motor

motor
Walentynki są codziennie, tylko my obchodzimy je raz do roku...

środa, 5 października 2011

Pierwszy dzień Jana w przedszkolu

Minął lepiej niż myślałam. Rano po przebraniu butów na kapcie usłyszałam tylko - idź już mamo!
Nie trzeba było mi dwa razy powtarzać. Wróciłam do domku, a tam... błoga cisza! Spokojnie wypita najpierw kawa , a potem herbata dla podkreślenia wagi chwili...Ech.
Sielanka skończyła się o 15:00, kiedy odbierałam dziada. Zmęczony, ale szczęśliwy wrócił i spokojnie...odreagował stres na Staszku kopiąc i gryząc. Cóż. Z perspektywy trzeciego dnia jest lepiej. Oby do wiosny!



A na razie jeszcze jesiennie w ogrodzie i ostatnie promyki słońca:



Słyszałam w prognozie, że w piątek śnieg z deszczem, ale telewizja kłamie :)

4 komentarze:

  1. Nie było przedszkolnej awantury, za to relaks w domowym zaciszu. Cudownie :)Trzymam kciuki za Jana :)
    A z tym śniegiem...wolałabym, żeby to nie była prawda. Nie mam jeszcze opon zimowych.

    OdpowiedzUsuń
  2. Staszek też pierwszego dnia pomaszerował odważnie do dzieci...teraz częściej zaczyna płakać.
    A tej herbatki i kawki w błogiej ciszy to Ci trochę zazdroszczę...od 3 miesięcy mi się nie zdarzyło...chociaż przyznać muszę, że po 20:00 mam spokój w domu aż do nocnego karmienia Wojtka.
    Za to później pobudka co 2 godziny...

    OdpowiedzUsuń
  3. Magdorku - dziękuję za kciuki. Tym bardziej,że włąśnie zaliczylismy pierwszy wjazd ( a właściwie wrzut) dziecka do sali w stanie pełnej histerii...
    jakakolacja

    OdpowiedzUsuń
  4. Eumycho - doczeksz się i ty bejbe. Już niedługo. Każdy zazdrości czego nie ma. Ja ci np. powrotu do wagi w takim rekordowym czasie i motywacji do ćwiczeń, o szansie na płaski brzuszek nie wspomnę...
    jakakolacja

    OdpowiedzUsuń