motor

motor
Walentynki są codziennie, tylko my obchodzimy je raz do roku...

sobota, 9 lutego 2013

Kolędowanie w Wieliczce

Każdy z nas ma zapewne taki własny kalendarz, którego dni nie wyznaczają konkretne daty, ale jakieś cykliczne wydarzenia, imieniny, rocznice itp.
Jednym z takich wydarzeń w moim kalendarzu jest kolędowanie u Gosi- Eumychy i Tomka. Mam nadzieję, że tę tradycję wspólnego spotkania i śpiewania będą jeszcze długo pielęgnować, bo jest fantastyczna!

Kiedyś w mieszkaniu rodziców Gosi, obecnie na ich wynajmowanym- jedno niedzielne popołudnie przed 2 lutego jest czasem kolędy- tej faktycznej, czyli nawiedzenia domu przez kapłana i tej śpiewanej.Zawsze przy pysznym jedzonku przygotowanym przez Gosię i jej mamę. Historyczny i po prostu cudowny jest maminy bigosik z grzybkami.A Gosia w tym roku popisała się wspaniałym tiramisu.Ech, działo się!

Tu śpiewamy, gramy i zjadamy pyszne rzeczy z suto zastawionego stołu:


Choinka Gosi, choć sztuczna i mała wspaniale udekorowana cudnymi ozdobami wykonanymi przez nią sama i zaprzyjaźnione koleżanki blogerki - ja też chcę takie ( koleżanki i ozdoby:)) !


Dotarł z kolędą i ksiądz proboszcz do ustrojonego domu...


Chwilkę ( za krótko!) z nami posiedział, pożartował, zjadł kapkę i już leciał dalej, ale zostawił dla wszystkich piękne obrazki z reprodukcjami ( bardzo mi się spodobały, bo u nas raczej takie 'wioska tańczy i śpiewa' były...) i modlitwami- poczytajcie sobie na zbliżeniu zdjęcia:


Nasze potwory były zadziwiająco grzeczne jak na wizytę u obcych cywilizowanych ludzi, ale jak ktoś ma pociągi i klocki duplo, to najlepsi wymiękają ;) Obyło się bez szkód i strat w ludziach. Hura!
Gosiu i Tomku! Raz jeszcze dziękujemy za wspaniałe popołudnie i liczymy na powtórkę w przyszłym roku!!!!

A kartka z kalendarza brzmi:








Po francusku

Bardzo chcę wszystkich przeprosić za to,że dopiero teraz wklejam kolejne posty i kartki z kalendarza, ale całemu zamieszaniu winna jest Telekomunikacja Polska, która postanowiła nam wyłączyć sieć na parę dni. Z jednej strony dobrze, bo odpoczęłam od kompa, z drugiej fatalnie, bo wiem,że są tacy, co na posty czekają i co dzień sprawdzają. Bardzo bardzo za opóźnienie przepraszam! Mam nadzieję,że mi już takiego numeru nie wykręcą.


Pau na swoim blogu pisze o zapomnianej sztuce celebracji podwieczorków, a my już od dawna z Dorotką i Ulą celebrujemy co możemy – śniadania, obiady i imieniny J

Tym razem spotkanie u Uli, jako radość z tego, że po przebytej operacji Ula czuje się i wygląda wspaniale. Podjęła nas po królewsku! A właściwie po francusku. Inspiracją dla niej był film „Julie i Julia” i kuchnia francuska właśnie.

Od razu sfascynowało nas nakrycie stołu z bardzo oryginalnymi serwetkami z innym cytatem dla każdej z nas. Mnie przypadło: ‘ Szczęście jest tam, gdzie człowiek je widzi’ – święta prawda.


Na przystawkę zupa serowo- cebulowa- była tak pyszna, że nie dość, że wzięłam dolewkę, to jeszcze kompletnie nie zdążyłam zrobić jej zdjęcia- po prostu wspaniała!

Jako danie główne – mięso z kurczaka z warzywami i sosem pomidorowym zawinięte w pieróg z ciasta francuskiego. Bardzo łatwe i pożywne danie – myślę, że do odtworzenia przez każdego, bo nadziać ciasto można wszystkim według smaku i gustu. Artystycznie udekorowane sosem na talerzu.


A na deserek prawdziwy świeżutki mus czekoladowy z prawdziwą bitą śmietaną. Rozkosz!!! Lata takiego nie jadłam! Zwracam uwagę na nowatorskie wykorzystanie cienkich świeczek urodzinowych. W życiu bym na to nie wpadła, a to takie proste! Jakoś za bardzo złączyłam je z tortem ,a tu tak pięknie ozdobiły deser. Małe, a jaki elegancki efekt.

Zawsze czekam na te nasze spotkania. Mamy dla siebie 2-3 godzinki- żeby się pośmiać, popłakać, wyżalić, wygadać. Każdemu potrzebne jest takie spuszczenie powietrza i każdemu go życzę.

A może też coś dobrego pocelebrujecie? Warto!

Kartka z kalendarza: