Wielka Sobota.
Malowanie jajek nie powiodło się z prostej przyczyny- pisaki i kredki służa do malowania własnej buzi i rączek, a nie jakichś jaj, a jajka na twardo nalezy natychmiast stłuc i zjeść, a nie smarować...
Jedyne dwa ( lekko pęknione:) które udało się włożyć do małych koszyczków:
Ja zafarbowałam jaja z przyklejonymi listeczkami.Wcale nie łatwe, nie szybkie i wymagające dużej staranności. W przyszłym roku będą lepsze, a na razie efekty takie:
Jakoś udało się zapakować duży koszyk i małe koszyczki. Na zdjęciu jeszcze prezent - chlebek z czarnuszką w kształcie różyczki ( silikonowa forma do mufinek! dziękuje raz jeszcze Dorotko)
Diakon święcocy pokarmy zatrudnił małych pomocników, dzięki czemu potem zawartość małych koszyczków została dosłownie pożarta doszczętnie z wyrywaniem sobie co lepszych kąsków...
Ale jeszcze wcześniej pokłon w Bożym Grobie:
Niedziela Zmartwychwstania.
Wspólne śniadanie u siostry w strugach non stop lejącego deszczu.
Był pięknie nakryty stół
i dekoracje na czele z kaczeńcami, które uwielbiam
ale wszystko ciężkie i smutne.Zabrakło jednej osoby przy stole i taka zmiana...
Atrakcją dnia okazał się gołąb grzywacz, który spokojnie zbierał materiały na gniazdo w pobliskich drzewach i pokazywał sie pięknie i długo za oknem z każdej strony.
Niestety mam za cienki aparat,żeby ten duży i piękny ptak wyszedł na zdjęciu w strugach deszczu, dlatego lepsze zdjęcie z neta:
zdjęcie stąd.
Nową świecką tradycją stało się tiramisu "Alleluja" ( przepis- patrz post 'Niekoszerne tiramisu'), które próbowało osłodzić nam życie i szybko znikało...
ale po powrocie do domu okazało się, że jest jak w tym wierszu:
Kot w pustym mieszkaniu
Wisława SzymborskaBo co ma począć kot
w pustym mieszkaniu.
Wdrapywać się na ściany.
Ocierać między meblami.
Nic niby tu nie zmienione,
a jednak pozamieniane.
Niby nie przesunięte,
a jednak porozsuwane.
I wieczorami lampa już nie świeci.
ale to nie te.
Ręka, co kładzie rybę na talerzyk,
także nie ta, co kładła.
w swojej zwykłej porze.
Coś się tu nie odbywa
jak powinno.
Ktoś tutaj był i był,
a potem nagle zniknął
i uporczywie go nie ma.
Przez półki przebiegło.
Wcisnęło się pod dywan i sprawdziło.
Nawet złamało zakaz
i rozrzuciło papiery.
Co więcej jest do zrobienia.
Spać i czekać.
niech no się pokaże.
Już on się dowie,
że tak z kotem nie można.
Będzie się szło w jego stronę
jakby się wcale nie chciało,
pomalutku,
na bardzo obrażonych łapach.
O żadnych skoków pisków na początek.
Uwielbiam ten wiersz...tak wiele mówi o żalu, o którym mówią wszyscy po stracie kogoś bliskiego, ale też tak wiele mówi o złości i gniewie na cały świat, że tego bliskiego niema już z nami, którym już nie tak często się mówi...
OdpowiedzUsuńJa też ostatnio straciłam dwie bliskie osoby...
Kochana, trzymaj się cieplutko i pamiętaj, że po burzy zawsze w końcu wychodzi Słońce.
:**
Bardzo bardzo dziekuję za ciepłe słowa!
OdpowiedzUsuńTak masz rację nic już nigdy nie będzie takie samo...człowiek wobec utraty najbliższych jest bezsilny i jedyne co może to, trwac i spróbowac jakoś życ
OdpowiedzUsuńprzytulam serdecznie i życzę dużo promyków słońca
Sześć lat temu zmarła moja kochana Babcia. Minęło już tyle czasu, a nadal zdarza mi się płakać. Odejście bliskiej sercu osoby to ból potworny, ale najważniejsze są wspomnienia, które przywołują uśmiech i pozwalają iść do przodu. Pozdrawiam serdecznie i ściskam.
OdpowiedzUsuń