Nie trzeba było mi dwa razy powtarzać. Wróciłam do domku, a tam... błoga cisza! Spokojnie wypita najpierw kawa , a potem herbata dla podkreślenia wagi chwili...Ech.
Sielanka skończyła się o 15:00, kiedy odbierałam dziada. Zmęczony, ale szczęśliwy wrócił i spokojnie...odreagował stres na Staszku kopiąc i gryząc. Cóż. Z perspektywy trzeciego dnia jest lepiej. Oby do wiosny!
Nie było przedszkolnej awantury, za to relaks w domowym zaciszu. Cudownie :)Trzymam kciuki za Jana :)
OdpowiedzUsuńA z tym śniegiem...wolałabym, żeby to nie była prawda. Nie mam jeszcze opon zimowych.
Staszek też pierwszego dnia pomaszerował odważnie do dzieci...teraz częściej zaczyna płakać.
OdpowiedzUsuńA tej herbatki i kawki w błogiej ciszy to Ci trochę zazdroszczę...od 3 miesięcy mi się nie zdarzyło...chociaż przyznać muszę, że po 20:00 mam spokój w domu aż do nocnego karmienia Wojtka.
Za to później pobudka co 2 godziny...
Magdorku - dziękuję za kciuki. Tym bardziej,że włąśnie zaliczylismy pierwszy wjazd ( a właściwie wrzut) dziecka do sali w stanie pełnej histerii...
OdpowiedzUsuńjakakolacja
Eumycho - doczeksz się i ty bejbe. Już niedługo. Każdy zazdrości czego nie ma. Ja ci np. powrotu do wagi w takim rekordowym czasie i motywacji do ćwiczeń, o szansie na płaski brzuszek nie wspomnę...
OdpowiedzUsuńjakakolacja