Bardzo zaległy post, ale w końcu się do niego biorę, bo zaiste jest o czym opowiadać! Piszę z perspektywy kilku tygodni, ale na szczęście nic mi się nie zatarło :)
Wszystkich zainteresowanych przepraszam,że tak długo czekali.
Najlepsza przyjaciółka Pau - Ania- została główna organizatorką jej wieczorku panieńskiego. Warunki były ostre, ale uważam ,że poradziłą sobie świetnie!
Dyskusja co, kto ,gdzie i jak trwała mailowo na łączach już dobrych kilka tygodni przed planowaną datą, tak że kiedy w końcu ów dzień nastąpił, wszystkie zainteresowane ( oprócz przyszłej młodej panny) właściwie znały się prawie jak łyse konie, choć zobaczyć miały się dopiero na wspólnej imprezie (to było zdanie godne Sienkiewicza!!!!).
Spotkałyśmy się najpierw na wspólnej kolacji w restauracji 'Diego&Bohumil' na ul. Sebastiana. Poniżej pocztówka z wnętrza.
Okazało się już na początku,że kelner, to znajomy głównej organizatorki, więc atmosfera zrobiła się prawie domowa. Dziwny to jednak dom i chyba wyjątkowo wyluzowani gospodarze ( Diego był, Bohumila brakło), ponieważ w karcie pozycji mnóstwo, ale faktycznie...zakłopotany kelner donosił nam co chwilę najświeższe wiadomości z kuchni, z których wynikało,że kolejnych pozycji brakuje :(
Udało się nam zjeść jednak co nieco. Ja np. wybrałam pierożki po argentyńsku, których nie żałuję, za to pstrąga, który nastąpił później wolę nie komentować, bo to jakaś kompromitacja była...
Siedziałyśmy sobie więc i gadałyśmy o tym i owym, a własciwie głównie o owym, czyli ślubie, który miał nastąpić, przygotowaniach, przeżyciach. Piłyśmy sobie co tam każda chciała i świetnie się bawiłyśmy żartując co chwilę z Pau.
Na zakończenie nastąpił i wystąpił w roli głównej tort upieczony przeze mnie ( występował na szczęście krótko, a to, co zostało przyszła panna młoda zostawiła do następnego dnia w lodówce i zabrała do domu). Oto i on ( duma moja i chluba!):
Przepis oczywiście tutaj. Masa tutaj, tylko zamiast brzoskwiń 1,5 kg malin, jako zewnętrzną warstwę wykorzystałam krem czekoladowy - banalny - przepis tu.Ciasto obsypane (i dociśnięte) zmielonymi w blenderze ciasteczkami oreo. Wachlarz z masy cukrowej i jadalnych perełek. Kosztował mnie chyba najwięcej roboty, ale warto było!
Pau tort chyba się spodobał i zasmakował, bo od razu następnego dnia wstawiła jego zdjęcie na swój profil na fejsie.
Potem dla zdrowotności i spalenia zbędnych kalorii przespacerowałyśmy się do klubu "Pozytywka" na Kazimierz, gdzie nastąpiła druga część imprezy w postaci quizu uczynionego Pau. Najpierw na zadane pytania wcześniej odpowiadał Dejw, a potem ona, a zebrane ( czyli my) na czele z wysoką komisją i głównym jurorem Anią sprawdzałyśmy, czy odpowiedzi są poprawne, czyli takie same. Za każde 5 poprawnych Pau otrzymywała od nas prezent, za 5 błędnych musiała wypić jednego z shotów, które przed nią stały. Prezentami były:
-wachlarz do flamenco w takim kolorze jak ten na torcie :) ( bo tańczy skubana !)
-piękny i elegancki komplet bielizny
-karnet do spa ( żeby się odstresować przed ślubem...)
- ślubną podwiązkę
- oraz czerwone okulary przeciwsłoneczne z racji promocji w lokalu :)
Bawiłyśmy się doskonale, przy okazji poznając zdanie Pau i Dejwa na różne życiowe tematy :))) Pytania ciekawe, z klasą, nienachalne.
Niestety Kopciuszek ( czyli ja) musiał uciekać po północy z racji uwolnienia opiekunki do potworów od wyżej wymienionych. Pozostałe dziewczyny bawiły się jeszcze na parkiecie chyba do trzeciej? Poprawcie mnie jeśli się mylę babinki!
Za pozostałe z wieczorku pieniądze ( wcześniej była składka) zrobiłyśmy wspólny prezent dla młodych - ozdobną personalizowaną księgę gości, żeby wszyscy na weselu wpisali im swoje życzenia i żeby było gdzie wkleić wszystkie kartki i listy z powinszowaniami.
Wieczorek uważam za wspaniały, fantastycznie zrealizowany i dograny na maxa. Wielkie dzięki wszystkim ,a zwłaszcza Ani B.
Nie było penisów, niesmacznych żartów, niczego wulgarnego i wielkiej różowej wiochy, a mimo tego spędziłyśmy przemiłe kilka godzin w swoim nowopoznanym towarzystwie. Świetna sprawa,żeby potem zintegrować gości na weselu.Pełna galeria tu.
No właśnie. Tak strasznie cieszyłam się na to wesele, kupiłam nowe ciuchy, umówiłam się do kosmetyczki, dzieci umówione z opiekunką,a tu... niestety długie dni spędzone w szpitalu z Jaśkiem. I choć potem zjadłam wraz z całym oddziałem dziecięcym pyszny torcik weselny, to płakać mi się chciało,że mnie tam nie ma.... AAAAAAAAAAAAAAA!!!!
Wesele okazało się prawdziwym hitem. Wiem z licznych opowieści i zdjęć. Mam nadzieję,że filmową relację zobaczę kiedyś osobiście, choć to nie to samo.
Pogoda dopisała, a przede wszystkim dopisało szczęście na twarzach i w sercach Państwa Młodych, czego im z całego mojego serca na wieczność życzę.Tylko popatrzcie! Pozazdrościć!
Dlaczego ja nie umiem robić takich zdjęć !?
motor

Walentynki są codziennie, tylko my obchodzimy je raz do roku...
środa, 14 września 2011
niedziela, 4 września 2011
Randkowe świętowanie
W końcu po 3 miesiącach post pisany na bieżąco. Aż nie wierzę! Nie myślcie,że leżałam i pachniałam oglądając filmy i czytając ksiązki. Na filmy i lektury wykradałam czas w nocy, bo w dzień była jazda z chłopakami ( a zwłaszcza z Jaśkiem...) bez trzymanki.
Dziś znowu dzień bez dzieci w domu ( nie do wiary !!!!!). Po wypucowaniu podłóg udaliśmy się na zaległą rocznicową randkę. Bo stuknęło nam już parę lat małżeństwa...
Przerobiliśmy obowiązkowy program, czyli film w kinie, jedzonko i spacer, tak jak za czasów narzeczeńskich i chwilę potem ( a przed pojawieniem się potworów:)).
Dziś padło na film 'O północy w Paryżu' Woodego Allena. Info o filmie tu.
Nie jest to jak zapowiadają komedia, raczej lekki film obyczajowy. Uśmiechnęłam się kilka razy, ale bez przesady.
Bardzo dobra obsada, ciekawy pomysł na scenriusz.
Młodzi narzeczeni przyjeżdzają przed ślubem do Paryża. On (Gil)- hollywoodzki scenarzysta- szuka natchnienia do skończenia pierwszej książki , którą pisze. Ona (Inez) wraz rodzicami biega po sklepach, zwiedza, spotyka znajomych.Od początku domyślamy się jak ten układ męsko- damski się skończy, ale nie o to chodzi.
Film to przede wszystkim magiczna opowieśc o Paryżu, który jest tutaj najgłówniejszym bohaterem. Do niego odnosza się wszystkie postacie i zdarzenia w filmie. A sposób, dzięki któremu Gil łapie w końcu natchnienie i pisze jest faktycznie świetny ( choć stary jak świat ).Nie chcę zdradzać fabuły.
Plejada znanych aktorów, piękne' pocztówkowe' zdjęcia Paryża, przyjemna dla ucha, bardzo francuska muzyka i genialny epizod Adriana Brodiego wystarczą,żeby zachęcić was do zobaczenia tego filmu lekkiego jak babie lato na początku jesieni.
Nie należy spodziewać się po nim niczego szczególnego- wystarczy zasiąść wygodnie w kinowym fotelu i odprężyć się. Podobnie zrobiło juz setki tysięcy ludzi ( film bije rekordy popularności),a tysiące nie moga się mylić.
Allen nie zwalnia nas od myślenia - prawdziwą lekkość tego filmu i piękno Paryża doceni w pełni ten, kto zna ( choćby z nazwiska) artystów i zabytki z nim związane, które w filmie występują.
Polecam na ciepły letni wieczór i oficjalne zakończenie wakacji!
A my po lekkim filmie poszlismy sobie, jak tyle razy wcześniej, na sałatki do Chimery , a zwłaszcza na naszą ulubioną z małżami.
Wiele się tu zmieniło przez oststnie lata - zabudowano podwórko, które kiedyś straszyło i stworzono całkiem miłe zakątki do rozmowy i jedzenia:
Zjedliśmy więc i ruszyliśmy strawić, bez kompleksów, że nie mieszkamy w Paryżu ( jak główny bohater), bo przecież mieszkamy w Krakowie, gdzie jest pięknie i świeci słońce i to jest nasza w końcu randka i jest super!
Niestety po drodze okazało się, że zmieniłą się nie tylko Chimera. Nie ma już naszej ulubionej herbaciarni "Gołębnik", gdzie przesiedzieliśmy prawie całe narzeczeństwo...ech. Dawno nas na mieście nie było i trudno się przyzwyczaić...
W trakcie spacerku małż przypomniał sobie, że przecież jest czynna tania książka i oczywiście tam zaszliśmy i oczywiście wyszliśmy z pełną siatką:) Jak kiedyś.
Dzień piękny, słoneczny, pełen wrażeń, w sam raz na nasze świętowanie.
Tak wyglądaliśmy kiedyś i dziś:
I chyba niewiele się zmieniliśmy w środku - dalej lubimy chodzić do kina na dobry film, jeść dobre jedzonko i spacerować po Krakowie. Małż nadal lubi dawać mi kwiaty, a ja je otrzymywać.
I niech tak już zostanie.
Dziś znowu dzień bez dzieci w domu ( nie do wiary !!!!!). Po wypucowaniu podłóg udaliśmy się na zaległą rocznicową randkę. Bo stuknęło nam już parę lat małżeństwa...
Przerobiliśmy obowiązkowy program, czyli film w kinie, jedzonko i spacer, tak jak za czasów narzeczeńskich i chwilę potem ( a przed pojawieniem się potworów:)).
Dziś padło na film 'O północy w Paryżu' Woodego Allena. Info o filmie tu.
Nie jest to jak zapowiadają komedia, raczej lekki film obyczajowy. Uśmiechnęłam się kilka razy, ale bez przesady.
Bardzo dobra obsada, ciekawy pomysł na scenriusz.
Młodzi narzeczeni przyjeżdzają przed ślubem do Paryża. On (Gil)- hollywoodzki scenarzysta- szuka natchnienia do skończenia pierwszej książki , którą pisze. Ona (Inez) wraz rodzicami biega po sklepach, zwiedza, spotyka znajomych.Od początku domyślamy się jak ten układ męsko- damski się skończy, ale nie o to chodzi.
Film to przede wszystkim magiczna opowieśc o Paryżu, który jest tutaj najgłówniejszym bohaterem. Do niego odnosza się wszystkie postacie i zdarzenia w filmie. A sposób, dzięki któremu Gil łapie w końcu natchnienie i pisze jest faktycznie świetny ( choć stary jak świat ).Nie chcę zdradzać fabuły.
Plejada znanych aktorów, piękne' pocztówkowe' zdjęcia Paryża, przyjemna dla ucha, bardzo francuska muzyka i genialny epizod Adriana Brodiego wystarczą,żeby zachęcić was do zobaczenia tego filmu lekkiego jak babie lato na początku jesieni.
Nie należy spodziewać się po nim niczego szczególnego- wystarczy zasiąść wygodnie w kinowym fotelu i odprężyć się. Podobnie zrobiło juz setki tysięcy ludzi ( film bije rekordy popularności),a tysiące nie moga się mylić.
Allen nie zwalnia nas od myślenia - prawdziwą lekkość tego filmu i piękno Paryża doceni w pełni ten, kto zna ( choćby z nazwiska) artystów i zabytki z nim związane, które w filmie występują.
Polecam na ciepły letni wieczór i oficjalne zakończenie wakacji!
A my po lekkim filmie poszlismy sobie, jak tyle razy wcześniej, na sałatki do Chimery , a zwłaszcza na naszą ulubioną z małżami.
Wiele się tu zmieniło przez oststnie lata - zabudowano podwórko, które kiedyś straszyło i stworzono całkiem miłe zakątki do rozmowy i jedzenia:
Zjedliśmy więc i ruszyliśmy strawić, bez kompleksów, że nie mieszkamy w Paryżu ( jak główny bohater), bo przecież mieszkamy w Krakowie, gdzie jest pięknie i świeci słońce i to jest nasza w końcu randka i jest super!
Niestety po drodze okazało się, że zmieniłą się nie tylko Chimera. Nie ma już naszej ulubionej herbaciarni "Gołębnik", gdzie przesiedzieliśmy prawie całe narzeczeństwo...ech. Dawno nas na mieście nie było i trudno się przyzwyczaić...
W trakcie spacerku małż przypomniał sobie, że przecież jest czynna tania książka i oczywiście tam zaszliśmy i oczywiście wyszliśmy z pełną siatką:) Jak kiedyś.
Dzień piękny, słoneczny, pełen wrażeń, w sam raz na nasze świętowanie.
Tak wyglądaliśmy kiedyś i dziś:
I chyba niewiele się zmieniliśmy w środku - dalej lubimy chodzić do kina na dobry film, jeść dobre jedzonko i spacerować po Krakowie. Małż nadal lubi dawać mi kwiaty, a ja je otrzymywać.
I niech tak już zostanie.
2 filmy o TW
Najpierw "Kret" - niedawna premiera. Oficjalna strona filmu tu .
Film reklamowany jako thriller, chyba tylko po to, żeby zachęcić młode pokolenie do wybrania właśnie jego :) Skusiłam się i ja i Ania, która mnie zaprosiła.
Historia na ekranie, po obejrzeniu której jest się zdecydowanie innym człowiekiem.
Rzecz dzieje się współcześnie. Główny bohater Paweł ( grany przez Borysa Szyca) prowadzi w raz z ojcem Zygmuntem (Marianem Dziędzielem) wspólny interes. Ma żonę, dziecko i raczej słabe widoki na przyszłość. Pewnego dnia gazety drukują na pierwszej stronie zdjęcie jego ojca z napisem 'zdrajca'.Ojciec brał kiedyś udział w strajkach na kopalni, gdzie pracował, a potem aktywnie uczestniczył w życiu kopalnianej 'Solidarności'.Syn postanawia dowiedziec się prawdy dzięki kontaktom z tajemniczym człowiekiem ( Wojciech Pszoniak), który publicznie oczyszcza ojca z zarzutów.
Co się wydarzyło naprawdę? To tajemnica, której rozwiązania szukamy przez 108 minut filmu.Świetne aktorstwo wszystkich wyżej wymienionych, a szczególnie Szyca, którego zapamiętam już nie tylko jako jednego z bohaterów 'Testosteronu'.
Ogromnie ważny temat poruszenia spraw tajnego współpracownictwa pokolenia naszych rodziców i dziadków ze współczesnej, bardzo ludzkiej i prawdziwej perspektywy okazuje się drugim dnem dnia dzisiejszego. Zaczynamy zbliżać się do zrozumienia decyzji zarówno bohaterów filmu jak i naszych najbliższych.
Ten przejmujący dramat psychologiczny po prostu trzeba zobaczyć.
Oj długo nie mogłam zasnąć. Szczególnie ostatnia scena wbija w fotel.
Film dopracowany według mnie w najdrobniejszych szczegółach ( na które zracam niestety uwagę). Osobna rolę grają nawet tablice rejestracyjne samochodów głownych bohaterów.
Niby historia zwyczajna, jakich wiele dzisiaj. Jeśli chodzi o akcję , rozkręca się wolno. Ale najważniejsze, to umiejętność odniesienia historii do dnia dzisiejszego.
Niestety- takie dramaty jak ten filmowy rozgrywają się w realnym świecie i dziś. Wiem, co mówię.
Plakat reklamujący nie ma nic wspólnego z filmem i to jest dla mnie prawdziwy powrót do czasów minionych, kiedy 'Dirty Dancing' tłumaczyło się jako 'Wirujący Seks' i puszczało w kinach od lat 18.Pod tym względem oddanie realiów minionej epoki wyszło twórcom fenomenalnie:))))
Dla przegadania filmu udałyśmy się z Anią do trattorii Soprano na makarony ze świeżymi grzybkami. Polecamy pappardele ze świeżymi kurkami.
Drugi film to "Różyczka", który właśnie skończyłam oglądać w domowym zaciszu. Film dołaczony do gazety 'Viva'. Info tu .
Niby temat podobny, a film kompletnie różny od poprzedniego.
Rzecz dzieje się w roku 1967-68.Przyglądamy się trójkątowi miłosnemu Kamili ( Magdalena Boczarska) Adama ( Andrzej Seweryn) i Romana ( Robert Więckiewicz). Roman - urzędnik SB namawia swoją dziewczynę, aby dla dobra ich związku i 'lepszej przyszłości' a także dobra Polski Ludowej zbliżyła się do profesora Adama Warczewskiego i szczegółowo donosiła o najdrobniejszych szczegółach z jego życia dotyczących sprawy Syjonistów i rzekomej chęci przejęcia władzy przez nich. Dziewczyna zgadza się i cierpliwie pisze raporty. Ale w sprawy państwowe wplątuje się wątek prywatny - Kamila pod wpływem Adama zmienia się w dojrzała, oczytaną kobietę, która świadomie dokonuje wyboru. Genialna rola Boczarskiej. Świetne kreacja Seweryna i Więckiewicza. Wszystko to na tle prawdziwych wydarzeń marca 1968.
Scenariusz inspirowany był historią Pawła Jasienicy i raportami pisanymi do SB przez jego żonę.
Film aż kipi od uczuć. Miłość, nienawiść, lojalność, uległość, strach.Znowu historia życia codziennego, która pokazuje wybory ludzi tamtej epoki i ich interpretację rzeczywistości.Dla mnie to opowieść o wielkiej zdradzie - prywatnej, państwowej, wewnętrznej.Trudna i przejmująca.
Rażą mnie tylko niedoróbki scenograficzne, ale na szczęście bledną przy doskonałym aktorstwie i pięknej muzyce Michała Lorenza.
Oba filmy polecam jako pozycje obowiązkowe. Choć niekoniecznie jednego wieczoru, bo historie ciężkie i warte refleksji każda z osobna. Próbują odpowiedzieć na pytanie 'Cóż to jest prawda?'.
zdjęcie stąd
Film reklamowany jako thriller, chyba tylko po to, żeby zachęcić młode pokolenie do wybrania właśnie jego :) Skusiłam się i ja i Ania, która mnie zaprosiła.
Historia na ekranie, po obejrzeniu której jest się zdecydowanie innym człowiekiem.
Rzecz dzieje się współcześnie. Główny bohater Paweł ( grany przez Borysa Szyca) prowadzi w raz z ojcem Zygmuntem (Marianem Dziędzielem) wspólny interes. Ma żonę, dziecko i raczej słabe widoki na przyszłość. Pewnego dnia gazety drukują na pierwszej stronie zdjęcie jego ojca z napisem 'zdrajca'.Ojciec brał kiedyś udział w strajkach na kopalni, gdzie pracował, a potem aktywnie uczestniczył w życiu kopalnianej 'Solidarności'.Syn postanawia dowiedziec się prawdy dzięki kontaktom z tajemniczym człowiekiem ( Wojciech Pszoniak), który publicznie oczyszcza ojca z zarzutów.
Co się wydarzyło naprawdę? To tajemnica, której rozwiązania szukamy przez 108 minut filmu.Świetne aktorstwo wszystkich wyżej wymienionych, a szczególnie Szyca, którego zapamiętam już nie tylko jako jednego z bohaterów 'Testosteronu'.
Ogromnie ważny temat poruszenia spraw tajnego współpracownictwa pokolenia naszych rodziców i dziadków ze współczesnej, bardzo ludzkiej i prawdziwej perspektywy okazuje się drugim dnem dnia dzisiejszego. Zaczynamy zbliżać się do zrozumienia decyzji zarówno bohaterów filmu jak i naszych najbliższych.
Ten przejmujący dramat psychologiczny po prostu trzeba zobaczyć.
Oj długo nie mogłam zasnąć. Szczególnie ostatnia scena wbija w fotel.
Film dopracowany według mnie w najdrobniejszych szczegółach ( na które zracam niestety uwagę). Osobna rolę grają nawet tablice rejestracyjne samochodów głownych bohaterów.
Niby historia zwyczajna, jakich wiele dzisiaj. Jeśli chodzi o akcję , rozkręca się wolno. Ale najważniejsze, to umiejętność odniesienia historii do dnia dzisiejszego.
Niestety- takie dramaty jak ten filmowy rozgrywają się w realnym świecie i dziś. Wiem, co mówię.
Plakat reklamujący nie ma nic wspólnego z filmem i to jest dla mnie prawdziwy powrót do czasów minionych, kiedy 'Dirty Dancing' tłumaczyło się jako 'Wirujący Seks' i puszczało w kinach od lat 18.Pod tym względem oddanie realiów minionej epoki wyszło twórcom fenomenalnie:))))
Dla przegadania filmu udałyśmy się z Anią do trattorii Soprano na makarony ze świeżymi grzybkami. Polecamy pappardele ze świeżymi kurkami.
Drugi film to "Różyczka", który właśnie skończyłam oglądać w domowym zaciszu. Film dołaczony do gazety 'Viva'. Info tu .
Niby temat podobny, a film kompletnie różny od poprzedniego.
Rzecz dzieje się w roku 1967-68.Przyglądamy się trójkątowi miłosnemu Kamili ( Magdalena Boczarska) Adama ( Andrzej Seweryn) i Romana ( Robert Więckiewicz). Roman - urzędnik SB namawia swoją dziewczynę, aby dla dobra ich związku i 'lepszej przyszłości' a także dobra Polski Ludowej zbliżyła się do profesora Adama Warczewskiego i szczegółowo donosiła o najdrobniejszych szczegółach z jego życia dotyczących sprawy Syjonistów i rzekomej chęci przejęcia władzy przez nich. Dziewczyna zgadza się i cierpliwie pisze raporty. Ale w sprawy państwowe wplątuje się wątek prywatny - Kamila pod wpływem Adama zmienia się w dojrzała, oczytaną kobietę, która świadomie dokonuje wyboru. Genialna rola Boczarskiej. Świetne kreacja Seweryna i Więckiewicza. Wszystko to na tle prawdziwych wydarzeń marca 1968.
Scenariusz inspirowany był historią Pawła Jasienicy i raportami pisanymi do SB przez jego żonę.
Film aż kipi od uczuć. Miłość, nienawiść, lojalność, uległość, strach.Znowu historia życia codziennego, która pokazuje wybory ludzi tamtej epoki i ich interpretację rzeczywistości.Dla mnie to opowieść o wielkiej zdradzie - prywatnej, państwowej, wewnętrznej.Trudna i przejmująca.
Rażą mnie tylko niedoróbki scenograficzne, ale na szczęście bledną przy doskonałym aktorstwie i pięknej muzyce Michała Lorenza.
Oba filmy polecam jako pozycje obowiązkowe. Choć niekoniecznie jednego wieczoru, bo historie ciężkie i warte refleksji każda z osobna. Próbują odpowiedzieć na pytanie 'Cóż to jest prawda?'.
sobota, 3 września 2011
Szpital :(
Mieszkaliśmy 3 tygodnie w szpitalu z Jaśkiem i mamy dość. Nigdy więcej!!!!
Tu nie będzie żadnych zdjęć ani takich tam, bo nie ma co pokazywać nędzy dzieci.
Za to dużo podziękowań, całusów i pozdrowień dla wszystkich, którzy z nami byli i nam pobyt umilili:
- dla Pani Ordynator Grażyny,że dała się badać Jaśkowi
-dla wszystkich miłych Pań lekarek za uśmiech i kolorowe naklejki i śpiącego żółwika
-dla pań pielęgniarek za uśmiech, poczucie humoru i wspaniałą opiekę
- dla babci Ziutki za całokształt
- dla wszystkich towarzyszy i towarzyszek niedoli, a zwłaszcza dla:
-Mamy Ani i Taty Jarka- rodziców Izy
-Mamy Mirki i Taty Michała - rodziców Marcela
-Mamy Iwony i Taty ?- rodziców Lenki
-Mamy Renaty i Taty Grzegorza - rodziców Gosi
I wszystkich, z którymi się spotkaliśmy i mieszkaliśmy, obyśmy się spotkali w innych lepszych okolicznościach!!!!
Tu nie będzie żadnych zdjęć ani takich tam, bo nie ma co pokazywać nędzy dzieci.
Za to dużo podziękowań, całusów i pozdrowień dla wszystkich, którzy z nami byli i nam pobyt umilili:
- dla Pani Ordynator Grażyny,że dała się badać Jaśkowi
-dla wszystkich miłych Pań lekarek za uśmiech i kolorowe naklejki i śpiącego żółwika
-dla pań pielęgniarek za uśmiech, poczucie humoru i wspaniałą opiekę
- dla babci Ziutki za całokształt
- dla wszystkich towarzyszy i towarzyszek niedoli, a zwłaszcza dla:
-Mamy Ani i Taty Jarka- rodziców Izy
-Mamy Mirki i Taty Michała - rodziców Marcela
-Mamy Iwony i Taty ?- rodziców Lenki
-Mamy Renaty i Taty Grzegorza - rodziców Gosi
I wszystkich, z którymi się spotkaliśmy i mieszkaliśmy, obyśmy się spotkali w innych lepszych okolicznościach!!!!
Audiobook Jaśka
Jasiek postanowił odwrócić kolejność rytuału zasypiania i on czyta teraz bajki. Oczywiście dla zyskania na czasie.
Kiedy tatusia nie było, Jasiek przeczytał bajkę specjalnie dla niego, a mnie udało się tę fascynującą lekturę zarejestrować!
On jeszcze bedzie w dubbingu robił! Zobaczycie!
Film w linku na youtube poniżej. Nie zapomnijcie o głośnikach !!!!
Kiedy tatusia nie było, Jasiek przeczytał bajkę specjalnie dla niego, a mnie udało się tę fascynującą lekturę zarejestrować!
On jeszcze bedzie w dubbingu robił! Zobaczycie!
Film w linku na youtube poniżej. Nie zapomnijcie o głośnikach !!!!
Najfajniejsze jest to, że w końcu można mu czytac książeczki i puszczać bajki z płyt,a on potrafi się na nich skupić. Dobra bajka potrafi czasem wiele uratować:)
Anny
Imieniny mamy i tylu znajomych dziewczyn...
Jak sie okazuje nie ma w języku polskim dopełniacza liczby mnogiej tego popularnego imienia. Anien? Ann?
W szarudze za oknem gorące przygotowania w środku domu, czyli kuchni.
Skromnie i spontanicznie, czyli ciasto i kawa/ herbata dla tych co przyszli.
Popisowe ciasto mamy ( zaraz po placku z jabłkami)- porzeczkowe z pianką:
oraz mój wyrób - wersja serniczka na zimno jako tortu.Przepis stąd oczywiście, ale z braku głównego składnika - batonika toblerone- były krakowskie kasztanki.
Mniamniaram!
Dzień po imieninach nie zostało nic...
Jak sie okazuje nie ma w języku polskim dopełniacza liczby mnogiej tego popularnego imienia. Anien? Ann?
W szarudze za oknem gorące przygotowania w środku domu, czyli kuchni.
Skromnie i spontanicznie, czyli ciasto i kawa/ herbata dla tych co przyszli.
Popisowe ciasto mamy ( zaraz po placku z jabłkami)- porzeczkowe z pianką:
oraz mój wyrób - wersja serniczka na zimno jako tortu.Przepis stąd oczywiście, ale z braku głównego składnika - batonika toblerone- były krakowskie kasztanki.
Mniamniaram!
Dzień po imieninach nie zostało nic...
Jasiek i jego bogdanka :*
Stało się. Jasiek ma dziewczynę. Jeszcze do przedszkola nie chodzi, a już mu się trafiło. I to jak!
'Mamusiu, Iza to moja ulubiona piepcynka(dziewczynka) - kocham jom!'
Jak tu nie kochać?
Iza ma u mnie wielkie zasługi, bo pokazała Jaśkowi jak powinno się korzystać z nocnika i z uwielbienia dla niej zaczął! Podziałał też system nagród, który podpowiedziała nam mama Izy ( dzięki Aniu!!!!) i idzie coraz lepiej. Już wiem,że znajdą się w jednej grupie przedszkolnej, bo jak można rozdzielić Tristana i Izoldę?
Oj będzie jeszcze dużo romantyzmu w tym związku...
Jasiek przygotował mnie tą sytuacją na podobną u Stanisława - teraz następny może przyprowadzać tabuny dziewuch. Nic mnie już nie zdziwi w tej kwestii :)
'Mamusiu, Iza to moja ulubiona piepcynka(dziewczynka) - kocham jom!'
Jak tu nie kochać?
Iza ma u mnie wielkie zasługi, bo pokazała Jaśkowi jak powinno się korzystać z nocnika i z uwielbienia dla niej zaczął! Podziałał też system nagród, który podpowiedziała nam mama Izy ( dzięki Aniu!!!!) i idzie coraz lepiej. Już wiem,że znajdą się w jednej grupie przedszkolnej, bo jak można rozdzielić Tristana i Izoldę?
Oj będzie jeszcze dużo romantyzmu w tym związku...
Jasiek przygotował mnie tą sytuacją na podobną u Stanisława - teraz następny może przyprowadzać tabuny dziewuch. Nic mnie już nie zdziwi w tej kwestii :)
Avon Club
Ostatnie spotkanie w tej edycji odbyło się w pięknym ogrodzie restauracji Dynia
na ul. Krupniczej. Pogoda jak rzadko dopisała, humory wszystkim też.
Było pysznie słodko, ciekawie i elegancko.
Nowe produkty, nowe członkinie klubu, wręczenie nagród minęły stanowczo za szybko...
Bardzo polecam lokal na lekkie posiłki w obiadowej porze i pyszne desery przy kawie!
na ul. Krupniczej. Pogoda jak rzadko dopisała, humory wszystkim też.
Było pysznie słodko, ciekawie i elegancko.
Nowe produkty, nowe członkinie klubu, wręczenie nagród minęły stanowczo za szybko...
Bardzo polecam lokal na lekkie posiłki w obiadowej porze i pyszne desery przy kawie!
Podwójnie słodkie odwiedziny
Goście to zawsze miły przerywnik. A goście z własnym prowiantem...są podwójnie mile widziani :)))))
Odwiedziły nas Anita z małą Ninką. Słodka dziewczynka natychmiast rzuciła się do zabawy z moimi chłopakami- chuliganami ( jednak pisane przez 'ch'):
... a dorośli zabrali się za przywiezione pyszności.
Osobiście zjadłam 3 sztuki tych pysznych mufinek i zaiste nie żałuję. MNIAM!
Przepis Anita wzięła stąd, bo obie bardzo ten blog o wypiekach lubimy.
Odwiedziły nas Anita z małą Ninką. Słodka dziewczynka natychmiast rzuciła się do zabawy z moimi chłopakami- chuliganami ( jednak pisane przez 'ch'):
... a dorośli zabrali się za przywiezione pyszności.
Osobiście zjadłam 3 sztuki tych pysznych mufinek i zaiste nie żałuję. MNIAM!
Przepis Anita wzięła stąd, bo obie bardzo ten blog o wypiekach lubimy.
Wiśnie, porzeczki i inne słodycze życia
Trwa sezon na wiśnie i porzeczki, więc uzbierałam michę i uczyniłam maślankowy placek, tym razem z wiśniami. Zainteresowanych tym banalnym wypiekiem odsyłam do postu tutaj .A oto dzieło:
Zjadł się zdecydowanie za szybko...
Ponieważ od czasu do czasu ktoś nas odwiedza, postanowiłam wykorzystać także porzeczki i jako stara mufiniara upiec owe.Znalazłam kilka przepisów w necie i uczyniłam według mnie ich najlepszą kompilację.
Porzeczki na krzaku...
i gotowe mufinki z porzeczkami:
a oto przepis- tradycyjnie na 12 dużych babeczek:
2 szklanki mąki pszennej
1 łyżka proszku do pieczenia
szczypta soli
pół szklanki cukru ( w tym dwa waniliowe- dadzą piękny zapach i świetnie skomponują się z kremem!)
pół szklanki oleju
pół szklanki mleka
2 jajka
2 szklanki porzeczek
pół czekolady mlecznej startej na tarce o drobnych oczkach ( dziękuję ci mężu!!!!)
Krem:
250 g serka mascarpone
kilka łyżek śmietany
Dekoracja:
gronka i listki porzeczek
Składniki suche i porzeczki wymieszać w jednej misce, mokre w drugiej, połączyć , nałożyć do foremek wyłożonych papilotkami. Piec 20 min w 180 stopniach.
Serek wymieszać ze śmietaną do żądanej gęstości, posmarować mufinki, ułożyć porzeczki i zeżreć ze smakiem!
Uważam,że są świetną propozycją na letnie, gorące dni- kwaskowe, nie za słodkie, o waniliowym zapachu, przechowywane w chłodzie ze względu na serek będą pysznie smakować na podwieczorek, kawkę, drugie śniadanko, czy z okazji niespodziewanej wizyty.
Do porzeczkowych mufinek proponuję orzeźwiający niskokaloryczny zdrowy i pyszny porzeczkowy drink :
- limetka
Limetkę pokroić w cieniutkie plasterki i wymieszać z sokiem, można tylko kilka plasterków rzucić, a resztę wycisnąć. Napój jest bardzo specyficzny- lekko cierpki, ale ma niesamowity zapach i wspaniale gasi pragnienie.
Spróbujcie koniecznie! Wymyśliłam go już wiele lat temu i dalej lubię :)
Zjadł się zdecydowanie za szybko...
Ponieważ od czasu do czasu ktoś nas odwiedza, postanowiłam wykorzystać także porzeczki i jako stara mufiniara upiec owe.Znalazłam kilka przepisów w necie i uczyniłam według mnie ich najlepszą kompilację.
Porzeczki na krzaku...
i gotowe mufinki z porzeczkami:
a oto przepis- tradycyjnie na 12 dużych babeczek:
2 szklanki mąki pszennej
1 łyżka proszku do pieczenia
szczypta soli
pół szklanki cukru ( w tym dwa waniliowe- dadzą piękny zapach i świetnie skomponują się z kremem!)
pół szklanki oleju
pół szklanki mleka
2 jajka
2 szklanki porzeczek
pół czekolady mlecznej startej na tarce o drobnych oczkach ( dziękuję ci mężu!!!!)
Krem:
250 g serka mascarpone
kilka łyżek śmietany
Dekoracja:
gronka i listki porzeczek
Składniki suche i porzeczki wymieszać w jednej misce, mokre w drugiej, połączyć , nałożyć do foremek wyłożonych papilotkami. Piec 20 min w 180 stopniach.
Serek wymieszać ze śmietaną do żądanej gęstości, posmarować mufinki, ułożyć porzeczki i zeżreć ze smakiem!
Uważam,że są świetną propozycją na letnie, gorące dni- kwaskowe, nie za słodkie, o waniliowym zapachu, przechowywane w chłodzie ze względu na serek będą pysznie smakować na podwieczorek, kawkę, drugie śniadanko, czy z okazji niespodziewanej wizyty.
Do porzeczkowych mufinek proponuję orzeźwiający niskokaloryczny zdrowy i pyszny porzeczkowy drink :
zdjęcie stąd
- sok z czarnej porzeczki z kartonu- limetka
Limetkę pokroić w cieniutkie plasterki i wymieszać z sokiem, można tylko kilka plasterków rzucić, a resztę wycisnąć. Napój jest bardzo specyficzny- lekko cierpki, ale ma niesamowity zapach i wspaniale gasi pragnienie.
Spróbujcie koniecznie! Wymyśliłam go już wiele lat temu i dalej lubię :)
Wakacje !!!
Choć tylko godzina od domku autobusami i pół godziny samochodem, do miejsca dobrze znanego, ale w końcu w komplecie i prawie bez cywilizacji, a najważniejsze,że bez sąsiadów nieustannie zaglądających do okien i ogrodu...
Dom przyjął nas jak zwykle gościnnie, więc poczuliśmy się jak u siebie :)
a ponieważ w ogrodzie pięknie- chodziliśmy, bawiliśmy się i podziwialiśmy.
Towarzyszyły nam Zuza i Śnieżka, które bez przerwy domagały się jedzenia- jakby co najmniej kotami były albo co.
Niestety pogoda nie dopisała. Oprócz kilku dni bez deszczu spędziliśmy czas na wyścigach wózkami dla lalek wokół kominka ( bardzo twórcze- spróbujcie!), czytaniu, oglądaniu dvd i jedzeniu, dzięki czemu przytyłam 2 kg na pysznościach, ale co robić, kiedy z nieba ciurkiem leje?
Oczywiście zdarzyły się też piękne zachody słońca...
Jak nie ulewy, to upały, które również w godzinach sjesty przeczekaliśmy w domu ze względu na upał.Ech.
Dom przyjął nas jak zwykle gościnnie, więc poczuliśmy się jak u siebie :)
a ponieważ w ogrodzie pięknie- chodziliśmy, bawiliśmy się i podziwialiśmy.
Towarzyszyły nam Zuza i Śnieżka, które bez przerwy domagały się jedzenia- jakby co najmniej kotami były albo co.
Niestety pogoda nie dopisała. Oprócz kilku dni bez deszczu spędziliśmy czas na wyścigach wózkami dla lalek wokół kominka ( bardzo twórcze- spróbujcie!), czytaniu, oglądaniu dvd i jedzeniu, dzięki czemu przytyłam 2 kg na pysznościach, ale co robić, kiedy z nieba ciurkiem leje?
Oczywiście zdarzyły się też piękne zachody słońca...
Jak nie ulewy, to upały, które również w godzinach sjesty przeczekaliśmy w domu ze względu na upał.Ech.
I zwykłe pochmurne dni:
Mimo wszystko dobrze było wyjechać z domu choć na parę dni...Cieszę się,że nie wykupiliśmy drogich wczasów :)
niedziela, 14 sierpnia 2011
Teraz czytam...Ania z Wyspy Księcia Edwarda oraz Droga do Zielonego Wzgórza
zdjęcie stąd
Kolejność czytania odwrotna. Najpierw o ostatniej części sagi o Ani. Pięknie opublikowana w Wydawnictwie Literackim stanowi zakończenie wątku Ani i jej rodziny mieszkającej w Złotym Brzegu.
Tutaj informacje o 100-leciu powieści, ciekawostki, i inne fajne rzeczy do poczytania na stronie Wydawnictwa Literackiego - warto!
Lucy Maud Montgomery tak naprawdę nie spodziewała się sukcesu pierwszej książki o Ani. W tej podsumowującej czuje się zdecydowany przesyt tą bohaterką. Książka wbrew tytułowi nie jest o Ani! To zbiór opowiadań związanych z nią tylko miejscem zamieszkania, znajomościami dalekimi lub bliskimi, osobą wiernej służącej Zuzanny. Znalazłam w tej grubej cegle ( stron) to, co w stylu Montgomery najlepsze - wspaniała znajomośc charakterów ludzkich, świetny gawędziarski styl, poczucie humoru a przede wszystkim niezwykłe opowiadania o ludziach, bardzo prawdziwe i wcale nie wszystkie z happy endem- jak w życiu.
Śmieszy mnie podejście Autorki do Ani Shirley- Blythe- pojawia się zawsze jako wzór cnót wszelakich, ona, jej dzieci i służba to chodzące ideały, najpiękniejsze w okolicy, najlepiej się uczące, najmodniej dobierające stroje, o najlepszych wybrankach serc.Jedynie na temat Gilberta mieszkańcy okolicznych wiosek ośmielają się plotkować i do końca nie wiemy, czy jest w tych plotkach choć ziarno prawdy :)
Ania z rodziną jakby przysłuchiwali się tym opowiadaniom tworząc scenki rodzajowe we własnym domu- zgromadzeni przy stole, kominku wspominają dawne czasy i ludzi czytając wiersze autorstwa Ani i Waltera - jej syna poległego na wojnie. Wiersze w przekładzie jak dla mnie brzmią trochę sztucznie: patetycznie i egzaltowanie, ale może właśnie taka jest Ania?
Dobrze po dziesięciu tomach nabrać dystansu do rudowłosej ;)
Generalnie bardzo polecam dla miłośników bohaterki, którzy przeczytali choć jedną część 'Ani'.
Druga moja lektura to prequel napisany przez Budge Wilson- losy Ani zanim trafiła na stację W Bright River, gdzie czekał na nią Mateusz Cuthbert. Oto okładka z WL:
zdjęcie stąd
Ja czytałam w orginale i moja była taka:
zdjęcie stąd
Bardzo ciężko dopisać dalszy ciąg czegoś, co zostało uznane za światowe arcydzieło, a co dopiero 'ciąg wcześniejszy'. Dziwnie czytało mi się tę książkę. Tutaj słowo od tłumaczki powieści na język polski - Agnieszki Kuc.Zgadzam się z nią i nie zgadzam.
Książka Wilson została zaakceptowana przez spadkobierców L.M.Montgomery. Jak pisze Kuc- to 'trochę inna Ania'. Uważam,że styl autorki Ani jest nie do podrobienia i choć Wilson próbuje, wypada to ciężko. Najbardziej nie pasuje mi w wizerunku Ani to, że jest tak idealna, tak rewelacyjnie umie się znaleźć w każdej sytuacji, że aż wypada to fałszywie. W wieku 4 lat prowadzi gospodarstwo i przygotowuje posiłki dla 11 osób! Jako perfekcyjna Pani Domu ujawnia się także u swoich drugich gospodzarzy Hammondów doglądając 3 par bliźniąt i nie tylko. Błyskawicznie przyswaja wiedzę, jest bystrzejsza od swoich rówieśników, ma genialne pomysły na każdy temat... jednym słowem - cudowne dziecko postawione w tragicznych okolicznościach.
Co sprawia,że tak bardzo lubię postać Ani z pierwszej książki Montgomery? Nieprzewidywalność i swoista skłonnośc do pakowania się w kłopoty, pasja życia, wielki wdzięk i urok niepapierowej postaci, ogromna jak ocean wyobraźnia równocześnie zakotwiczona w realnym życiu, roztrzepanie i rozbrajająca szczerość. Tego wszystkiego brakuje mi u Wilson. Losy Ani toczą się jak w telenoweli meksykańskiej - łatwo je przewidzieć, a Ania jako dziecko jest tak idealna, że aż nudna...Wilson miała bardzo fajne pomysły na problemy ludzi otaczających Anię, pokazała prawdziwe postaci, prawdziwe życie, ale uważam, że z Anią przedobrzyła.
Powieść tylko dla zagorzałych czytelników i gorących wielbicieli Ani, którzy będą umieli odpowiednio ocenić i docenić powieść. Ja męczyłam się z nią długo i raczej do niej nie wrócę, jeśli nie będę musiała.
Dla nabrania odpowiedniego stosunku do AniShirley przeczytałam szybciutko "Anię z Zielonego Wzgórza' i od razu mi się lepiej zrobiło:)
środa, 27 lipca 2011
Przedszkolne wpisowe
Po dwóch tygodniach szaleństw w przedszkolu i chęci jak najszybszego powrotu doń, Jasiek zapadł na obustronne zapalenie płuc. Wpisowe chorobowe już zaliczone niestety.
Po serii antybiotyków przyszła chwila na przełom i nastąpił on w postaci praktyki filipińskiego lekarza.
Pisałam już o eksperymentach na zwierzętach domowych pluszowych, ale żywy dorosły egzeplarz, to gratka jakich mało! Tatuś ma świętą cierpliwośc i brak łaskotek...
Po serii antybiotyków przyszła chwila na przełom i nastąpił on w postaci praktyki filipińskiego lekarza.
Pisałam już o eksperymentach na zwierzętach domowych pluszowych, ale żywy dorosły egzeplarz, to gratka jakich mało! Tatuś ma świętą cierpliwośc i brak łaskotek...
Randka!
Ludzie! Ludzie! Sami nie mogliśmy uwierzyć, a jednak to się stało!!!
W dniu kiedy byli u nas Paulina i Dawid nie było dzieci w domu do wieczora.
Po wizycie wyrwaliśmy się ze świstem na miasto czyli randkę - do kina i na film:) A było to Erratum.
Choć film o tematyce tzw. ciężkiej, czyli dramat psychologiczny , oboje nie żałujemy. Info o filmie .
W dniu kiedy byli u nas Paulina i Dawid nie było dzieci w domu do wieczora.
Po wizycie wyrwaliśmy się ze świstem na miasto czyli randkę - do kina i na film:) A było to Erratum.
Choć film o tematyce tzw. ciężkiej, czyli dramat psychologiczny , oboje nie żałujemy. Info o filmie .
zdjęcie stąd
Film trudny, zmuszający do myślenia, ponury,prawdziwy, oszczędny w środkach wyrazu. Może dlatego tak dużo negatywnych opinii na portalach filmowych?
Rewelacyjna gra aktorska Kota i Kotysa ( zaszufladkowany Paździoch z Kiepskich...).Zresztą w świetnym towarzystwie.
Niesamowicie spodobało mi się ujęcie piętrzącej się brudnej wody w zaporze - plastyczne, sugestywne i symboliczne.
Rzeczywistość pokazana w szarych i właśnie brudnych kolorach, historia bardzo współczesna i może dlatego nie chcemy utożsamiać się z głównymi bohaterami. Nie brakuje kilku humorystycznych wątków. A ostatnia scena głęboko wzrusza, choć nie ma w niej zachodu słońca, pocałunku i całego tego hollywoodu.
Jeśli szukacie ambitnego filmu- właśnie znaleźliście. Gorąco polecam. Po seansie uwierzyłam, że istnieje dobre polskie kino:)
Na razie od urodzenia Jaśka ( 3 lata i 4,5 miesiąca) randka ( wyjście na parę godzin z domu sam na sam) zdarzyła nam się dopiero po raz drugi. Może jeszcze kiedy nastąpi?
A to moja micha w Kinie pod Baranami- w końcu małż fotografował mnie na randce! To jest kurka prawdziwy i głęboki romantyzm! Lepszy niż w najlepszym filmie !
Pau + Dejw = WNM
Byli u nas Paulina i Dawid,żeby wręczyć zaproszenie na swój ślub.
Przygotowałam mały lanczyk, pamiętając jaką męką jest wręcznie zaproszeń rodzinie, gdzie wszędzie częstują cię kawą lub herbatą i nie możesz odmówić...
W menu znalazły się:
-sezonowa sałatka z bobem
- paluszki francuskie z serem
-barszczyk czerwony do popicia
-lodziki
-piciu wszelakie
-różne słodkie przekąski
Sałatką zachwyciłam się już na zdjęciu zamieszczonym w genialnym dodatku do gazety 'Sukcesy i Porażki' : " Sezonowe warzywa i owoce - 43 przepisy na pyszne i zdrowe dania". Po raz kolejny przemilczam treści w/w gazety( zwracam uwagę na drugą część tutułu czasopisma...:)). Dodatek - rewelacja! Co najmniej 20 fajnych przepisów do szybkiego i smacznego zrobienia.
Strona 31 - Sałatka z salami:
500g bobu
150 g salami w plastrzch
2-3 dymki
kilka gałązek zielonej pitruszki
2 łyżki orzeszków piniowych lub pestek słonecznika
4 łyżki oliwy
2 łyżki octu winnego
1 ząbek czosnku
sól, pieprz
Bób ugotować do miękkości w osolonej wrzącej wodzie. Przestudzić, obrać. Cebulę obrać i pokroić w kostkę. Pietruszkę posiekać. Salami pokroić w paski, podsmażyć na patelni bez tłuszczu, wyjąć. Na tej samej patelni uprażyć orzeszki/pestki słonecznika.
Sos: czosnek obrać, przecisnąć przez praskę. Oliwę wymieszać z octem i czosnkiem. Wszystkie składniki sałatki wymieszać, polać sosem, doprawić solą i pieprzem.
Ja dodałam jeszcze do smażenia do salami troszkę chili, bo zależało mi na kontraście łagodne - ostre. Sałatka ma piękne kolory i świetnie się prezentuje na stole.Jest zdrowa , w mairę szybka ( opócz gotowania bobu...) i można ją też podać na ciepło jako danie. Zniknęła szybciutko!!!!
A do niej i barszczyku były paluchy- przepis tradycyjnie stąd. Banał na 20 minut roboty i udają się zawsze !!!
Najsmaczniejsze oczywiście świeżutkie z pieca. Podgrzewałam je w naczyniu z tealightami, żeby nie wystygły:
Przygotowałam mały lanczyk, pamiętając jaką męką jest wręcznie zaproszeń rodzinie, gdzie wszędzie częstują cię kawą lub herbatą i nie możesz odmówić...
W menu znalazły się:
-sezonowa sałatka z bobem
- paluszki francuskie z serem
-barszczyk czerwony do popicia
-lodziki
-piciu wszelakie
-różne słodkie przekąski
Sałatką zachwyciłam się już na zdjęciu zamieszczonym w genialnym dodatku do gazety 'Sukcesy i Porażki' : " Sezonowe warzywa i owoce - 43 przepisy na pyszne i zdrowe dania". Po raz kolejny przemilczam treści w/w gazety( zwracam uwagę na drugą część tutułu czasopisma...:)). Dodatek - rewelacja! Co najmniej 20 fajnych przepisów do szybkiego i smacznego zrobienia.
Strona 31 - Sałatka z salami:
500g bobu
150 g salami w plastrzch
2-3 dymki
kilka gałązek zielonej pitruszki
2 łyżki orzeszków piniowych lub pestek słonecznika
4 łyżki oliwy
2 łyżki octu winnego
1 ząbek czosnku
sól, pieprz
Bób ugotować do miękkości w osolonej wrzącej wodzie. Przestudzić, obrać. Cebulę obrać i pokroić w kostkę. Pietruszkę posiekać. Salami pokroić w paski, podsmażyć na patelni bez tłuszczu, wyjąć. Na tej samej patelni uprażyć orzeszki/pestki słonecznika.
Sos: czosnek obrać, przecisnąć przez praskę. Oliwę wymieszać z octem i czosnkiem. Wszystkie składniki sałatki wymieszać, polać sosem, doprawić solą i pieprzem.
Ja dodałam jeszcze do smażenia do salami troszkę chili, bo zależało mi na kontraście łagodne - ostre. Sałatka ma piękne kolory i świetnie się prezentuje na stole.Jest zdrowa , w mairę szybka ( opócz gotowania bobu...) i można ją też podać na ciepło jako danie. Zniknęła szybciutko!!!!
A do niej i barszczyku były paluchy- przepis tradycyjnie stąd. Banał na 20 minut roboty i udają się zawsze !!!
Najsmaczniejsze oczywiście świeżutkie z pieca. Podgrzewałam je w naczyniu z tealightami, żeby nie wystygły:
Oczywiście oprócz mojego chwalidziurstwa nastąpiła uroczysta i oficjalna chwila wręczenia.
Oto zaproszenie:
Świetny, dowcipny i praktyczny tekst dla zaproszonych gości i projekt odzwierciedlający gusta i charaktery Państwa młodych- to jest to!
Jeśli Bóg i partia pozwolą będziemy hulać na fantastycznym weselu z mnóstwem atrakcji.
Wojtek jest świadkiem :)
Opiszę, jeśli się wszystko uda! Jak się nie uda - też:)
Na razie dostałam zaproszenie na wieczór panieński i zapowiada się bosssko :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)