motor

motor
Walentynki są codziennie, tylko my obchodzimy je raz do roku...

sobota, 19 stycznia 2013

Spod samiuśkich Tater...

Hej, górol ci jo, górol
Hej, spod samiuśkich Tater
Hej descyk mnie ukompoł
I ukołysoł wiater
Hej descyk mnie ukompoł
I wiater ukołysoł
Hej, cozem sie napłakoł
Ale mnie nikt nie słysoł
Hej, nicego mi nie żal
Hej, ino kapelusa
Hej, cok się jej nakłanioł
Hej nie kciała, psia dusa!

Mam ogromny sentyment do Zakopanego. Jako miejsca pierwszych wycieczek z rodzicami, jako czasu spędzonego tam na młodzieżowych i studenckich wyjazdach, jako miejsca spotaknia mojego obecnego męża i długo by wymieniać!
Mikołaj przyniósł mi 6 grudnia książkę, o której marzyłam ( przy okazji pozdrawiamy Mikołaja, dziekujemy- my też jesteśmy zdrowi i polecamy się na przyszły rok) i dlatego kilka słów o niej. I o czymś jeszcze.

Zakopane to takie miejsce w Polsce, w którym chyba każdy był, a jeśli nie to na pewno prędzej czy później pojedzie, bo tak jak w Warszawie- wypada być. Historia Zakopanego jest niesamowita, bogata, fascynująca  Cała plejada gwiazd sztuki, literatury itd. itp. od XIX wieku aż do teraz się przez nie przewinęła i dalej przewija. Uczymy się o nich i ich dziełach na różnych etapach w szkołach, widzimy i słyszymy w radiu, telewizji i necie. Mam w domu kilka przewodników i encyklopedii o Zakopanem, ale brakowało mi pozycji, która pozwala to miejsce i kulturę odbrązowić, pokazać współczesnemu czytelnikowi i turyście. I właśnie znalazłam - to "Zakopane odkopane" Pauliny Młynarskiej i Beaty Sabały - Zielińskiej:


Świetna pozycja dla tych, którzy pamiętają Zakopane sprzed lat ( kilku, kilkunastu, kilkudziesięciu) ale i dla tych, którzy się tam wybierają czy już są stałymi bywalcami. Nie nudząc, nie trując, nie przegadując różnej ilości zakopiańskich wątków tłumaczy kto, co i jak z Zakopanem dawnym i dzisiejszym. Możemy poznać historie ( historyjki:)) ludzi i budynków, dowiedzieć się mnóstwa ciekawostek, których nie ma w tradycyjnych przewodnikach i poznać niezwykłą historię znajomości dwóch autorek-dziennikarek.

Oprócz mnóstwa anegdot z ich życia prywatnego oglądamy obraz Zakopanego i górali jakimi są naprawdę- bez kolorowego i często tandetnego dziś folkloru. Poznajemy historie ludzi przyjezdnych i miejscowych. W końcu możemy się dowiedzieć co ważnego i ciekawego dzieje się tam dziś.W podtytule jest to 'lekko gorsząca opowieść góralsko- ceperska' :))) Nie ma w niej szlaków turystycznych, cen biletów i godzin otwarcia obiektów, ale jeśli ktoś wie o Zakopanem mało albo zgoła nic, to warto od tej lektury zacząć,żeby potem spokojnie wziąć się za to, co nas najbardziej zainteresuje. A bibliografia związana z Zakopanem jest ogromna.

Książka ma wiele kolorowych zdjęć, na końcu znajduje się spis miejsc związanych z kulturą, sztuką i noclegów oraz ważnych w Zakopanem telefonów.Niby według klucza prawdziwego przewodnika, a jednak zupełnie inaczej. Przeczytałam ją z prawdziwą przyjemnością i świetnie się przy tym bawiłam, bo język prosty, styl lekki i mnóstwo humoru.
Polecam wszystkim na zimę i wszystkie inne pory roku, które w Zakopanem wyglądają niesamowicie!

Szukając ostatnio przepisu na Moich Wypiekach znalazłam Szarlotkę spod samiuśkich Tater i... postanowiłam zmierzyć się z zagadnieniem.
Szarlotka ( czyli po nasemu: placek z jabłkami) jest kultowym ciastem w naszej rodzinie. Specjalistką od niego była moja babcia, a po niej niepobitą królową jest moja mama, której zawsze się placek udaje, a sława wypieku sięga daleko. Nie widziałam więc do tej pory potrzeby robienia szarlotki na kruchym cieście, bo i po co, skoro w domu mam najlepszą? Ale jak zobaczyłam zdjęcia do tego przepisu i skojarzyłam je z ośnieżonymi szczytami - zmieniłam zdanie.

Z niepokojem w dusy i Jaśkiem przy boku zabrałam się do obierania jabłek. Tu uwaga do wszystkich, którzy nie pieką i uważają się za beztalencie - po pierwsze poczytajcie komentarze pod tym przepisem na Moich Wypiekach, po drugie ja sama po raz pierwszy w życiu robiłam kruche ciasto i piekłam szarlotkę! Jeśli spróbujecie- musi się udać, bo żywcem nie ma co w niej zepsuć!
Całkowity czas pracy nad nią zamknął mi się w 2,5 godzinach ( obieranie, szatkowanie jabłek,wyrobienie ciasta, podpieczenie, dodanie nadzienia, pieczenie), ale nie żałuję, bo przepis jest na całą dużą blachę, a wykonanie bardziej czaso- niż pracochłonne. Obierać i szatkować jabłka umie każdy, ciasto zagniata się z wszystkich składników naraz i jest szybciutko gotowe. Piekłam równą godzinę.Efekt:


Na kruchym cieście się nie znam, ale mężowi ( bo to dla niego uczyniłam!) smakowało bardzo, tak samo mnie i mamie, która jest od szarlotek ( jak wyżej wspomniałam) ekspertem. Świetne proporcje ciasta sprawiają,że jest dokładnie w sam raz- kruche, ale wilgotne, suche, ale nie za słodkie. Kwaśność nadzienia jabłkowego dla mnie w sam raz ( bo nie lubię zbyt słodkich) regulujemy cukrem pudrem na wierzchu. Absolutnie nie ma się do czego przyczepić - jest to szarlotka wspaniała!
Na pewno powtórzę nie raz ten sukces, bo coś podejrzanie za łatwo mi przyszedł. Jeśli macie trochę czasu i chcecie błysnąć naprawdę domowym ciastem, to jest to propozycja idealna. Warto też zachować przepis na kruche ciasto do wykorzystania jako drobne ciasteczka, do tarty itp. bo jest błyskawiczny,a ciasto przepyszne.
Polecam rękami i nogami!

Uwagi:
- ilośc jabłek- 3 kg ( szara reneta)
- blachę wyłożyłam całą papierem do pieczenia
-zanim podpiekłam spód bardzo dokładnie miejsce w miejsce ponakłuwałam go widelcem- dziurki gęsto, aby ciasto dobrze napowietrzyć , a potem nawilżyć nadzieniem
- na 3 kg jabłek użyłam 3 łyżeczki cynamonu i 1/4 szklanki cukru i okazało się,że cukru w sam raz, a cynamon nie przesadzony
- przed wyłożeniem nadzienia posypałam 6 łyżkami tartej bułki