motor

motor
Walentynki są codziennie, tylko my obchodzimy je raz do roku...

niedziela, 22 kwietnia 2012

Nie wiem jak ona to robi - książka i film

Książkę czytałam już w zeszłym roku i bardzo się ucieszyłam jesienią,że mogę w końcu oglądnąć film. Na film nie udało mi się pójść i szybko zdjęli go z afisza, ale można go już kupić jako dodatek do gazety. Odświeżyłam sobie książkę i spokojnie oglądnęłam film.

Najpierw słowo pisane.

Książka - kolejna powiastka ( jednak coś mniej poważnego niż powieść) po 'Klubie miłośniczek czekolady' napisana w podobnym duchu. Rozgrywająca się współcześnie, czyli w XXI wieku w dwóch równoległych światach pracy i domu, które próbuje pogodzić główna bohaterka i narratorka Kate.

Praca to ogromne towarzystwo ubezpieczeniowe, korporacja która obraca megaforsą, docenia talent Kate, ale wymaga bezwględnego posłuszeństwa i dyspozycyjności. Dom to mąż Kate, dwójka dzieci dziewięcioletnia dziewczynka i dwuletni chłopczyk oraz niania- studentka. Cała historia to zapis pewnego okresu w życiu Kate, kiedy z jednej strony jak zwykle balansuje między załatwianiem różnych spraw domowo-rodzinno-porządkowych a z drugiej dostaje wielką szansę na awans i uznanie szefostwa - ważny inwestor chce wdrożyć jej pomysł na fundusz emerytalny, co wiąże się z częstymi wyjazdami. Dokładnie poznajemy oba środowiska - ich blaski i cienie, uczucia które Kate z nimi wiążą i nieustanną szarpaninę, aby wszystko było na swoim miejscu.

Tytuł to zdanie, które Kate często słyszy od swoich znajomych wyrażających podziw dla jej umiejętności organizacyjnych. Pewnego dnia w tym całym domowo-pracowym zamieszaniu pojawia się pośrednik inwestora - bogaty i przystojny, z którym nasza super pracownica i mama nawiązuje romans. Cała historia kończy się dobrze, choć nie bez niespodzianki :)

Najfajniejsze w tej książce jest to,że to bardzo dobre babskie czytadło o niewygórowanych ambicjach, ale zgrabnie i lekko napisane, z galerią przekonywujących typów i poczuciem humoru. Bardzo podobały mi się motywy domowe - zachowania dzieci, męża, relacje z teściami - samo życie! W swoim zabieganym świecie Kate znajduje czas na przyjaźń, pomoc innym, swoje zainteresowania, a przede wszystkim na pielęgnowanie relacji z mężem i dziećmi. Jak ona to robi? Przeczytajcie!
Bardzo dobra odprężająca po długim zapracowanym dniu lektura, przy której nie raz można się uśmiechnąć i do której lubię wracać.

Dlatego tak bardzo napaliłam się na film pod lekko zmienionym tutułem. I?

Obsada znana (strona filmu tutaj ). Całości dałabym czwórkę - film warty obejrzenia raz i wystarczy.
Zdenerwowało mnie posłodzenie go i zmiana zakończenia na bardziej hollywoodzkie. Sama postać Kate nie jest już tak wiarygodna jak w książce, bo choć grana przez Sarę Jessicę Parker nie powala mnie na kolana wiernością oryginałowi, a przede wszystkim pokazaniem bogactwa przeżyć i pomysłów . Bohaterka od początku kreowana jest na domową heroinę do śmierci wierną w każdym calu dzieciom i mężowi, a w książce mamy jednak bardziej realne sytuacje. Co by nie mówić film dobrze się ogląda, ale po książce więcej w głowie zostaje.

Wybór pozostawiam wam. Najlepiej jedno i drugie w wyżej wymienionej kombinacji ciupnąć np. w weekend.

Kolorowo

Warto raz jeszcze ( albo po raz pierwszy ) posłuchać 'What a wonderful world' w wykonaniu Louisa Armstronga, przeczytać poniższy kawałek z mojej fioletowej i ucieszyć się jakimś ogrodem - choćby najmniejszym. Mam marzenie,żeby po latach odwiedzić botaniczny, ale chyba się nie uda (?). Z ogrodu płynie jednak jakaś energia, jakaś chęć do życia, kiedy widzimy jak niepozorne roślinki zabierają się do życia, o tych okazałych nie mówiąc.

Świat jest pełen piękna i kolorów - szczególnie na wiosnę!











Wędrująca czekolada - candy !!!

Już kilka razy wzięłam udział w losowaniu wędrującej książki o króliku, ale niestety bez skutku.
Postanowiłam zorganizować podobna zabawę u mnie. A że ostatnio z nastrojem u mnie ciężko, leczę się czekoladą :)

Otóż...
Zabawa polega na tym,że:
- jest candy
-jest nagroda (przechodnia)
-trzeba pomyśleć
-trzeba coś zrobić
-trzeba zorganizować candy u siebie.

Po kolei.
Ja jako pierwsza organizuję candy - nagrodą jest przechodnia książka "Klub miłośniczek czekolady" Carol Matthews.

Kto chce wziąć udział w candy podpisuje się pod tym postem maksymalnie do 14 maja do godz. 23:59 i zamieszcza u siebie banerek- informację.W trakcie losowania 15 maja zostaje wyłoniony zwycięzca, który jest zobowiązany w ciągu 10 dni zorganizować takie samo candy na takich samych warunkach.
warunki:
- przeczytać otrzymana w przesyłce książkę - nagrodę
- zorganizować własne candy z tą książką jako nagrodą przechodnią w ciągu 10 dni od otrzymania jej
-podać jeden prosty przepis z użyciem czekolady w dowolnej postaci
-napisać kilka zdań o książce- nagrodzie ( może być krótkie streszczenie lub co mi się w niej podoba)
- można do paczki dla kolejnego zwycięzcy włożyć jakiś drobiażdżek z twórczości własnej, albo związany z czekoladą albo co chcecie ( nieobowiązkowo, ale jak fajnie, prawda?)

I tak kolejka idzie dalej. Coraz to nowe osoby czytają, podają nowe fajne przepisy, piszą nam co odkryły, poznajemy nowych ludzi i ich blogi i tak do końca świata i jeden dzień dłużej :)

Do zabawy zapraszam osoby prowadzące blogi, ale jeśli ktoś nie ma bloga, to możemy to zrobić w ten sposób,że jeśli wygra osoba bez bloga, to organizator candy bierze na siebie spełnienie warunków, których ona spełnić nie może - czyli w jej imieniu ( za porozumieniem) ogłasza nowe candy, publikuje przepis i opinie na temat książki oraz pilnuje, aby trafiła ona do kolejnego zwycięzcy.

Jeśli są chętni - serdecznie zapraszam! Oto banerek do wklejenia:


Mój przepis, a właściwie dwa w jednym, bo zaczynam łańcuszek.Oba szybkie i banalne.
Najpierw

PIANKOWE LIZAKI
Robią zawrotna karierę w necie już od conajmniej roku. I nie dziwota.Przymierzałam się do zrobienia wersji świąteczno- zimowej z reniferami, ale nie wyrobiłam się. Jeszcze zdążę;)

Potrzebujemy:
-paczki pianek marshmallow
-jednej gorzkiej czekolady
-posypki cukrowej w dowolnym kolorze
-patyczków do szaszłyków

Gorzką czekoladę topimy w garnuszku w kąpieli wodnej.W rozpuszczonej ale gęstej zanurzamy nabite na patyczki pianki, następnie zanurzamy w posypce i wbijamy w stabilny owoc lub warzywo do ostygnięcia. Ja wbiłam w duże jabłko.
Po zastygnięciu czekolady możemy zjeść od razu jako ładnego lizaczka albo użyć jako łyżeczki do kawy, kakao lub gorącej czekolady. Taka łyżeczka piankowa po zanurzeniu w kawusi rozpływa się w ryjku, nadaje też wspaniały smak pitemu napojowi.... MNIAMNIARAM!


Od razu przepis drugi - CIATECZKA WYCIERANE ( bo wycieramy różnymi dodatkami czekoladę z garnka)
Potrzebujemy:
- gorzkiej czekolady ( może być ta pozostała w garnuszku po lizakach piankowych) w dowolnej ilości. Dwie tabliczki spokojnie wystarczą na duży zapas ciasteczek.
- tzw wsad dowolny czyli np. pestki dyni, słonecznika itp., orzechy siekane, rodzynki, płatki owsiane podprażone na suchej patelni, rodzynki, suszone śliwki, suszone morele itp., malutkie kawałki herbatników, wafli - chodzi o produkty suche.

( moje ciasteczka zniknęły niestety przed zrobieniem zdjęć, zamieszczam więc poglądowe zdjęcie stąd, bo wyglądały prawie tak samo - dałam więcej czekolady)


Do rozpuszczonej czekolady wsypujemy wsad dowolny ( ja zrobiłam z pestkami dyni,żeby otrzymać połaczenie brązu i zieleni) tak, aby całość przypominała gęstą owsiankę i łyżeczką wykładamy małymi porcjami na papier do pieczenia, aby zastygły.
Po zastygnięciu wsadzamy do szczelnego słoika lub puszki  i przechowujemy zgodnie z terminem czekolady na opakowaniu. Oczywiście znikają równie szybko jak się je robi :)))
Takie ciasteczka są świetnym dodatkiem do kawy lub herbaty - serwujemy tylko jedno na smaczek obok łyżeczki!

Obie propozycje świetnie nadają się na prezenty na różne okazje małe i duże jako twórczość własna pieknie zapakowana i podana. Z lizaczków można robić bukiety jak z kwiatków ( takie ze zdjęcia dałm moim znajomym) i podawać je podczas przyjęć dla małych i dużych.Ciasteczka są bardzo zdrowe i pełne witamin.

O książce - nagrodzie.
Naprawdę bardzo fajne babskie czytadło.Idealne na wolny wieczór lub inną chwilę w ciągu dnia. Dobre do tramwaju lub autobusu. Historia 4 kobiet, które uwielbiaja czekoladę i regularnie spotykają się w ulubionej knajpce, aby w trakcie konsumpcji ulubionego deseru opowiadać o swoim życiu, śmiać się, płakać, radzić koleżanek.Ujmuje mnie w tej książce jej bezpretensjonalność i po prostu życiowe historie, które i nam wszystkim się przytrafiają. Jeśli szukacie chwili na relaks, to właśnie przy tej lekturze go znajdziecie. Książka niczego nie naśladuje ani nie udaje. Nie ma wysokich aspiracji, ale poprawia humor, wzmaga apetyt na czekoladę i życie! 'Małe kobietki' XXI wieku we współczesnym wydaniu!

Zapraszam do wspólnej zabawy!!!!!

Niespodzianka u Doroty

Umówiłyśmy się z Ulą i Dorotą na cykliczne spotkanie spontaniczne, bo widziałyśmy się ostatnio w lutym i to wstyd tak długo ze sobą nie rozmawiać.
Upiekłam ciasto, wzięłam kilka drobiazgów dla dziewczyn i ...
Na wstępie, czyli zanim usiadłam do stołu czekało mnie ogromne zaskoczenie - dziewczyny postanowiły obejść moje urodziny trochę wcześniej i przygotowały przyjęcie- niespodziankę. Dostałam fantastyczny prezent ( różności do ciast, książki z przepisami i piękny karmnik dla ptaków w kształcie dzwonka !), piękne kwiaty i babę ( drożdżowe panettone) od bab oraz dmuchałam symboliczną świeczkę pomyślawszy wcześniej życzenie.


Dawno nikt mnie tak nie zaskoczył. Co za fantastyczne uczucie!

A potem było tylko lepiej. Wspaniałe przyjęcie, które przygotowała Dorota. Zobaczcie jakie pyszności i przygotujcie podobne na najbliższą okazję.Mniam!


Dolne zdjęcie to sałatka jarzynowa zawinięta w plastry wędliny i zalana na talerzu bulionem z żelatyną - no genialne to jest!

A tu fondue czekoladowe. Banany suszone włąsnoręcznie przez Dorotę w suszarce:


Nawet dekoracja stołu była w wiosennych kolorach - rozsypane kolorowe kryształki.

Ja na fali zachwytu piankami marshmallows przygotowałam ciasto bez pieczenia z pianek właśnie, likieru miętowego i ciastek oreo:


Ciekawe połączenie bardzo delikatnej pianki o lekko miętowo-słodkim smaku z twardszym spodem z kruchych ciasteczek i gorzkiej czekolady. Niebanalny i piękny w kolorze deser. Przepis i historia ciasta oczywiście stąd. Nawet jeśli nie zrobicie ( choć jest naprawdę banalne i szybkie! to chociaż poczytajcie o nim - warto!)

Dorota specjalnie dla nas zmieliła pachnącą kawę, więc ukroiłyśmy sobie po sporym kawałku i dawaj!

Na początku był jeszcze żurek, ale rzuciłyśmy się na niego jak zgłodniałe sępy i nawet nie zdążyłam zrobić zdjęcia:)

Przedpołudnie przeciągnęło się do popołudnia, bo tematów miałyśmy pod dostatkiem.Było bosko!!!!
Jeszcze raz dzięki dziewczyny!!!!

Jak wiadomo dobre są wesela, lepsze poprawiny. Obiecałam dziewczynom, że oficjalną imprezę uczynię niebawem i wykorzystam przepisy z otrzymanych książek jako inspirację. Może nawet uda się w szerszym gronie? Oby!





Wielkanocnie

Wbrew pogodzie ( śnieżna zawierucha i zimno), bałaganowi nie do końca ogarniętemu i innym czynnikom zew i wew śniadanie wielkanocne się odbyło.
Ja byłam odpowiedzialna za część słodką i oto co przygotowałam:

- sernik wykwintny - tradycyjnie już z ulubionego bloga, przepis tutaj. Nie upiekę już innego, bo przebił wszystkie dotychczasowe po prostu. Leciutki, odpowiednio słodki, prosty jak stół o pięknym złotym kolorze znikał w paszczach aż miło. Z 1,80 kg sera wyszła mi duża blacha ( nie dekorowana) oraz tortownica dekorowana jak na załączonym obrazku:


-tradycyjne makowce ze starej jak świat Kuchni Polskiej, które zawsze piekę i skorzystałam po raz kolejny z porady, żeby piec je w papierze do pieczenia, a nie w blaszkach. Wyszły idealnie zwinięte, równiutkie, pięknie upieczone i nie popękały. Też ozdobiłam:


Zrobiłam też super ekstra błyskawiczny mazurek. Przepis znajdziecie na końcu posta i radzę wam go wykonać! Jest naprawdę jednym z najszybszych i najlepszych ciast jakie znam.
Jest nie tylko szybki w robocie, ale błyskawicznie znika w ryjkach krewnych i znajomych, bo nie mdły, ciekawy w smaku. Można potraktować go jak po prostu ciasto/deser całoroczny i ozdobić według upodobań. Moja wersja mazurka:


Zgłosiłam go na konkurs. I nawet jak nie wygram, to i tak wielką frajdę sprawiło mi przygotowanie go i jedzenie. Bardzo polecam - zwłaszcza niewprawnym kucharzom, bo wychodzi zawsze i prosty jak konstrukcja cepa, a można błysnąć ;)

Udało mi sie też zrobić świateczną dekorację i kilka pisanek:


Znajomi z pracy zrobili mi wspaniała niespodziankę i dostałam pięknego ciastowego barana z pysznymi przyległościami. Zajął honorowe miejsce na komodzie jako dekoracja.

Ozdoby wykonały też chłopaki w przedszkolu i miały one swój kącik sławy i chwały:


Ponieważ we właściwym czasie nie zamieściłam życzeń Wielkanocnych - kilka słów teraz :

Życzę z całego serca wszystkim czytelnikom, aby moc minionej Wielkiej Nocy starczyła na cały rok i wniosła prawdziwą wiosnę w nasze serca, abyśmy wszyscy z martwych wstali. I to jak najszybciej!!!!

Obiecany przepis na mazurek wzięty z gazety 'Olivia' nr 4/2012 str.112

MAZUREK CZEKOLADOWO-ORZECHOWY

230 g herbatników szkolnych ( ptiberów)
200 g masy krówkowej z puszki
150 g masła
50 g orzechów laskowych
100 g ( 1 tabliczka) czekolady gorzkiej
3 łyżki płynnej kremówki

Wyłóż blachę ( ok.19x22) papierem do pieczenia.
Herbatniki włóż do woreczka foliowego, i wałkiem rozkrusz na miazgę.Orzechy posiekaj .Masło i masę krówkową podgrzej w garnku na małym ogniu. Wymieszaj z herbatnikami i orzechami na gładka masę.
Wylej masę na blachę i równo rozprowadź. Wstaw do lodówki na 3 godziny.Roztop czekoladę razem ze śmietaną ( nie gotuj!) i wylej na stężałą masę.Włóż do lodówki na godzinę. Udekoruj jak lubisz.

Wprowadzone przeze mnie zmiany to podwojenie składników, masa krówkowa o smaku truflowym z alkoholem oraz dodanie 4 łyżek brandy. W smaku wyszedł bardziej czekoladowo-truflowy.

Do dekoracji wykorzystałam pisaki cukrowe Dr. Oetkera, opłatkowe dekoracje na mufinki z motylkami oraz posypkę w kształcie kolorowych motylków firmy tortownia.pl

Mazurek zniknął błyskawicznie. Jest banalny, pyszny, nie zatykający, robi się go w mgnieniu oka. Nie trzeba nawet czekać tak długo jak w przepisie,żeby oblać go polewą. Mnie wystarczyła godzinka.Według mnie jest uniwersalnym szybkim ciastem na cały rok, a zwłaszcza na miesiące jesienne ( orzechy). Można go dowolnie urozmaicać bakaliami i innymi lubianymi dodatkami. Dla mnie przepis idealny - bardzo go polecam.