motor

motor
Walentynki są codziennie, tylko my obchodzimy je raz do roku...

piątek, 21 października 2011

Co ona w nim widziała? czyli 'Ondine'

Miałyśmy świętować z Ulą m.in. w kinie, ale nie wyszło z przyczyn życiowych. Co się odwlecze, to wiadomo, ale jak mam w perspektywie film, a potem nagle nie mam, a chce mieć, to trzeba coś zrobić. No to kupiłam ostatnią Vivę z filmem i oglądnęłam.
Strona filmu tutaj.

Film sławny z tego,że jest znany. U nas wyświetlany raczej krótko i nie zrobił wielkiej kariery.Więcej mówiło się o romansie ABC z kol. Farellem, niż o samym obrazie. Postanowiłam przekonać się naocznie.

Hm, a więc ( nie zaczynając zdania od 'a więc!) wrażenia różne.

Jest to historia dziejąca się współcześnie w irlandzkim raczej biednym miasteczku portowym. Główny bohater -rybak Syracuse zwany Circusem ma dużo własnych problemów ( w tym byłą żonę i niepełnosprawną córeczkę na wózku), a tu na głowę spada mu jeszcze żywa dziewczyna wyłowiona z morza jako osobna historia.

I tu mamy próbę realizmu magicznego - z jednej strony wydarzenia układają się w historię baśniowej wyłowionej z morza selkie ( kobiety-foki)- to wersja dziewczynki, która w swojej samotności tworzy idealny obraz nowopoznanej kobiety oraz obraz szarej (miejscami brutalnej) rzeczywistości małomiasteczkowych mieszkańców, Syracusa, jego rodziny, wyłowionej Ondine.

Z jednej strony filmu nie ogląda się łatwo - ilość zimnej wody zawarta w ujęciach po prostu mnie obrzydza. Do tego widać,że zimno i że cały czas wieje. Współczułam głęboko ABC, że musiała kręcić w takich warunkach. Podobno nawet się słowem nie poskarżyła.
Z drugiej strony - przepiękne zdjęcia!!!! Malownicze, wyraziste, mogliby w ogóle zrezygnować z dialogów, bo zdjęcia świetnie opowiadają tę historię.

Jest tam parę genialnych motywów - niby-spowiedzi u lokalnego księdza, rola córki Syracusa ( fantastyczna debiutująca dziewczynka!), motyw piosenki na morzu...
Główna para aktorska dobrze dobrana. Byłam ciekawa, co po 'Miami Vice' i 'Aleksandrze' pokaże Farell.Nieźle, ale nie przekonał mnie do swojego bohatera-rybaka.Za to akcent wyrobił sobie genialny!!!!!
Alicja Bachleda- Curuś pokazała się dokładnie i z każdej strony. Choć aktorki nie lubię, muszę przyznać, że jest bardzo ładna ( zawsze wydawała mi sie brzydka!) i moim zdaniem zagrała lepiej od Colina :)
Najbardziej ze wszystkiego spodobały mi się zdjęcia i scenariusz, który jest naprawdę ciekawą historią o tym, jak życie przynosi różne niespodzianki i jak sobie z nimi radzimy.

Polecam na wieczorny seans z herbatką ( gorącą!) i w kocyku.
Oczywiście film udostępniam chętnym pobliskim.

I dalej nie rozumiem, co ABC w tym Colinie zobaczyła, że wyszedł z tego HenryTadeusz?

Odpowietrzanie!

Jak bardzo wentyl jest potrzebny każdemu przekonałyśmy się z dziewczynami ( współmamami z przedszkola) na porannej darmowej kawie w ikei.

Po 2 godzinach razem spędzonych inaczej popatrzyłyśmy na świat, własne dzieci, duże
i małe problemy.

Po cichu liczę na to,że stworzymy nową świecką tradycję, bo oczywiście nie wyczerpałyśmy nawet 1% wspólnych tematów. Choć relacji fotograficznej brak, świadczę w imieniu wszystkich obecnych, że było super!

Na poparcie moich słów tekst ze wspomnianej kiedyś fioletowej książeczki, który akurat pasuje jak ulał do tego dnia!

Na portugalskim obiadku

Wybraliśmy się w tzw. niedoczasie do Pau i Dejwa, bo nie widzieliśmy się wieki, a tak nie wypada.
Błogo spędzone wieczorne popołudnie, oj błogo...
Zaczęło się przepysznym obiadkiem:


Dawid obiecał mi przepis na polentę, więc czekam cierpliwie, bo zjadłam jej zdecydowanie za dużo, jak i wszystkiego co było na stole. Kiedy osiągnęłam stan błogości i przepełnienia, można było pomielić trochę ozorem, co z radością uczyniłam.

Nasze potwory najbardziej zainteresowały się oczywiście kocią zabawką, czyli myszką na sznurku i próbowały zgonić na śmierć Stefana i Flanelę, co im sie nie udało, ale malutka kicia ( niedawno adoptowana) zmordowana usnęła w końcu:


A Stefan pojawiał się i znikał jak Murzyn w ciemnej sieni...

Dostaliśmy piękne prezenty- pamiątki z podróży poślubnej:


A jako ciekawostkę mój małż otrzymał zielone piwo. Ja jak wiadomo nie piję, nie częstuję, nie daję i w ogóle się alkoholem nie interesuję, ale jakie to ładne!
Kolor galaretki agrestowej! Niesamowity efekt!


Popełniliśmy chyba wszystkie możliwe gafy, zafajdaliśmy im mieszkanie ( Jasiek za dużo wypił :) i zwrócił), zrobiliśmy bajzel, przestraszyliśmy zwierzęta domowe, a oni mówią,że dalej nas lubią i jeszcze dali nam tego pysznego żarcia na wynos!

Dziwna planeta i dziwni na niej ludzie...że zacytuję klasyczkę.I chwała im za to!
A następnym razem wprosimy się sami, żeby im do głowy nie przyszło,że się od nas uwolnią:)