motor

motor
Walentynki są codziennie, tylko my obchodzimy je raz do roku...

wtorek, 15 maja 2012

Kraków z dwóch stron podlany czekoladą :P

Zanim post z wynikami candy, jeszcze trochę słodyczy dla oka ( a dla tych, co odwiedzą i dla podniebienia).

W piątkowe cieplutkie przedpołudnie wybrałam się do dwóch nowych miejsc na mapie Krakowa,żeby sprawdzić, czy prawdą jest to, co o nich pisano ( artykuł w Gazecie Krakowskiej kilka tygodni temu).
Dwa miejsca o różnym przeznaczeniu, różnym klimacie połączone zapachem i smakiem czekolady.

Najpierw odwiedziłam lokal na rogu Grodzkiej i Placu Wszystkich Świętych. To historyczne miejsce - kamienica pod słoniem do 2009 roku mieściła aptekę, która działała w tym miejscu 150 lat! Niestety brak pieniędzy na rosnące czynsze oraz konserwację zabytkowego wyposażenia doprowadziły do zamknięcia lokalu. Wnętrze apteki w okresie niedawnej jeszcze działalności można podziwiać na japońskim(!) blogu tutaj. Sprzęty zostały podarowane muzeum farmacji i można je tam teraz oglądać.

Wysoki zapewne czynsz nie przeszkodził nowym dzierżawcom lokalu czyli czekoladowemu Karmello.Trudno to miejsce zdefiniować jednoznacznie bo jest to i kawiarnia( podają tam kawę i ciastka) i pijalnia czekolady ( też podają), można tam kupić przeróżne czekoladowe wyroby( przede wszystkim ogromny wybór pralinek i czekolad) a ze względu na niewielką powierzchnię i spory ruch zakwalifikowałabym lokal jako bar/kafeterię.
Zapach czekolady uderza od progu:


A wewnątrz od razu trafiamy na tęczowe bogactwo pralin we wszystkich chyba kolorach...


Ślinotok pojawia się natychmiast i od razu pytanie: od czego zacząć? Zdecydowałam się na drugie śniadanie czyli zestaw za 6 zł - croissant+ biała kawa. Musiałam na niego trochę poczekać, ale warto było! cieplutkie, chrupiące prosto z pieca duże ciacho, polane roztopiona czekoladą i kawa w dużej filiżance z pięknym serduszkiem na wierzchu. Pyszne,świeżutkie i sycące. I odpowiedni stosunek jakości do ceny:)


 Po konsumpcji zrobiłam jeszcze kilka zdjęć. Przemiła obsługa, która sprawnie przyrządzała i pakowała nie robiła mi żadnych problemów ze sfotografowaniem wnętrza i zawartości witryn. A tam....czekolady z różnymi nadzieniami...


W aptecznych słojach kandyzowane owoce w czekoladzie i ciasteczka...


I kosze gotowych zestawów...


Co do cen - drożej niż za tradycyjne pomadki i czekolady w sklepach, ale jakość i smaki bez porównania- inny i lepszy. Np. za 100 g pralin własnego wyboru- 8,90 zł.Są oczywiście gotowe zestawy - najtańszy - 19,90.Można kupić czekoladę na wagę.
Mnie najbardziej spodobała się pralina pt. Złoto Egiptu - naprawdę jest złocona!

Ech.
Z pełnym brzuszkiem, ale w dalszym ciągu żądna wrażeń w brązowym kolorze pobiegłam jeszcze na ul. Szewską 7 do kolejnego lokalu. Pamiętam, że wcześniej był tu duży sklep Carry, w którym kiedyś sama robiłam zakupy. Teraz praktycznie cała kamienica jest podporządkowana czekoladzie w Lwowskiej Manufakturze Czekolady - to cała fabryka!

Przed wejściem kusi wystawa czekoladek. Wchodząć w korytarzyk widzimy cukierników przy pracy i wystawę różności z czekolady:


Mnie szczególnie spodobało się ogłoszenie drobne:


Duże wnętrze na parterze jest pełne regałów i półek z różnymi smakołykami, tabliczkami i figurkami:

Pod ścianami znajdują się witryny z pralinami i truflami o ciekawych nazwach.
Można też nabyć koszulki i nne akcesoria związane z czekoladą.

Ponieważ jest to LWOWSKA pijalnia czekolady, na opakowaniach tabliczek znajdujemy stare ryciny Lwowa oraz można kupić lwowskie lwy z czekolady ( podobne do naszych ratuszowych).


Bardzo miła obsługa zachęca do kupna opowiadając, co kryją poszczególne skarby. Informacje o zawartości pralinek mamy też w formie plakatów na ścianach.
Sali na dole pilnuje spory ( ok. 1 metra!) pies z czekolady. Choć nie wiem, czy dobrze wykonuje swoja pracę, bo uszy jakby lekko nadgryzione...


Ruchome schody wiozą nas na pierwsze piętro do sal kawiarnianych i manufaktury. Kawiarnia/pijalnia jest urządzona w pięknych wnętrzach, które zarówno zawierają odrestaurowane freski jak i same są w kolorach czekolady - brązie i złamanej bieli. Mamy nawet kącik dla małych czekoladek.Na ścianach wiszą te same ryciny starego Lwowa, które widzimy na tabliczkach i bombonierach.Sale pięknie udekorowane świeżymi kwiatami są bardzo klimatycznym miejscem na długie rozmowy przy kawie, herbacie lub czekoladzie właśnie:


Mimo pełnego brzuszka zamówiłam czekoladę o nucie cytrynowej z gałka muszkatułową - mniam! Kto chce skosztować, zdecydowanie musi mieć pusty zółądek, bo porcja 90 gram to prawie cała tabliczka...


Ceny - od 2,50 za pralinkę,ok 5-10 zł za czekoladową małą figurkę do kilkudziesięciu złotych za duże zdobione serce i ciekawostkę- pocztówki drukowane na tabliczkach czekolady za 70 zł. No i jestem przekonana,że tutejsi cukiernicy spełnią ( za odpowiednią opłatą) każde czekoladowe marzenie.

Wybór i ceny większe niż w Karmello, bo specyfika lokalu inna, ale smaki ani formy nie powtarzają się- najlepiej odwiedzić oba lokale i porównać.

Czekoladowe smoki, lwy i inne drobiazgi mogą być pyszną i elegancką pamiątką z Krakowa.

Najchętniej nie wychodziłabym z czekoladowych lokali bardzo długo i wąchała ten boski aromat, ale wszystko mija, nawet najdłuższa żmija. Tak też było z moim czasem dla siebie.

6 komentarzy:

  1. alez ma ochote teraz chociaz na małą kostkę czekolady...
    aż mi slinka pociekła :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Byłaś w raju!!!!!! Ja dzisiaj zjadłam pączka, całą chałwę i jeszcze zrobiłam sobie kogel-mogel tak za mną łaziło słodkie! Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem autorką tego japońskiego blogu. Cieszę się z wiadomości, że te sprzęty zostały podarowane muzeum farmacji i można je tam teraz oglądać. W zeszłym roku jeszcze nic nie było po tej aptece. Jak znowu będę w Krakowie w czerwcu, chciałabym odwiedzić te dwa czekoladowe raji. Dziękuję za przefajny reportaż!

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja jestem facetem tej Japonki i to ja ją tam zaprowadziłem, kiedy wyczytałem w prasie, że Apteka ulegnie likwidacji. Porozmawialiśmy wtedy z bardzo miłą i smutną właścicielką apteki i "Pun" zrobiła te zdjęcia. Ciameru.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pun i Ciameru! Bardzo wam dziękuję za wpisy na moim blogu! Jak widzicie wasze zdjęcia i opisanie świata nie poszło na marne.Meble ocalały i spokojnie stoją w muzeum.Choć żal apteki bardzo, bo nie ma takiego drugiego miejsca w Krakowie, to muszę przyznać,że kawiarnia jest naprawdę super. Następnym razem jak będziecie w Krakowie koniecznie odwiedźcie to miejsce ( zaraz po Muzeum Farmacji).
      Serdecznie was pozdrawiam i zachęcam do lektury mojego bloga. Jakiś czas temu pisałam o różnych ciekawych miejscach w Krakowie. Może te notki was zainteresują i zobaczycie też coś innego w czerwcu? Polecam!

      Usuń
  5. Ja jestem krakowianinem z dziada pradziada, a Puń przyjeżdża tutaj z Tokio każdego roku i też czuje się krakowianką, choć japońską. Zna Kraków od 20 lat, ale oboje wiemy, że zawsze można tutaj znaleźć miejsce, którego nie znamy. I warto poczytać taki blog, jak Twój. I będziemy zaglądać. Pozdrawiam - Ciameru-Bogayan.

    OdpowiedzUsuń