motor

motor
Walentynki są codziennie, tylko my obchodzimy je raz do roku...

czwartek, 22 grudnia 2011

Na szybko

Przygotowania do wigilii nabierają ostrego tempa, dlatego dziś tylko cukieras, który tłumaczy wszystko:

środa, 21 grudnia 2011

Szron

Dziś pierwszy raz czuć,że nadchodzi zima.
Po nocnym mrozie pozostał piękny szron na wszystkim.
Z wiekiem zmienia się raczej optyka patrzenia na zimę, bo same z nią kłopoty.
Ja się pilnuję,żeby nie uciekło mi coś, co jest tak piękne jak te maciupeńkie kryształki lodu:


...i nowy gatunek róż - Szronowe:


I jeszcze dwa wiersze, które mi się bardzo spodobały. Jeden dla dorosłych:

Szron

A gdyby szron mieć mógł oczy,
Jakiego by były koloru?
Czy nosić szkła kontaktowe
Byłoby sprawą honoru?

A gdyby szron mieć mógł imię,
To jakże by ono brzmiało?
Czy byłoby ono banalne,
Czy w nazwie "G" zawierało?

A gdyby szron mieć mógł serce,
Czy umiał pokochać by szczerze?
Czy za prawdziwość uczuć
Zmiawiałby nocą pacierze?

A gdyby szron już pokochał,
Czy dla jedynej kobiety
Składałby mrozem zdobione
Gwiazd przemarznięte bukiety?

A gdyby szron był patriotą,
Czy w imię swojej ojczyzny
Zginąłby krew przelawszy,
Ubrany w przeliczne blizny?

A gdyby szron był poetą,
Czy popadłby w holizm-liryko?
Czy byłby sławnym noblistą
I uległ pisarzy nawykom?

I chociaż nie jest poetą,
Patriotą czy zakochankiem,
Nie nosi szerokich spodni,
Nie jest atletą czy punkiem,

To szron - jak na szron przystało,
Na oknach maluje pejzaże
I choć nie jest artystą,
To piękne są jego witraże.
 - pochodzi stąd

Drugi dla dzieci:

Szron
Dziś za oknem siwy szron
Wszystko pobielił w ogrodzie:
Siadł na trawę, okrył dom,
Zmroził szyby w samochodzie,

Lecz niedługo go słoneczko
Złapało za siwa brodę.
Przygrzało na niebie lekko
I wysłało go gdzieś w drogę.

Poszedł sobie leśną dróżką,
Mija jesień kolorową,
Lecz powróci pewnie jutro
I oszroni świat na nowo.


                      - a ten stąd.


Jak widać nie trzeba od razu czytać Mickiewicza, żeby się miło na sercu zrobiło :)

Pozdrawiam wszystkich drogowców, których tradycyjnie zaskoczyła zaskoczyła w tym roku zima i wobec wszystkich jakże 'ciepłych' słów, które dane mi było usłyszeć na drodze dedykuję cukieras:

wtorek, 20 grudnia 2011

Mamusiowy Luźny Skład

Dziś już na spokojnie, dzięki choć trochę odespanym godzinom udało mi się umówić z niecałym niestety Luźnym Składem znajomych mam znajomych z przedszkola dzieci. Zawiązałyśmy nieformalną grupę, żeby nie zwariować i mieć się do kogo odpowietrzać z problemów matczyno-przedszkolnych i nie tylko.

Świecką tradycją stało sie już śniadanie w ikei z kartą ikea oczywiście :) i długie Polek rozmowy przy ulubionym stoliku z pomarańczową kanapą w restauracji.
Na prośbę zamieszczam zdjęcie pełnego Luźnego Składu:


Nazwę wymyślił Jasiek, bo to jego  ostatnio  ulubiona bajka ( Rasta Mysz - mówiąca  głosem Borysa Szyca:) )

Grupa wsparcia, to jednak genialna sprawa. Polecam wszystkim i najcieplej pozdrawiam Kingę, której dziś zabrakło, bo musiała biedaczka iść na długie godziny do roboty.

Dla niej cukieras:

Ciężki dzień

To był naprawdę bardzo ciężki dzień.
Spałam 2 godziny, zdałam bardzo ważny egzamin, byłam na pogrzebie osoby z najbliższej rodziny a po południu z Jaśkiem na kroplówce w szpitalu. Przeżyłam cudem i tylko to się liczy.

Będzie o egzaminie, bo radość i duma mnie rozpierają z perspektywy.
Oczywiście - prawo jazdy.
3 instruktorów, wiele godzin nadliczbowych za kółkiem, kradziony czas.

Na teoretyczny poszłam spokojnie, bo co mi może zrobić komputer, a 22 zł nie pieniądze.
Już na wstępie spotkała mnie przesympatyczna niespodzianka - w poczekalni przed wejściem do sali komputerowej spokojnie spał kot. Kocur. I to chyba od dawna, bo coś mu się śniło. W poczekalni cisza i spokój, żadnych dzieci, cieplutko, wygodnie. Wszyscy się uśmiechali jak go widzieli:) Zapytałam panią, która wpuszczała na salę i przydzielała stanowiska co to za klient, a ona na to:
'- notoryczny, proszę pani...' i już wiedziałam,że będzie dobrze. Kot to jednak doskonała wróżba.


I oczywiście zdałam. Z dozwolonymi błędami, które wiem, gdzie popełniłam. Za chiny nie mogłam zapamiętać, ile dni trzeba przebywac na terenie RP, żeby dostać międzynarodowe prawo jazdy.

Zmotywowały mnie również  pozytywnie życzenia Hołowczyca ze ściany - zwłaszcza gumowe drzewa :))))


Kota   spotkałam  po teoretycznym przy wyjściu, jak grzał się w drzwiach przy kurtynie cieplnej niepotrącany przez nikogo.



Szybciutko umówiłam się na praktyczny właśnie na 19 grudnia. Godzina 6:15. Wymyśliłam ( za dobrą radą tych, co zdali) , że cisza spokój, żadnych aut i pieszych.

Było całkiem inaczej.
Najpierw mordercza atmosfera poczekalni, gdzie wszyscy gryzą paluchy, albo puszczają nerwowe komentarze, powtarzają na głos manewry. Koszmar. Poszło 10 osób z instruktorami, dwie zdały. I wtedy znów zobaczyłąm za szybą tego samego Mruczka. Wiedział kiedy się pojawić na scenie!

Zostałam wywołana i poszłam na placyk z panią  egzaminator. Taksówkarz mnie straszył, że baby najgorsze, że taka będzie jeździć, póki nie uleje itd. A ja po prostu mam w życiu szczęście do ludzi. Pani egzaminator Dorota G. Okazała się jedną z najbardziej spokojnych i cierpliwych osób, jakie poznałam. Mnie nerwy zżarły w sposób straszny. Bardziej denerwowałam się tylko na obronie magisterki, która pozostanie mam nadzieję niepobitym hitem na lata, bo drugi raz bym nie przeżyła. Dwa długie, trudne i bolesne porody moich dzieci nie zestresowały mnie tak, jak wczorajszy egzamin praktyczny.

Dzięki cierpliwości, opanowaniu i poczuciu humoru egzaminatorki zdałam i trafiło mi się jak ślepej kurze ziarno. Egzamin trwał ponad godzinę, bo trafiłam na porę najgorszych korków, pojechałyśmy tam gdzie nie chciałam, czyli pod galerię kazimierz, a mimo to mam wynik pozytywny!
Jeszcze sama nie mogę uwierzyć.

Tu bardzo bardzo dziękuję wszystkim tym, którzy się za mnie modlili  i leżeli twardo krzyżem,   za wszystkich, którzy we mnie wierzyli od początku i wszystkich , którzy mi dobrze życzyli - dzięki takiej grupie wsparcia - zdałam za pierwszym razem.
Potwierdziły się słowa,że u Boga nie ma nic niemożliwego:)

Cukieras dedykuję z podziękowaniami Pani egzaminator:

zabiegana niedziela

Nawet bardzo zabiegana.
Dlatego z perspektywy dwóch dni ( wielkie zaniedbanie, za które przepraszam, ale w perspektywie następnych faktów mam nadzieję wybaczone) tylko
historyjka z fioletowej- naprawdę ciekawa opowieść o popularnej roślince- poinsentii - gwieździe betlejemskiej.
Ale dziś tłumaczycie sami! Trochę wysiłku nie zaszkodzi :)))))




































i cukieras:

sobota, 17 grudnia 2011

Teraz czytam... Bóg, kasa i rock'n'roll

Spełnione marzenie otrzymane od Mikołaja. Mam jeszcze jedno ( bo były dwie książki), ale zostawiam sobie na deserek:)

Dziś kończę powolutku książkę wyjątkową. Dla mnie to już pozycja kultowa, choć dopiero co debiutowała na rynku. Autorzy Marcin Prokop i Szymon Hołownia rozmawiają na bardzo ważne tematy. Osiami przewodnimi są te z tytułu, ale nie tylko.

Książka ważna przede wszystkim dlatego, że pokazuje w genialny sposób istotę rozmowy, prowadzenia konwersacji. Obaj panowie znają się od dość dawna, współpracują ze sobą, łączy ich głęboka przyjaźń. Mają bardzo różne poglądy na te same sprawy, zupełnie inne style wypowiadania się, co innego im się estetycznie podoba, mają różne imidże (chyba tak się to pisze?), a mimo to nie skaczą sobie do gardeł, nie wywlekają jeden drugiemu nie wiadomo czego, nie obsmarowują swoich bliskich itp. Po prostu lubią, umieją i pokazują, jak powinno się poruszać najtrudniejsze dla niektórych kwestie w życiu.

Rewelacja! Język bardzo współczesny, ogromne poczucie humoru, dystans do świata i do siebie nie zwalnia obu panów od lekkiej ironii, małych 'przytyczków', dowcipów na swój temat.
Sama przyjemność smakowania takiej konwersacji:) Czyta się lekko i szybko, choć kwestie wcale nie ważkie.

Poznajemy Prokopa i Hołownię choć trochę od prywatnej strony - ich historii, życiowych wyborów, przekonań, różnych faktów, w których sami brali udział, oczywiście wpisanych w temat rozmowy.

Zaiponował mi Hołownia, który bardzo szczerze i bez patosu mówi o swojej wierze, modlitwie, drodze do Pana Boga, codziennym życiu nim, jakby to było ( bo jest faktycznie i powinno być moim zdaniem) coś tak oczywistego, jak mycie zębów co najmniej. Zwykłe myśli, które powinien mieć zwykły katolik, człowiek i normalny stosunek do innych.

Zaimponował mi Prokop, który mówi o pieniądzach, swoim do nich podejściu, co one dla niego znaczą. Próbuje 'wypuszczać' przeciwnika na różne sposoby mówiąc o popkulturze, podkreślając jak ważna jest jej rola dzisiaj.A wychodzi na nielichego znawcę.

Obaj są ciekawi siebie, ciekawi innych, otwarci. Do bólu normalni.Nikogo nie udają, nie starają się nikomu przypodobać.
Pozwalają miec nadzieję,że w dzisiejszym świecie można rozmawiać o Panu Bogu bez kościółkowych metafor i pozłotki, że przeciwne stanowiska nie znaczają morderstwa i przekleństwa przeciwnika, ale wysłuchanie jego racji.
Dają konkretny przykład,że ważne sprawy w naszym życiu to nie byle co ani temat tabu, ale coś, co trzeba właśnie przemyśleć, przetrawić, przedyskutować z wieloma osobami,żeby w końcu dowiedzieć się czegoś o sobie.

Jak nie przeczytacie - wasza ogromna strata.
Książka jedyna w swoim rodzaju, prosta jak konstrukcja cepa, ciepła, ważna, genialna.


Wydana przez Znak. Tutaj znajdziecie opisy, recenzje, filmiki z miniwywiadami z autorami i zdjęcie, które zamieszczam powyżej. Zanim przeczytacie książkę - poczytajcie i obejrzyjcie! Bardzo polecam!

I oczywiście cukieras na dziś:

piątek, 16 grudnia 2011

Jaśkowa galeria

Dla fanów twórczości Jan Wąsika najnowsze dzieła sztuki.

Jesienne:


zimowe:


Dla tychże fanów oraz wszystkich innych dzisiejszy cukieras jakże uniwersalny w wymowie:)

czwartek, 15 grudnia 2011

Padam

Jak w tytule posta padam w ostatnich dniach na ryjek.
Pogoda, chorujące dzieci i stres wykańczają mnie powoli, acz skutecznie.

Dedykacja dla wszystkich padających - posłuchajcie! Jedna z piosenek, przy których ładuję akumulatory:)

POSŁUCHAJ!

A potem zapraszam na słodkiego cukierasa:

środa, 14 grudnia 2011

O braciach mniejszych

Miałam pisać już wcześniej, ale nawał nawału i nne sprawy mnie zaćmiły.

Chodzi o pomoc zwierzętom w ogóle i w szczególe.

Najpierw ogół:
Gorący apel do wszystkich we wszystkich zakątkach o organizację zbiórki lub dołączenie się do takowej na rzecz lokalnych schronisk bezdomnych zwierząt.

W związku z zimą po prostu pomóżmy. Na pewno w chroniskach poajwi się wiele niechcianych zwierzęcych'gwiazdkowych prezentów' albo ich domowych konkurentów, nie mówiąc o chorobach , braku lekarstw i głodzie. Wiem, że okres przedświąteczny jest trudny ze względu na liczne wydatki, ale stary koc, ręcznik czy inna rzecz z szafy nie kosztuje, a może się przydać. Liczy się też każda, nawet mała paczka karmy.

Nie mogę zrozumieć, jak ludzie świadomie mogą pozbywać się tak wdzięcznych przyjaciół jak zwierzęta, i choć problemy ludzi są o wiele poważniejsze , pamiętajmy również o naszych braciach mniejszych!

U mnie w pobliżu akcję dla Krakowskiego Schroniska przy Rybnej 3 zorganizowała moja sąsiadka ( już któryś raz  zrzędu) - udało się zebrać sporo materiałów na posłania do klatek oraz kupić karmy suchej i mokrej za ponad 800 zł. Dalej trwa akcja w przedszkolu Jaśka ( również coroczna i długotrwała) - zbiórka karmy na w/w cel. Schronisko przy Rybnej jest miejscem tzw. stałego zapotrzebowania. Kto raz tam był, zrozumie dlaczego. Ja zwięłam naszego Rufusa stamtąd i mam nadzieję,że szybko tam nie wrócę, bo mi chyba serce pęknie...

Teraz trochę o krakowskiej fundacji AFN- ich strona tutaj - poczytajcie!. Fundacja robi kupę dobrej roboty, bo nie tylko ratuje bezdomne zwierzaki, ale też te tzw. "domne", które znudziły się właścicielom, i przynoszą je do weterynarza celem uśpienia (powód: bo za długo żyje, bo nie stać ich na leczenie), albo oddają (bo kot zsikał sie na dywan), no głupota, bezmyślność, okrucieństwo ludzkie nie zna granic. Na szczęście, są też Ci dobrzy, empatyczni, którzy na kocich sprawkach maja zwyczajnie bzika.

Fundacja potrzebuje permanentnego wsparcia. O swojej obecnej bardzo niedobrej sytuacji finansowej piszą na swoim fanpagu oraz możliwości pomocy.Przeklejam bezpośrednio:


Tonący brzytwy się chwyta, a nasze koty już nawet tej nie mają pod łapą. Jeszcze w listopadzie mieliśmy wrażenie, że finansowe dno zostało osiągnięte a tu spotkała nas niemiła niespodzianka, bo pod nami pojawiła się jeszcze dwumetrowa warstwa mułu, która nas wciąga. Mamy... zaplanowanych kilka akcji i eventów ale to sprawa przyszłościowa.

Teraźniejszość jest więcej niż brutalna czyli co mamy:
- blisko 70 kotów bezpośrednio pod opieką fundacji i "w kieszeni" naszych wolontariuszy, w tym 1/5 w ciągłym leczeniu a 1/10 na specjalistycznych karmach,
- ok 20 kotów dokarmianych na działkach
- kotkę Ginę pilnie wymagającą kolejnej operacji ortopedycznej zanim nie będzie za późno i nie przestanie chodzić zupełnie
- kilka garści suchej karmy
- kilka puszek mokrej karmy,
- kilka worków żwirku
a co najważniejsze to mamy:
- 12 244 zł bieżącego zadłużenia, głównie u weterynarzy,
- 7 985 zł, które musimy uregulować do końca roku
- 0 możliwości leczenia na kredyt, a przypominam o kilkunastu przewlekle chorych kotach i koniecznej operacji u Giny,
- 0 możliwości zakupu czegokolwiek na kredyt

Więc albo nam pomrą wszystkie koty z głodu albo przynajmniej wymrą te chore z braku możliwości leczenia. W świetle nadchodzących radosnych Świąt ta perspektywa jest wyjątkowo mroczna i przerażająca ...

Co mamy w planie aby temu zaradzić doraźnie, w jakimkolwiek stopniu:
- kwesta i kiermasz gadżetów fundacyjnych w sklepie Zoo Afryka w Galerii Krakowskiej 4.12.(niedziela) w godz. 11:30 - 18:30
- Św. Mikołaj u naszych kotów (zbiórka karmy w Zoo Afryka w Galerii Krakowskiej, na Al. Słowackiego 17a/9, spotkania na kociarni 6.12 i 10.12)
- stoisko na Pokazie Kotów Rasowych w Centrum Sztuki Solvay 11.12 (niedziela) w godz. 10 - 17
- Kocivent czyli kiermasz na rzecz krakowskich kotów w Cabinet Secret na Berka Joselewicza 2 w dn. 18.12, w godz 12 - 18

i ... to wydarzenie, bo bardzo liczymy na to, że nie zostawicie naszych kotów w potrzebie i pojawicie się w którymkolwiek z tych miejsc.

Jeżeli czas lub odległość Wam nie pozwoli przybyć a dostrzegacie beznadzieję sytuacji w jakiej znalazły się nasze koty to możecie:
- wpłacić pieniądze bezpośrednio na konto fundacji VWBank 78 2130 0004 2001 0388 0143 0001 z dopiskiem "koty Kraków - dług"
- wybrać koszyk za określoną kwotę w tym sklepie
http://www.zoo-dragon.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=59&Itemid=54 , który to zajmie się resztą formalności

To już nie jest klasyczna prośba o pomoc, to już jest błagalny miaukot tonącego ....


Jeśli możecie pomóc materialnie - pomóżcie. Jeśli nie możecie, zawsze pomoc duchowa wskazana bardzo!  

I cukieras na dziś:




wtorek, 13 grudnia 2011

Z fioletowej - przedświątecznie

Dawno nie zamieszczałam niczego z mojej fioletowej magicznej książeczki. O niej samej pisałam wcześniej tutaj .

Historia na 13 grudnia brzmi:



Dla tych , co znają angielski - wiadomo.
Dla tych, co trochę tak, ale nie do końca - piękny austriacki zwyczaj: w okresie przedświątecznym odwiedziny u kogoś wiążą się z prezentem - własnoręcznie wykonaną domowym sposobem ozdobą choinkową, która zawieszona potem na drzewku pozwala pamiętać o bliskich i dalszych ofiarodawcach.

Sama bym tego nie wymyśliła, dlatego mi się tak spodobało:)
Polecam wprowadzenie w czyn!

I cukieras na dziś:

poniedziałek, 12 grudnia 2011

Pełnoprawny, czyli wieści z przedszkola

Jeszcze zaległa historia z 30.11 - czyli wielka uroczystość pasowania na przedszkolaka mojego Jaśka i wszystkich dzieci z jego grupy, oprócz Izy - dziewczyny Jaśka, która akurat zachorzała i nie przyszła.

Impreza suto zakrapiana sokiem odbyła się w przedszkolu w sali, gdzie codziennie ma zajęcia. Wszyscy rodzice otrzymali piękne jesienne zaproszenia:



Po wstępie Pani Dyrektor obie ciocie Marysia i Asia pomogły dzieciom w wykonaniu skomplikowanego programu artystycznego.Podziwiam szczerze obie strony. Ciocie, bo nie umarły z nerwów, dzieci, bo wytrzymały na scenie ok 40 minut (!) deklamując i śpiewając piosenki w odświętnych ( czytaj: nie tak wygodnych jednak...) ubrankach i tylko Mikołaj bidulek buczał, ale nie poddał się i dziarsko stał z innymi. Trudno nie buczeć, jak tłum rozwydrzonych rodziców z rozanielonymi minami cały czas błyska fleszami i kamerami do małych oczek i próbuje zwrócić uwagę konkretnej osoby na siebie. Wiem coś o tym, bo ja tam również stałam z aparatem:)


Po deklamacjach nastąpiło uroczyste pasowanie przez Panią Dyrektor wielkim piórem. Wszystkie dzieci otrzymały pamiątkowe dyplomy:



 i po tańcu integracyjnym dzieci i rodziców z ciociami w końcu można było zjeść pyszny podwieczorek.


Jasiek przeżył występ bardzo. Choć przyszedł po chorobie w dniu pasowania, świetnie sobie poradził. Ma chłopak parcie na szkło! Po powrocie do domu pasował wszystkich na przedszkolaków i co chwilę powtarzał słowa uroczystej przysięgi. Cały czas nudzi,że ' on chce występować, a tu nie ma już przedstawienia'. Do tej pory musimy trzymać koronę z liści, którą miał na głowie, jako cenną relikwię.

Popołudnie udało się cudnie. Dziad usnął i spał do rana jak rzadko. Ja też chcę następne przedstawienie!

A cukieras na dziś brzmi:

niedziela, 11 grudnia 2011

W poszukiwaniu atmosfery Świąt...

Wywiało mnie na popołudniowe spotkanie okręgu avonowego. Namówiłam na nie też swieżą matkę Polkę malutkiej Gabi, bo nieprędko się z nią zobaczę.

Przy wejściu zapachniało pierniczkami rozdawanymi przez pomocnice Mikołaja. Był zapachowy konkurs ze słodkimi nagrodami, zapachowa psychozabawa i to co najlepsze - prezenty i świąteczne życzenia wymieniane z uśmiechem.



Otrzymane drobiazgi dołożyłam do candy podnosząc jego atrakcyjność:)))) Ciągle zapraszam na nie niezdecydowanych o tutaj  - dopisujcie się chłopaki i dziewczyny, bo nie znacie dnia ani godziny! - parafrazując klasyka:)

W czasie szybkiej kawy z Magdą omówiłyśmy problemy polityki zagranicznej naszego kraju, kwestię terroryzmu na świecie oraz temat 'media a sprawa Polska'- czyli zwyczajne problemy młodych matek i oglądnęłyśmy zdjęcia malutkiej córeczki Magdy - małego aniołka :)

Nie mam niestety czasu jak kiedyś,żeby pochodzić po Starym Mieście i pochłonąć trochę świątecznej atmosfery,pooglądac cudeńka na świątecznym kiermaszu na Rynku, posłuchać muzyki, więc spotkania ze znajomymi i nie tylko to jedyna forma pozytywnej terapii adwentowej, co i wam polecam ukłon przesyłając dworski;))))

A cukieras na dziś to:

sobota, 10 grudnia 2011

Mikołajkowo i sałatka z pomelo

Spotkanie z Ulą i Dorotą nastąpiło szybciej niż myślałam i dobrze, bo zakończyłyśmy trudny okres dziecięcych dolegliwości, rodzinnych kłopotów i zwyczajnego braku czasu na pogaduchy.

Przy okazji nastąpiła wymiana mikołajkowych darów :) Oj śliczności dostałam! Różne rzeczy do pieczenia, piękny ręczniczek kuchenny i podkładkę w świąteczny wzór i bardzo fachowy pomarańczowy nóż do krojenia, który okazał się mega ostry i poręczny!

Chodziło za mną od dłuższego czasu pomelo, bo pojawiło się w warzywniaku. Szukałam jakiegoś sensownego przepisu na sałatkę i nie znalazłam, więc wymyśliłam własny i oto co skonsumowałyśmy:


Sałatka lekka, łatwa i przyjemna w konsumpcji.Chrupie! Bardzo dobra na upalne lato, kiedy nie chce się jeść nic ciężkiego, albo na teraz jako wysokowitaminowa przekąska. Jak widać z połowy dużej ikeowej michy , bo tyle wychodzi, została mi malutka miseczka, którą wcięłam bezczelnie przed wieczornym wyjściem, o którym w następnym poście:)

I w końcu przepis na sałatkę, który gorąco dedykuję Pani Dorotce z pozdrowieniami dla całej Rodzinki i świeżego wnuczka!
-opakowanie roszponki
-opakowanie serka oscypkowatego w formie nitek- pokrojonych na małe kawałeczki
-opakownie 25dkg kiełków ( mieszanka)
-pół dużego pomelo - miąższ wyłuskany z białych błonek i pokrojony w większe kawałki
-5 plasterków ulubionej wędliny pokrojonek w drobną kosteczkę
-25 dkg pomidorków koktajlowych pokrojonych w ćwiartki
-włoski sos do sałtek knorr

Uczynić sos według przepisu, wyieszać, doprawić według uznania. U mnie bardzo ziołowo, bo mam taki smak:)

Nie zdążyłyśmy nawet zrobić sobie wspólnego zdjęcia, bo oczywiście zebrało się za dużo tematów przy herbacie i mieliłyśmy równo. Ale i tak dobrze,że miałyśmy dla siebie 3 godziny, co wydaje się w ostatnich gorących dniach przedświątecznych rekordem.


Ula pochwaliła się swoimi pracami florystycznymi, którym na pewno poświęcę osobny post - czekam tylko na zdjęcia. Bardzo się cieszę,że wyszła ze swoim talentem do ludzi. Już niedługo będzie można kupić jej prace!

A cukieras na dziś brzmi:



Wieczorna wizyta

Po długich miesiącach zjawiła się w Polsce Irenka, więc dogadały się z sąsiadką i wpadły późnym wieczorem, bo o innej porze nie było mowy. Z okazji i na cześć zrobiłam warzywną zapiekankę w cieście francuskim, któa jest szybka, łatwa, nie wymaga myślenia przy przygotowaniu i zdecydowanie za szybko znika.
Składniki:
- 1-2 opakowania ciasta francuskiego w blatach ( np. Frosta)( jak zostanie, zawsze można zrobić póżniej paluszki - patrz przepisy w poprzednich miesiącach, lub proste ciasteczka)
- 2 opakowania warzyw na patelnię o dowolnym smaku
- słoik czarnych oliwek
- przyprawy i zioła
- żółty ser ( między 10 a 20 dkg)
- 1 jajo do posmarowania.

Żaroodporną formę bez przykrywki smarujemy masełkiem i wylepiamy kawałkami ciasta . Zostawiamy trochę ciasta na wierzch.
Warzywa z oliwkami podsmażamy na patelni i doprawiamy według gustu. Ser ścieramy na tarce o małych oczkach i dodajemy na samym końcu do warzyw.
Przekładamy do naczynia z ciastem francuskim, wyrównujemy wierzch i układamy na nim gustowną krateczkę lub inny wzorek :))))
Smarujemy rozmąconym jajem, można posypać na wierzchu przyprawami lub ziołami.Jeśli zostanie trochę jaja, wlewamy w miesca między krateczkami.
Pieczemy 30 min w 210 stopniach do złotego koloru krateczki. Po to własnie ją zawsze robię - jest świetnym wskaźnikiem 'czy już'.
Wolę zapiekankę przygotowaną wcześniej a potem odgrzewaną po kawałku, bo świeża trudniej się kroi, ale rozumiem,że wobec płynących z pieca zapachów człowiek może stać się bezradny i rzuci się od razu...
Przepis jest oczywiście uniwersalny na maxa. Do środka można włożyć dosłownie wszystko, mięsko, rybę, świeże warzywa, owoce itd.- najpierw jednak podsmażyć. Moja wersja była ziołowo- włoska, ale wszystkie smaki dozwolone. Jest kurka demokracja i co kto lubi.
Efekt:


A my z dziewczynami gadałyśmy o ostatnich 4 miesiąch niewidzenia się, planach na przyszłość i zwyczajnie o tym i owym. Uwielbiam przedświąteczne spotkania!



I cukieras na dziś:

piątek, 9 grudnia 2011

Odwiedziny Magdy z rodzinką

Jeszcze o pażdziernikowych spotkaniach.
Nawiedziła nas rodzinka Magdy z jednym pełnym, a jednym niepełnym dzieckiem :) W dniu dzisiejszym status wynosi 2:2. Widziałam wczoraj zdjęcia i malutka dziewczynka jest piękna! A starszy brat jest zdecydowanie najładniejszym małym chłopcem jakiego znam.
Ale ja nie  o tym. Chciałm zrobić przyjemność Matce Polce przed rozwiązaniem i przygotowałam sałatkę owocową:


skład surowcowy:
pestki świeżego granatu, brzoskwinie z puszki, ananas z puszki, kiwi - wymieszać. ZEŻREĆ. Zdjęcie zostało zrobione następnego dnia i to jest ta malutka reszteczka, która została... Pyszna, bo nie słodka, orzeźwiająca i bardzo, bardzo zdrowa + pełna witamin.

Były też mufinki ( bo ze mnie stara mufiniara jest...). Mufinki pełne wiśni z mojego ulubionego bloga. Przepis TUTAJ .Jedyną zmianą jaka wprowadziłam było zastosowanie konfitury wiśniowej z całymi wiśniami, bo niestety pora na żywe wiśnie żadna, a ja miałam wprost strasznego smaka na nie... Udekorowałam jak najbardziej lubię, czyli serkiem mascarpone bez dodatków i kleksami konfitury, posypałam czekoladą z młynka.
Mufinki baaaardzo wiśniowe i bardzo wilgotne. Muszą być boskie z żywymi owocami. Spróbuję je zrobić niedługo z mrożonymi i zobaczymy jak wyjdą.

Bardzo bardzo polecam amatorom wiśni i nie tylko! U mnie zniknęły już następnego dnia...


I żeby było jeszcze bardziej słodko - cukieras na dziś: