Głęboko nadrabiający czasowo post, ale długo planowany, w końcu widzi światło netu.
Dwa wątki związane z tym dniem.
Po pierwsze urodziny Jaśka i anegdota z nimi związana.
Po odpoczynku poporodowym wysłałam stosowną informację z danymi małego do przyjaciół i znajomych i oczywiście otrzymałam mnóstwo gratulacji. Była tam też sms od Z. :' Gratuluję! Syn jak grom!'. Komizm sytuacyjny polega na tym,ze poród trwał 27 godzin ( a nie błyskawicznie), owszem finisz nastąpił 2.02. A ja otrzymawszy wiadomość popatrzyłam na maciupeńkiego Jaśka mieszczącego mi się na jednej dłoni ( 2150g, zwinięte w kłebek 47 cm) i zastanawiałam się gdzie do cholery ten grom? W jego przypadku była to data znacząca i wierzę, że jednak Matka Boska Gromniczna ma go w obronie. Swoją drogą już nie zliczę sytuacji, kiedy mogłabym zapalić gromnicę w jego stanie zdrowia.
Tak czy owak - po prostu grom!
Dziękuję ci kochana za ten tekst, bo zawsze 2.02 mi sie przypomina i przy życiu trzyma! A ile radości mi daje! Pozdrawiam Ciebie i Twego serdecznie! Mam nadzieję,że się wkrótce zobaczymy.
Wątek drugi to koniec choinki. Jak powszechnie wiadomo w tym dniu trzeba ją już rozebrać i schowac wszystkie cudowności.W tym roku sprawa nastąpiła wcześniej, bo choinka mocno się kruszyła, ale pamiętam były lata, kiedy nasze choinki wypuszczały świeże pączki i stały jeszcze długo wkopane w ziemię w ogrodzie.
Drugi luty to też ostatni dzień śpiewania kolęd, tylko w Polsce, bo u nas jest długa tradycja.Na szczęście naśpiewałam się na wigilii i kolędowaniu, więc mam nadzieję,że mi do następnego roku wystarczy.
A co do odób choinkowych przekornie piszę o nich po likwidacji choinki, bo myślę,że niektóre wymagaja kilku zdań.
Posiadam kilka zabawek, bez których nie wyobrażam sobie drzewka. Wiszą od lat w tych samych miejscach i stanowią pewien kanon ubierania choinki w naszym domu. Może to śmieszne i monotonne, ale jak oglądam stare zdjęcia z mojego dzieciństwa, to choinka faktycznie wygląda prawie dokładnie tak samo jak w tym roku. Mała rzecz, a cieszy i pozwala choć na chwilkę zatrzymać czas.
O bańkach będzie kiedy indziej. Dziś o papierkowej robocie.
Bardzo dawno temu ( jakieś 40-41 lat!) mój ojciec dostał w prezencie bożonarodzeniowym od swoich pracowników papierowe zabawki i szopkę. Wykonała je jedna z zatrudnionych pań. Nazwisko już nie pamiętane. Zabawki przetrwały tyle lat w prawie nienaruszonym stanie, więc je prezentuję.
Uważam,że sa wyjątkowo wyjątkowe :)
Aniołek - zawsze wisi na czubku pod szpicem, ma dwie pary skrzydeł lekko wywiniętych:
Diabeł- zawsze wisi w połowie choinki po jednej stronie, głowa jest przyszyta do tułowia nicią, więc może kołysać bioderkami, straszyło się nim dzieci.
Dzidziuś - wisi w połowie choinki po drugiej stronie, można go wyjąć z becika, ale jest to tylko korpusik, położony na podusi z ligniny ( lekko się już podniszczyła...).
I szopka - wykonana całkowicie ręcznie, recznie szyta i klejona. Podziwiam tę robotę! Posiada dwa kabelki, do których można podłączyć tzw. duża płaską baterię, ale chyba ich już nie produkują? Malowana farbami( nie wiem jakimi), w środku wklejona pocztówka ze scenką powitania trzech króli, która jest czyjąś reprodukcją ( nie wiem czyją?). Jak widać niewiele wiem, co mi zupełnie nie przeszkadza w zachwycie.
Może wy pomożecie rozwiązać mi te zagadki? Może wy lub ktoś z waszych znajomych posiada podobne zabawki, wie kto je wykonywał?
A elementem współczesnym, który uratował mi dekorację świąteczną w tym roku jest choinka od Anity, którą dostałam pod choinkę i która zastąpiła mi choinkę, której nie zdążyłąm ustroić za względu na jazdy z Jaśkiem. Nie dość,że piękna, bardzo pracochłonnie wykonana ( specjalnie dla mnie! Zdolniacha z tej Anity!) to jeszcze praktyczna, bo się nie ukurzyła:)))))
Na pewno będzie stałym elementem wystroju świątecznego w moim domu.
Pisałam kiedyś o opowieści z fioletowej książeczki, w której zawarty jest zwyczaj odwiedzania się w adwencie i wręczania sobie własnoręcznie wykonanych zabawek na choinkę, dzięki czemu drzewko jest piękne i pełne dobrych wspomnień. I mnie się tak trafiło! Cudowna sprawa.
Zachęcam do zwyczaju, a przede wszystkim do wykonywania ręcznie zabawek na choinkę. W dobie wymyślnych dziurkaczy, specjalnych nożyczek i absolutnie niesamowitych artykułów papierniczych można robić takie cudeńka,że sie filozofom nie śniło...nie tylko na Boże Narodzenie!
motor

Walentynki są codziennie, tylko my obchodzimy je raz do roku...
niedziela, 12 lutego 2012
Kukuł w krzoku
Wystąpił już parę razy na tym blogu.
Chodzi o kosa ( a własciwie panią kosową), która mieszka w naszym ogrodzie w tytułowym krzoku, czyli małej sośnie. Składała już jajka zeszłą wiosną, ale koty jej strąciły i zjadły. Nie przejęła się tym i posterunku nie opuszcza.
Ostatnio podchodzi bardzo blisko- siada na bramce, albo na niskich gałęziach i nic sobie z ludzi nie robi.
Oto nasz kukuł:
Chodzi o kosa ( a własciwie panią kosową), która mieszka w naszym ogrodzie w tytułowym krzoku, czyli małej sośnie. Składała już jajka zeszłą wiosną, ale koty jej strąciły i zjadły. Nie przejęła się tym i posterunku nie opuszcza.
Ostatnio podchodzi bardzo blisko- siada na bramce, albo na niskich gałęziach i nic sobie z ludzi nie robi.
Oto nasz kukuł:
Subskrybuj:
Posty (Atom)