motor

motor
Walentynki są codziennie, tylko my obchodzimy je raz do roku...

niedziela, 30 września 2012

Bezdzietna beztroska wakacyjna niedziela

W bezdzietną niedzielę ( co trafia się bardzo rzadko, a ostanio już drugi raz!) postanowiliśmy się gdzieś powłóczyć i świecką tradycją coś poogladac i zjeść. Dzieci na szczęście zostały zaopiekowane na większą część dnia, więc spokojnie ruszyliśmy we wspólne tango.

Dojechaliśmy do Galerii Kazimierz, gdzie wzięło nas na oglądanie najnowszej produkcji studia Disney Pixar czyli 'Meridy Walecznej'. Tutaj Filmweb .



To w ogóle był dzień jakichś promocji, bo przy kasie dostaliśmy losy na loterię ( wygralismy oboje po paczce nowych cukierków hall's)i saszetki z espumisanem (???), a seans okazał się filmem w 3D. Ucieszyłam się bardzo, bo trójwymiaru nie widziałam od czasu 'Avatara', który jakoś nie bardzo mi się spodobał i z niecierpliwością czekałam na nowinki techniczne.

Niestety, jak to przed wszystkimi bajkami, następuje długi 40 minutowy blok reklamowy, który otwiera wszystkim noże w kieszeni i sprawia,że zamieniamy się w Park Jurajski jeszcze przed seansem właściwym. Jednak nie zaczęliśmy gryźć tylko dlatego,że przed 'Meridą' Pixar przygotował jeszcze mini filmik swojej produkcji ( co też u Disneya jest tradycją). Kilkuminutowa historyjka o tytule 'La Luna' okazała się tak piękna wizualnie ( a dodatkowo w 3D), że dech mi zaparło! Opowieśc o tym jak dziadek, syn i wnuk wypływają w nocy przy świetle księżyca na środek morza i jakie magiczne czynności tam wykonują do tej pory siedzi mi w głowie! A kolor oczu wnuczka - niesamowity!!!! Świetnie jest móc oglądnąć taką rzecz na dużym ekranie, gdzie można podziwiać wszystkie szczególiki animacji i cieszyć się z nich. Filmik zrobiony w konwencji uniwersalnej i zrozumiałej dla każdego, bo nie pada ani jedno słowo w żadnym języku, a mimo to wszyscy rozumiej o co chodzi. Genialny!!!!tutaj możecie o nim przeczytać na stronie Pixara po angielsku- warto zajrzeć. A tutaj zajawka 'La Luny' na youtubie.

Wracając do 'Meridy' - w kinie byliśmy w 6 osób: my, dziadek z wnuczką i para zakochanych z samego tyłu. Czyny zakochanych pominę milczeniem, bo ewidentnie przyszli do kina, a nie na film, dziadek z wnuczką, a właściwie sama wnuczka dawała się we znaki tym, że co chwilę komentowała obraz na ekranie, ale daliśmy radę:)


'Meridą' jestem zachwycona pod kilkoma względami - przede wszystkim przepięknie, ale to absolutnie przepięknie zrobiony technicznie i graficznie film! Szkocka przyroda jak żywa, piękne światło, dbałość o każdy detal ( rozpryskujące się pod słońce krople wodospadu robią wrażenie!), świetne zróżnicowanie postaci i ich mimiki, smaczki scenograficzne. Mniam, mniam!

Sama Merida jest zrobiona z ogromnym pietyzmem - widać kawał roboty animatorów. Jej rude gęste włosy żyją własnym życiem i to widać, słychac i prawie czuć.

Rewelacyjny polski dubbing ( który uważam,że jest lepszy niż oryginalny) a w nim same wielkie nazwiska. Olśniło mnie na początku,że Merida mówi głosem smoczka Spike'a z Kucyków na MIni Mini (My Little Pony, widać moją głębię intelektualną) i od razu po powrocie sprawdziłam kto to- okazało się,że aktorka nazywa sie Dominika Kluźniak. Występuje przede wszystkim w dubbingu i drugim planie, ale głos ma niesamowity. Bardzo dobre śmieszne i wzruszające dialogi, które są osadzone w legendzie, ale nawiązują do współczesności i cała bajka z morałem, który nie jest ciężkostrawny.Bardzo gorąco polecam ten film- dobra zabawa dla każdego!!!! Choć po tak długim czasie spędzonym na fotelu kinowym pupa boli ( ponad 2,5 h)...

Wyruszyliśmy spacerkiem dla rozruszania kości i już porządnie głodni na pobliski Kazimierz,żeby coś zjeść i wylądowaliśmy w dobrze nam już znanym 'Warsztacie' na rogu ulic Izaaka i Kupa ( pisałam o tej knajpce kilka postów temu). Skoro tu dają dobry obiad i są wolne miejsca...

Raz jeszcze podkreślam super klimat tego malutkiego lokalu:


i ogromne porcje:

Tym razem zaszalelismy z makaronami - ja penne z kurkami a małż tagliatelle z łososiem i pomidorami. Pycha! Choć temu naczyniu do zapiekania nie dałam rady:( Świeżutkie kureczki pachniały i rozpływały sie same. Mniam!

A potem długi spacer dla trawienia i gadania, i bycia, i oglądania pieknych widoków po drodze przy idealnie czystym błękitnym niebie i dniu chylącemu się ku zachodowi...


Może dobrze,że takich dni jest niewiele w roku, bo by spowszedniały, a tak- jest co wspominać.