motor

motor
Walentynki są codziennie, tylko my obchodzimy je raz do roku...

sobota, 31 grudnia 2011

Tort dla Łukasza

Robiony razem z Agnieszką - jego dziewczyną.
Aga pomogła mi w zrobieniu herbu/godła klubowego i bardzo pracowicie wycinała literki do napisu.
A to wszystko w 4 godziny :) Ja zrobiłam trochę przed i sporo potem i osiągnęłam torcik ( przepisy z mojego ulubionego bloga):
- ciasto czarne z  tego przepisu
-masa z batoników milky way z tego przepisu
- w środku kilo mrożonych wiśni
-ponczowany sokiem wiśniowym pół na pół z wiśniówką

Łukasza jeszcze nie znam, na pewno fajny z niego chłopak, skoro ma taką super dziewczynę. Jak go spotkam, zasugeruję, żeby jednak zmienił albo rozszerzył preferencje klubowe, bo urobiłam się jak dzika.
Nie ma jak np. Cracovia - biało-czerwone pasy i każdy wie, o co chodzi ;)

Torcik ma być prezentem na urodziny i równocześnie poczęstunkiem dla gromady znajomych, w towarzystwie których oboje ( Aga i Łukasz) spędzają właśnie wyjazdowego ( mam nadzieję niezapomnianego) sylwestra.
Tort posiada jeszcze wystrzałowe fontanny, ale nie mogłam ich umieścić z przyczyn technicznych. Ostateczny efekt zobaczy tylko silna grupa pod wezwaniem w Tokarni.

Zostało trochę masy w garnku i bezczelnie ją wyżarłam, bo jest przepyszna.
Warto kurka było...


A największe brawa należą się mojemu małżowi, który mył po mnie wszystkie gary i całą kuchnię i jeszcze dał mi się wyspać do 10:00 następnego dnia...

W końcu wspólne świętowanie!

Udało się spotkać po 3 miesiącach od umówionego terminu!!! Pisałam już o urodzinach Uli, które najpierw były, potem były świętowane w ograniczonym składzie, a 29 grudnia prawie noworocznie w końcu zasiadłyśmy we czwórkę. U Asi, u której nie byłyśmy ruski rok. Podjęła nas po królewsku - pysznym śniadankiem:


Udałyśmy się potem do kina, licząc na fajną rozrywkę. Wybór padł na komedię (?) 'Pokaż kotku co masz w środku'.Oby nigdy więcej takich wyborów. Chciałyśmy się naprawdę wspólnie i na luzie pośmiać, żadna głębia, psychologia a ni drugie dno. Dno ukazało się bardzo szybko i to na szczęście tylko jedno.

Komedia o wysokim poziomie żenady. Żarty polegające na siarczystych przekleństwach, niby śmiesznych typach bohaterów i wymuszonych gagach, a wszystko to zanurzone w scenariuszu, w którym naprawdę nie wiadomo o co i komu chodziło, kiedy go pisał...Zawsze wydawało mi się ,że mam duże poczucie abstrakcji w moim poczuciu humoru.Nie mogę zrozumieć co robią tam poważne nazwiska - Frycz, Stelmaszyk, Dziędziel, Braciak. Tzw. fun ma gwarantować Jacek Borusiński z kabaretu Mumio. Niestety nie gwarantuje. Co gorsza w świetle przeciekawego wywiadu z nim, który przeczytałam w katolickim czasopiśmie 'Niedziela' sprzed tygodnia jego rola w tym filmie dla mnie dowodzi słabego poziomu artystycznego i hipokryzji moralnej. Zgroza! Ja wiem, że wszyscy mamy rachunki do zapłacenia, kredyty i zobowiązania, ale bez jaj.
Jak normalnie zawsze polecam i namawiam do tego, co warto, tej pseudokomedii zaprawdę powiadam wam NIE WARTO oglądać.

Film nie zepsuł nam humorów i wróciłyśmy sobie z kina raz jeszcze do Asi na pyszne latte z tiramisu w pucharkach i powtórne pogaduchy, bo nie wiadomo , kiedy się w tym składzie znów spotkamy.


Podsumowałyśmy nasz rok, a przede wszystkim nasze sukcesy osobiste i zawodowe lampkami brzoskwiniowego Piccolo. A co! Raz się żyje!


I z życzeniami lepszego roku wróciłyśmy do szarej rzeczywistości i codziennych obowiązków.
Piccolo, a przede wszystkim spotkanie, poprawiło nam nastrój moc bardzo.
No i można po nim prowadzić:) Polecam!