motor

motor
Walentynki są codziennie, tylko my obchodzimy je raz do roku...

środa, 14 września 2011

2 x spaghetti

Kto nie lubi makaronu? Niech się lepiej nie przyznaje !
Uczyniłam ostatnio dwa nowe warianty, bo od spaghetti na kiju upłynęło juz baaardzo dużo czasu i pora na zmiany!

WERSJA 1:

- sos pomidorowy- przepis na spaghetti bolognese Winiary ( bardzo dobry, choć zdecydowanie z tych słonych, dlatego mniej słone dodatki)
-oliwki zielone i czarne odsączone z zalewy
- camembert z grzybami leśnymi pokrojony w kosteczkę
- ser gouda pokrojony w drobną kosteczkę :)

WERSJA 2:

sos:
-kiełbaska zwyczajna pokrojona w drobną kostkę i podsmażona na łyżce oliwy z ziołami prowansalskimi ( jak puści tłuszcz- usunąć) , do tego dodać

-gotowy sos do makronu Pudliszki
- oliwki z zalewy czarne i zielone
-odrobina pikantnego keczupu
-przeciśnięty przez praskę ząbek czosnku
- starty żółty ser z dużymi dziurami :)

Oba powyższe zrobić koniecznie i zeżreć natychmiast.

Stanisław jako znany oliwkożerca nie pogardził całą michą, bo jak wiadomo najlepiej je się palcami:

Złote jesienne candy


Jedynym chyba sposobem, żeby wygrać candy u kogoś, jest zorganizowanie własnego. Tyle pięknych różności przeszło mi koło nosa, że postanowiłam porozdawać i ja. W końcu większa jest radość z dawania niż z brania :)

Candy ZŁOTE, ponieważ:
- prawdziwego lata nie było a czas na letnie candy był
- było już srebrne candy, więc jak się powiedziało A...
- tęsknię za prawdziwym złotem w przyrodzie  i mam dość deszczu za oknem
- zawartość pięknego okrągłego pudełka, którego fragment prezentuje baner reklamujący zabawę, jest złota lub ze złotem związana.
Co w środku? Troszkę tego i owego - na pewno coś na imprezę w ciepły  wieczór, by poczuć się ubraną, dobrze umalowana i ozdobioną, kilka niespodzianek i oczywiście złote słodycze ( MNIAM!).
Jednym słowem - złoty zestaw "na bogato".
Jeśli ogłaszam candy, to zawsze takie, jakie sama chciałabym wygrać, duże,wartościowe, pełne wielozmysłowych niespodzianek i pyszne.

Takie były nagrody w poprzednich zabawach:


ZASADY:
-w candy może wziąć udział każdy
- jeśli masz bloga, wstaw na nim informację o moim candy umieszczając zdjęcie z linkiem do tego posta
- napisz komentarz i PODPISZ SIĘ ADRESEM BLOGA JEŚLI GO POSIADASZ I OBOWIĄZKOWO ADRESEM MAILOWYM!!!!!
Jak w poprzednich zabawach: nagroda główna jest tylko jedna, nagrodę pocieszenia- niespodziankę - dostają wszyscy pozostali w formie mailowej 
- czekaj na wyniki losowania - 14.10
Wyniki losowania zostana opublikowane na moim blogu najpóźniej 15.10

Zachęcam gorąco wszystkich!!! Powodzenia!!!!!

A swoich szans w losowaniach candy u innych nie zamierzam tracić. Może w końcu się uda?


Na pajęczych nitkach odlatuje lato...

To początek piosenki z podstawówki, która pod koniec lata zawsze snuje mi sie po głowie. Prosta melodia ( niektórzy pamiętają, jak trzeba ją było zagrać na flecie lub cymbałkach), proste słowa:


BABIE LATO
Dungańska pieśń ludowa
SŁOWA: Elżbieta Zechenter- Spławińska
OPRACOWANIE:Dorota Malko



  1. Na pajęczych nitkach
    odlatuje lato.
    Dokąd leci, kto to wie,
    pewnie samo nie wie, gdzie.

    REFREN

    Srebrzy się, snuje się,
    ufa dobrym wiatrom.
    Srebrzy się, snuje się,
    ufa dobrym wiatrom.

  2. Jeszcze słońce grzeje,
    jeszcze kwitną astry,
    ale czas pożegnaćjuż
    zieleń liści, zapach róż.

    REFREN

    Żegnaj nam ciepły dniu,
    może już ostatni.
    Żegnaj nam ciepły dniu,
    może już ostatni.
  3. Niby wiadomo,że ' od Hanki ( Anny - 26.07) zimne wieczory i poranki' , ale jakoś ciężko to lato pożegnać, zwłaszcza w tym roku.
  4. Trochę późnoletnich zdjęć:



I osobny temat - kasztany.
Uwielbiam je zbierać (zaraz  po grzybach).
Nie wiem, czy w tym roku bezpieczne będzie tworzenie ludków dla maluchów, ale co ja mam przyjemności w przesypywaniu ich przez palce, to moje! Są piękne! Nazbierajcie pełną siatkę i włóżcie do pojemnika na pościel. Nie ubrudzą, a pomogą spokojniej spać.


I jeszcze 'jesienna piosenka prosta', do której wysłuchania bardzo zachęcam. Jedna z moich ulubionych. Jeśli nie usłyszycie jej po otwarciu strony z blogiem, to znajdziecie ją tutaj.

Życzę wszystkim, a najbardziej sobie, pięknej złotej jesieni !!!!

Jak w filmie- zawieście czerwone latarnie !






PP czyli Panieński Pau

Bardzo zaległy post, ale w końcu się do niego biorę, bo zaiste jest o czym opowiadać! Piszę z perspektywy kilku tygodni, ale na szczęście nic mi się nie zatarło :)
Wszystkich zainteresowanych przepraszam,że tak długo czekali.

Najlepsza przyjaciółka Pau - Ania- została główna organizatorką jej wieczorku panieńskiego. Warunki były ostre, ale uważam ,że poradziłą sobie świetnie!
Dyskusja co, kto ,gdzie i jak trwała mailowo na łączach już dobrych kilka tygodni przed planowaną datą, tak że kiedy w końcu ów dzień nastąpił, wszystkie zainteresowane ( oprócz przyszłej młodej panny) właściwie znały się prawie jak łyse konie, choć zobaczyć miały się dopiero na wspólnej imprezie (to było zdanie godne Sienkiewicza!!!!).
Spotkałyśmy się najpierw na wspólnej kolacji w restauracji 'Diego&Bohumil' na ul. Sebastiana. Poniżej pocztówka z wnętrza.



Okazało się już na początku,że kelner, to znajomy głównej organizatorki, więc atmosfera zrobiła się prawie domowa. Dziwny to jednak dom i chyba wyjątkowo wyluzowani gospodarze ( Diego był, Bohumila brakło), ponieważ w karcie pozycji mnóstwo, ale faktycznie...zakłopotany kelner donosił nam co chwilę najświeższe wiadomości z kuchni, z których wynikało,że kolejnych pozycji brakuje :(
Udało się nam zjeść jednak co nieco. Ja np. wybrałam pierożki po argentyńsku, których nie żałuję, za to pstrąga, który nastąpił później wolę nie komentować, bo to jakaś kompromitacja była...
Siedziałyśmy sobie więc  i gadałyśmy o tym i owym, a własciwie głównie o owym, czyli ślubie, który miał nastąpić, przygotowaniach, przeżyciach. Piłyśmy sobie co tam każda chciała i świetnie się bawiłyśmy żartując co chwilę z Pau.
Na zakończenie nastąpił i wystąpił w roli głównej tort upieczony przeze mnie ( występował na szczęście krótko, a to, co zostało przyszła panna młoda zostawiła do następnego dnia w lodówce i zabrała do domu). Oto i on ( duma moja i chluba!):


Przepis oczywiście tutaj. Masa tutaj, tylko zamiast brzoskwiń 1,5 kg malin, jako zewnętrzną warstwę wykorzystałam krem czekoladowy - banalny - przepis tu.Ciasto obsypane (i dociśnięte) zmielonymi w blenderze ciasteczkami oreo. Wachlarz z masy cukrowej i jadalnych perełek. Kosztował mnie chyba najwięcej roboty, ale warto było!
Pau tort chyba się spodobał i zasmakował, bo od razu następnego dnia wstawiła jego zdjęcie na swój profil na fejsie.

Potem dla zdrowotności i spalenia zbędnych kalorii przespacerowałyśmy się do klubu "Pozytywka" na Kazimierz, gdzie nastąpiła druga część imprezy w postaci quizu uczynionego Pau. Najpierw na zadane pytania wcześniej odpowiadał Dejw, a potem ona, a zebrane ( czyli my) na czele z wysoką komisją i głównym jurorem Anią sprawdzałyśmy, czy odpowiedzi są poprawne, czyli takie same. Za każde 5 poprawnych Pau otrzymywała od nas prezent, za 5 błędnych musiała wypić jednego z shotów, które przed nią stały. Prezentami były:
-wachlarz do flamenco w takim kolorze jak ten na torcie :) ( bo tańczy skubana !)
-piękny i elegancki komplet bielizny
-karnet do spa ( żeby się odstresować przed ślubem...)
- ślubną podwiązkę
- oraz czerwone okulary przeciwsłoneczne z racji promocji w lokalu :)


Bawiłyśmy się doskonale, przy okazji poznając zdanie Pau i Dejwa na różne życiowe tematy :))) Pytania ciekawe, z klasą, nienachalne.


Niestety Kopciuszek ( czyli ja) musiał uciekać po północy z racji uwolnienia opiekunki do potworów od wyżej wymienionych. Pozostałe dziewczyny bawiły się jeszcze na parkiecie chyba do trzeciej? Poprawcie mnie jeśli się mylę babinki!

Za pozostałe z wieczorku pieniądze ( wcześniej była składka) zrobiłyśmy wspólny prezent dla młodych - ozdobną personalizowaną księgę gości, żeby wszyscy na weselu wpisali im swoje życzenia i żeby było gdzie wkleić wszystkie kartki i listy z powinszowaniami.
Wieczorek uważam za wspaniały, fantastycznie zrealizowany i dograny na maxa. Wielkie dzięki wszystkim ,a zwłaszcza Ani B.

Nie było penisów, niesmacznych żartów, niczego wulgarnego i wielkiej różowej wiochy, a mimo tego spędziłyśmy przemiłe kilka godzin w swoim nowopoznanym towarzystwie. Świetna sprawa,żeby potem zintegrować gości na weselu.Pełna galeria tu.

No właśnie. Tak strasznie cieszyłam się na to wesele, kupiłam nowe ciuchy, umówiłam się do kosmetyczki, dzieci umówione z opiekunką,a tu... niestety długie dni spędzone w szpitalu z Jaśkiem. I choć potem zjadłam wraz z całym oddziałem dziecięcym pyszny torcik weselny, to płakać mi się chciało,że mnie tam nie ma.... AAAAAAAAAAAAAAA!!!! 

Wesele okazało się prawdziwym hitem. Wiem z licznych opowieści i zdjęć. Mam nadzieję,że filmową relację zobaczę kiedyś osobiście, choć to nie to samo.
Pogoda dopisała, a przede wszystkim dopisało szczęście na twarzach i w sercach Państwa Młodych, czego im z całego mojego serca na wieczność życzę.Tylko popatrzcie! Pozazdrościć!
Dlaczego ja nie umiem robić takich zdjęć !?