iwo pojechałam z wesołym towarzystwem autem i oczywiście zawiozłam wpisowe w postaci sernika. To wersja małego serniczka z białą czekoladą, o którym pisałam tutaj.
Tym razem zrobiłam go z borówkami amerykńskimi w środku, tradycyjnymi na wierzchu i posmarowałam glaretką w kolorze atramentu. Spód stanowi paczka krakersów z łyżką masła. Ta wersja smakuje mi bardziej niż ta z truskawkami! Jest lepsza na gorące dni.
Dla podkreślenia efektu chłodzacego ( bo upał był srogi niestety...) dodałam posypkę w postaci śnieżnych gwiazdek, które nie przestraszyły się wysokich temperatur:
Większość wieczoru przeciupaliśmy w nową dla mnie grę w kości - Apacze. Zachęcam do spróbowania - partie są szybciutkie, trzeba tylko mieć 2 kostki kubeczek i podstawkę + coś do zapisywania wyników. Im więcej osób tym lepiej, ale minimum to chyba 3-4, żeby było atrakcyjnie.
Zasady:

Zaczyna ktoś z zebranych, potem według wskazówek zegara.
Pierwsza osoba losuje jakąś liczbę, która powstaje przez odczytanie ilości punktów z dwóch kostek, zawsze w kolejności większa ilość pierwsza, mniejsza druga i to jest początek licytacji. Liczbę tę zna tylko gracz, który ją wyrzucił- nie pokazywac kostek!
Następna osoba po wyrzuceniu swoich kostek musi powiedzieć liczbę większą od poprzedniej ( nawet jeśli sama ma mniejszą).
Najmniejsza możliwa liczba w tym układzie ( nie bierzemy pod uwagę takich samych ilości czyli np.55) to 21 i jeśli ktoś ją wylosuje pokazuje wszystkim wszem i wobec i wszyscy oprócz tego kto wyrzucił dostają po 1 punkcie ujemnym.
Jeśli licytacja dojdzie do najwyższej możliwej liczby czyli 65, następnymi mogą być tylko 'apacze', czyli podwójne 11( 1 apacz), 22 ( 2 apacze) itd. aż do 6 apaczy.
Każdy rozgrywający ma 4 możliwości:
- wyrzucić swoją liczbę punktów na kostkach
-sprawdzić poprzednika ( jeśli skłamał otrzymuje punkt ujemny)
-opuścić kolejkę
-podać kości dalej bez wyrzutu, ale licytować nieznaną zawartość dalej (ufając poprzednikowi,że jest tam mniej niż mówił)
Generalnie gra polega na oszustwie i szczęściu do losowania. Każdy gra do 10 punktów ujemnych, a wygrywa ten, kto ma najmniej minusów. Oczywiście można ściemniać w trakcie ile wlezie i eliminować przeciwników własnymi tajnymi strategiami.


Nam grało się naprawdę fajowo, i choć przegrałam ( nie ja jedna:))) to śmiechu było dużo!



czwartek, 19 lipca 2012

Letnie tiramisu

Zrobione na szybko dla podjęcia Luźnego Składu u mnie pewnego czerwcowego poranka.

Wersja letnia delikatniejsza, czyli serek mascarpone (0,5 kg) wymieszany pół na pół z taka samą ilościa ( 0,5 l) bitej śmietany 36% i 1 cukrem waniliowym.Biszkopty ( nabyte w makro specjalnie do tiramisu - są genialne, bo się nie rozlatują!!!!!) nasączone likierem kawowym, przesypane kakao decomoreno.


O tiramisu myślę z sentymentem, bo to pierwszy przepis, jaki zamieściłam na tym blogu - zaglądnijcie historycznie wstecz:)

Dekorację na wierzchu stanowią pokrojone w plasterki truskawki ułożone jak płatki i wciśnięte w serek oraz czarne maliny z mojego ogródka.
Kwiaty z truskawek są naprawdę łatwe do zrobienia, a mają żywy kolor i moga być ładną dekoracją dowolnego deseru lub tortu/ciasta.

Zróbcie koniecznie! Truskawkowo- kawowy ogród w gębie!

środa, 18 lipca 2012

Piknik w szkole

W czerwcową sobotę odbył sie w mojej dawnej  podstawówce piknik ogólnodostępny. Poszliśmy i my. Dzień piękny i słoneczny, a atrakcji dużo.
Czy może być lepsza forma zmęczenia dzieci przed obiadem?

Najwiekszą frajdą była zdecydowanie przejażdżka elektrycznym autkiem. Chłopaki kierowali na zmianę i lepiej im to o dziwo wychodziło niż świeżo upieczonej mamie- kierowcy.
Były i balony i malowanie buziek i łapanie rybek...A także specjalnie przygotowane szablony do zdjęć w kształcie owoców.


Absolutnym szałem okazała sie możliwość dokładnego obcypania wozu bojowego policji, nadawanie przez radio i trąbienie. O matko co się tam działo!!!!


Zmęczeni, rozmazani, ale szczęśliwi wróciliśmy do domu i magicznym sposobem chłopaki usnęły od razu.Ufff...
Dzieci to jednak morze kłopotów i strumyczek radości!

wtorek, 17 lipca 2012

Poranne poprawiny prawie po japońsku

Retrospekcja z czerwca. Pisałam już o wspaniałej niespodziance urodzinowej, jaka urządziły mi Ula i Dorota. Dostałam wtedy ( między innymi) 2 fantastyczne książki:
Jak wiadomo dobre są wesela, lepsze poprawiny. Postanowiłam więc je urządzić i fachowo urodzinowo podjąć dziewczyny w japońskim stylu.
Jako przystawki - pikantna zupa Lei-mel i sałatka z grzybów mun.Przegryzki - orzeszki ziemne w wasabi oraz chipsy krabowe. Danie główne - zamówione świeżutkie sushi ( miałam szerokie plany,że zrobię sama, ale koszty i czas pracy jednak by mnie przerosły...)
 Na deser - to już raczej symbolicznie - japońskie ciasteczka z wróżbą. U mnie wróżbami były cytaty o przyjaźni.
Przepisy tradycyjnie pod koniec posta.
Zdecydowanie nie traciłam czasu na robienie zdjęć tylko na nadrobienie zaległości językowych ( nawet w polskim można sie podciągnąć !), tak,że niestety sesja wyszła słaba, ale za to jedzonko było pyszne i bardzo syte.
Dziewczyny przyniosły mi wspaniałe gadżety związane z tematem Dorota- świeczki- klapeczki japonki , a Ula przepiękne wachlarze. Mnie udało się zdobyć serwetki z motywami smoków.
Wspaniale się siedzi w takiej scenerii i towarzystwie!

A królową dnia i tak została Gabrysia, która była ładniejsza od wszystkich gejsz razem wziętych i tyle!
Przepisy na zupę i sałatkę wzięłam z gazetki kauflandowej na miesiąc czerwiec ( była przy okazji produktów chińsko- japońskich w promocji).
Zupa Lei-mel- pyszna i superbłyskawiczna. Robiłam ją jeszcze potem 2 razy, za każdym wyszła tak samo dobrze! Wspaniała jesienią i zima- porzadnie rozgrzewa i syci nawet mała porcja! Przepis na 4 osoby:
1 litr wody
1 kostka bulionu drobiowego
1 łyżka koncentratu pomidorowego ( dałam więcej, do smaku)
4 łyżki sosu sojowego
Ostra papryka ( do smaku)
1 opakowanie mrożonych chińskich warzyw na patelnię
60 g bułki tartej
Wodę zagotować, dodać bulion, koncentrat i sos sojowy. Wrzucić warzywa i gotować 8 minut. Wsypać bułkę tartą i wymieszać trzepaczką. Chwilkę gotować i podawać.
Sałatka z grzybów mung - trzeba lubić te gumiaste grzyby. Jako dodatek z bardzo wyraźnym sosem ( takim jak ten) są dobre. Same przypominają ( przynajmniej mnie) w smaku brązową cholewę.Są bardzo syte.Przepis na 4 porcje:
paczka suszonych grzybów mun
20 ml oleju sezamowego
40 ml sosu sojowego jasnego
2 ząbki czosnku
sól, pieprz
kilka lisci karbowanej sałaty
ziarna sezamu
Grzyby mun moczyć w letniej wodzie ok. godzinę. Z oleju sosu sojowego i przeciśniętego przez praskę czosnku przyrządzić sos dobrze mieszając i doprawić sola i pieprzem do smaku. Grzyby dokładnie odsączyć z wody, pokroić na kawałki o boku 2-3 cm. Podawac na liściach sałaty posypane ziarnami sezamu.

(zdjęcie z oryginalnej gazetki, bo my za szybko zjadłyśmy i nie zdążyłam zrobić zdjęcia, ale wyglądał tak samo :))
Sushi - w Krakowie zamawiałam w haikusushi.
Ciasteczka z wróżbą - to raczej zwyczaj andrzejkowo- haloweenowy, ale dlaczego nie w czerwcu? Z tego założenie wyszłam i zrobiłam według tego przepisu.Można tez wykorzystać gotowe kruche ciasto. Formę maja typowo polską - pierożków. Oczywiście można zrobić dowolne kształty, nie tylko kanoniczne japońskie rożki.
Orzeszki wasabi - piekielnie ostre, ale pyszne. Trzeba lubić ten ogień ( ja bardzo lubię!).
Chipsy krabowe - przeciwnie bardzo łagodne prażynki o specyficznym zapachu. Obie przekąski do nabycia w dużych hipermarketach.

Jak widać poznawanie innych kultur bywa przyjemne i smaczne - choćby we własnym domku na kanapie. Najważniejsze jest oczywiście nie co, tylko z kim ;)