Nawiązując do naszej tradycji spotykania się co jakiś czas na imieninach, które nie maja wiele wspólnego z rzeczywistymi ich terminami, świętowałyśmy w lutym Doroty.
W tym celu udałyśmy sie z prezentem, kwiatami i tortem do solenizantki, która podjęła nas po królewsku!
Rozmawiałyśmy kiedyś o daniach naszego dzieciństwa i wyszło,ze u Doroty specjalnościa domu i jej taty był tatar. Zrobiła go dla nas własnie na tę okazję. Fachowo, z wędzone go łososia z surowym jajem. Jadłam po raz pierwszy i było to cos przepysznego! Podobnie jak zdrowa zielono-czerwona sałatka z pomidorami, szpinakiem i różnymi ziarnami oraz makaron z serem, czosnkiem i krewetkami.
A szczególną uwagę chcę wam zwrócić na świetny pomysł przystawkowy - pojemniczki z ciasta francuskiego w kształcie rybek wypełnione tuńczykiem. Na talerzu występują wraz z rybnymi kuleczkami- takimi na jeden kąsek. Rybki mnie wciągnęły kompletnie! Genialny pomysł zaróno na dania słodkie jak i słone, bo jak wiadomo ciasto francuskie pasuje do wszystkiego. Oczywiście forma też może być dowolna ( kwiatuszki, kółeczka itd. - zalezy od tego jakie foramki mamy w domu...)
śliczne, pięknie podane, pyszne - polecam pomysł na najbliższą imprezę!
Tort w kształcie kosza róż był jednym z prezentów dla Doroty. Ja przy okazji poćwiczyłam splot koszykowy i wypróbowałam nowa końcówkę ( jak widać na zdjęciach zdecydowanie lepiej wyszłaby w masach bardziej kremowych...) oraz wprawiłam się w lepieniu różyczek.
Torcik nieduży i prosty - 21 cm, biszkopt, przełożony masą z mascarpone pół na pół z bitą śmietaną i truskawkami, które wtedy pojawiły się niespodziewanie w warzywniaku. Smakował bardzo, a jak wyglądał na ogląd - oceńcie sami.
Cudowne przedpołudnie, choć pochmurne. Nie przejęłyśmy się w ogóle pogodą, nagadałyśmy i pośmiałyśmy się na maxa i wróciłyśmy do domu w szampańskim nastroju i o zbyt pełnym pyszności brzuszku!
motor

Walentynki są codziennie, tylko my obchodzimy je raz do roku...
piątek, 14 czerwca 2013
środa, 12 czerwca 2013
Po francusku w 'Zakładce'
Po otwarciu nowej restauracji francuskiej w Krakowie i entuzjastycznej recenzji w Gazecie Wyborczej przyszedł prawdziwy szał pał na nowe kulinarne miejsce na mapie.
Miałam okazję być tam dwa razy i przyznam,że były to cudowne dwa razy!
Jesli szukacie w Krakowie miejsca z prostą, ale Prawdziwą ( przez duże P) kuchnią, gdzie nie gotuje się z torebki, zupa smakuje jak zupa, a dania rozpływają się w ryjku - bardzo warto wybrać się do "Zakładki" przy . Nazwa przewrotna, bo restauracja znajduje sie zaraz za Kładką Bernatka ( tą z kłódkami miłości), a równoczesnie jest zakładką w kulinarnej książce Krakowa, którą warto na tej właśnie stronie otwierać.
Wnętrze restauracji wcale nie odpowiada naszym wyobrażeniom o 'francuskości'- nie ma widoczków wieży Eiffla i innych miejsc Paryża, akordeonu, smętnego głosu Edith Piaf. Jest za to proste, surowe , ale eleganckie wnętrze, nowoczesnie urządzone, z klimatycznymi piwnicami. Coś jak dzisiejsze knajpki w dzisiejszym Paryżu, a nie w naszym schemacie Francji.Biała prosta zastawa, papierowe podkładki, eleganckie sztućce dają poczucie zarówno swobody jak i niewymuszonego luksusu.
Kosztowałam tam różnych dań i żadne mnie nie rozczarowało. Za krem brulee chciałam klękać na podłodze, a stekiem byłam zachwycona. Zupa z małży była tak dobra,że chętnie zjadłabym kilka talerzy...
Herbaty możemy sobie wybrać z karty-pudełka, gdzie są umieszczone i zobaczyć je i powąchać przed piciem. Bardzo miła obsługa, dyskretna muzyka ( wcale nie koniecznie francuska).
Ceny, jak na Kraków- umiarkowane, jak na tę jakość potraw- znakomite.
Ogólnie - zdecydowane chapeau bas przed szefem kuchni, merci beaucoup za wspaniałe wrażenia organoleptyczne i mam nadzieję, że au revoir i to szybkie, bo takiego jedzenia trudno zapomnieć!
Link do strony restauracji-bistro - tutaj.
Galeria zdjęć ( moje wyszły bardzo słabo wieczorem jak widać) - tutaj.
Miałam okazję być tam dwa razy i przyznam,że były to cudowne dwa razy!
Jesli szukacie w Krakowie miejsca z prostą, ale Prawdziwą ( przez duże P) kuchnią, gdzie nie gotuje się z torebki, zupa smakuje jak zupa, a dania rozpływają się w ryjku - bardzo warto wybrać się do "Zakładki" przy . Nazwa przewrotna, bo restauracja znajduje sie zaraz za Kładką Bernatka ( tą z kłódkami miłości), a równoczesnie jest zakładką w kulinarnej książce Krakowa, którą warto na tej właśnie stronie otwierać.
Wnętrze restauracji wcale nie odpowiada naszym wyobrażeniom o 'francuskości'- nie ma widoczków wieży Eiffla i innych miejsc Paryża, akordeonu, smętnego głosu Edith Piaf. Jest za to proste, surowe , ale eleganckie wnętrze, nowoczesnie urządzone, z klimatycznymi piwnicami. Coś jak dzisiejsze knajpki w dzisiejszym Paryżu, a nie w naszym schemacie Francji.Biała prosta zastawa, papierowe podkładki, eleganckie sztućce dają poczucie zarówno swobody jak i niewymuszonego luksusu.
Kosztowałam tam różnych dań i żadne mnie nie rozczarowało. Za krem brulee chciałam klękać na podłodze, a stekiem byłam zachwycona. Zupa z małży była tak dobra,że chętnie zjadłabym kilka talerzy...
Herbaty możemy sobie wybrać z karty-pudełka, gdzie są umieszczone i zobaczyć je i powąchać przed piciem. Bardzo miła obsługa, dyskretna muzyka ( wcale nie koniecznie francuska).
Ceny, jak na Kraków- umiarkowane, jak na tę jakość potraw- znakomite.
Ogólnie - zdecydowane chapeau bas przed szefem kuchni, merci beaucoup za wspaniałe wrażenia organoleptyczne i mam nadzieję, że au revoir i to szybkie, bo takiego jedzenia trudno zapomnieć!
Link do strony restauracji-bistro - tutaj.
Galeria zdjęć ( moje wyszły bardzo słabo wieczorem jak widać) - tutaj.
poniedziałek, 10 czerwca 2013
Przygoda z makijażem
Post baaardzo nadrobieniowy, który powinien był się ukazać w lutym.
Zupełnie dla siebie niespodziewanie zostałam poproszona przez dalsza znajomą o bycie modelką ( brzmi ciekawie) na kursie makijażu, który jest częścią studiów przez znajomą uskutecznianych.
I tak pewnego powszedniego dnia spędziłam 8 godzin na warsztatach z makeupu, które były dla mnie świetną przygodą!
Prowadząca - doświadczona makijażystka i kosmetyczka przekazała wszystkim zebranym ( a więc i mnie) kawał porządnej teorii i od razu praktyki.Tematem akurat tego dnia były makijaże ślubne ( dla panien młodych).I tak od składników każdej kosmetyczki , przez narzędzia pracy makijażystki, analizę kolorystyczną danej osoby przeszliśmy do nakładania kolejnych warstw makijażu i odpowiedniego efektu. Oczywiście kurs był organizowany dla tych, które wiążą z makijażem swoją przyszłośc jako kosmetyczki i makijażystki, ale uświadomił wszystkim panoim ( a więc równiez i mnie) jak ważna jest to działka w życiu każdej kobiety.
Niestety - większość z nas nie umie się malować, co boleśnie widać na ulicach: zbyt ciemny podkład kończy się nam na linii żuchwy, oczy obrysowujemy sobie namiętnie czarną grubą krechą, sklejamy rzęsy tuszem i dokonujemy prawdziwych wynalazków, jeśli chodzi o używanie kosmetyków ( nie tylko kolorowych) niezgodnie z ich przeznaczeniem. Nie chodzi o to,żeby codziennie nakładać na siebie warstwy kolorowego tynku, tylko o codzienną pielęgnację, dyskretny makijaż podkresląjący nasze walory i stylowy ubiór.
Ja w związku z avonem mam do czynienia z makijażem od bardzo dawna, a i tak sporo mnie zaskoczyło i nauczyłam się wiele! Wniosek z tego taki, że każda, ale to absolutnie każda dziewczyna, kobieta, pani która chce o siebie dbać i wygladać do ludzi do późnej starości powinna iść na taki podstawowy kurs makijażu. Żeby wiedzieć, co do czego, z czym i dlaczego. Niezależnie od tego jakimi kosmetykami się otaczamy- każda z nas minimum trzech używa. Warto byłoby używać ich właściwie.
Jeśli macie możliwość uczestnictwa w takim kursie bezpłatnie lub za jakąś symboliczna opłatę- warto! Na pewno nie będzie to czas stracony, a pozwoli ucieszyć się sobą na nowo.
Jeśli wam się nie uda w czymś takim uczestniczyć, przejrzyjcie sieć w poszukiwaniu kosmetycznych blogów i wideoblogów na you tube, gdzie można znaleźć informacje o ciekawych maijażach, ale też porady dla każdego. Z doświadczenia wiem,że najlepiej takich rzeczy uczyć się osobiście. Mam parę pozycji o makijażu w domu, ale one, choć pokaźne, uzupełniają tylko nabyte doświadczenia, przypominają już to, co wiem.
A więc malujcie się pięknie dziewczyny, bo nie znacie dnia ani godziny!
Poniżej ja we wprawkach makijażowych kursantki:
Zupełnie dla siebie niespodziewanie zostałam poproszona przez dalsza znajomą o bycie modelką ( brzmi ciekawie) na kursie makijażu, który jest częścią studiów przez znajomą uskutecznianych.
I tak pewnego powszedniego dnia spędziłam 8 godzin na warsztatach z makeupu, które były dla mnie świetną przygodą!
Prowadząca - doświadczona makijażystka i kosmetyczka przekazała wszystkim zebranym ( a więc i mnie) kawał porządnej teorii i od razu praktyki.Tematem akurat tego dnia były makijaże ślubne ( dla panien młodych).I tak od składników każdej kosmetyczki , przez narzędzia pracy makijażystki, analizę kolorystyczną danej osoby przeszliśmy do nakładania kolejnych warstw makijażu i odpowiedniego efektu. Oczywiście kurs był organizowany dla tych, które wiążą z makijażem swoją przyszłośc jako kosmetyczki i makijażystki, ale uświadomił wszystkim panoim ( a więc równiez i mnie) jak ważna jest to działka w życiu każdej kobiety.
Niestety - większość z nas nie umie się malować, co boleśnie widać na ulicach: zbyt ciemny podkład kończy się nam na linii żuchwy, oczy obrysowujemy sobie namiętnie czarną grubą krechą, sklejamy rzęsy tuszem i dokonujemy prawdziwych wynalazków, jeśli chodzi o używanie kosmetyków ( nie tylko kolorowych) niezgodnie z ich przeznaczeniem. Nie chodzi o to,żeby codziennie nakładać na siebie warstwy kolorowego tynku, tylko o codzienną pielęgnację, dyskretny makijaż podkresląjący nasze walory i stylowy ubiór.
Ja w związku z avonem mam do czynienia z makijażem od bardzo dawna, a i tak sporo mnie zaskoczyło i nauczyłam się wiele! Wniosek z tego taki, że każda, ale to absolutnie każda dziewczyna, kobieta, pani która chce o siebie dbać i wygladać do ludzi do późnej starości powinna iść na taki podstawowy kurs makijażu. Żeby wiedzieć, co do czego, z czym i dlaczego. Niezależnie od tego jakimi kosmetykami się otaczamy- każda z nas minimum trzech używa. Warto byłoby używać ich właściwie.
Jeśli macie możliwość uczestnictwa w takim kursie bezpłatnie lub za jakąś symboliczna opłatę- warto! Na pewno nie będzie to czas stracony, a pozwoli ucieszyć się sobą na nowo.
Jeśli wam się nie uda w czymś takim uczestniczyć, przejrzyjcie sieć w poszukiwaniu kosmetycznych blogów i wideoblogów na you tube, gdzie można znaleźć informacje o ciekawych maijażach, ale też porady dla każdego. Z doświadczenia wiem,że najlepiej takich rzeczy uczyć się osobiście. Mam parę pozycji o makijażu w domu, ale one, choć pokaźne, uzupełniają tylko nabyte doświadczenia, przypominają już to, co wiem.
A więc malujcie się pięknie dziewczyny, bo nie znacie dnia ani godziny!
Poniżej ja we wprawkach makijażowych kursantki:
A jak się wkurzę, to sama może coś o makijażu i pielęgnacji napiszę.
środa, 5 czerwca 2013
Fiołki
W tym roku bardzo było dużo fiołków w ogrodach jak widziałam. W moim oczywiście też.
I od razu przypomniały mi nie tylko o pralinkach z fiołkami (mniamniaram!), ale o jednym z najfajniejszych fragmentów literackich jakie znam i wy też go znacie.
A jak znacie, to przeczytajcie jeszcze raz!
Dla wszystkich stałych czytelników, przede wszystkim wiernych fanów i tych co lubia fiołki jak ja:
I od razu przypomniały mi nie tylko o pralinkach z fiołkami (mniamniaram!), ale o jednym z najfajniejszych fragmentów literackich jakie znam i wy też go znacie.
A jak znacie, to przeczytajcie jeszcze raz!
Dla wszystkich stałych czytelników, przede wszystkim wiernych fanów i tych co lubia fiołki jak ja:
"Prosiaczek wstał wcześnie tego
ranka, by uzbierać bukiecik fiołków. Gdy je uzbierał i włożył do wazonika,
nagle pomyślał sobie, że jeszcze nigdy nikt nie uzbierał bukiecika fiołków dla
Kłapouchego. I im bardziej o tym myślał, tym bardziej sobie myślał, jak to
smutno być Zwierzęciem, dla którego jeszcze nigdy nikt nie uzbierał bukiecika
fiołków. Więc wybiegł znów z domu i powtarzał sobie w myśli: "Kłapouchy,
Fiołki, Fiołki, Kłapouchy", żeby nie zapomnieć, bo to był taki Dzień
Zapominalski. Więc uzbierał spory pęczek fiołków i szedł sobie, i wąchał je, aż
zaszedł do Kłapouchego. (...)
- Myślę… - zaczął Prosiaczek nerwowo.
- Nie myśl - rzekł Kłapouchy.
- Myślę, że fiołki są bardzo milutkie - powiedział Prosiaczek. To mówiąc, położył swój mały bukiecik przed Kłapouchym i prędko uciekł..."
- Myślę… - zaczął Prosiaczek nerwowo.
- Nie myśl - rzekł Kłapouchy.
- Myślę, że fiołki są bardzo milutkie - powiedział Prosiaczek. To mówiąc, położył swój mały bukiecik przed Kłapouchym i prędko uciekł..."
A.A.Milne "Kubuś Puchatek"
Kapitan Sowa znowu na tropie
Bardzo trudno jest wrócić do pisania po tak długiej ciszy. Bardzo.
Z całego serca dziękuję wszystkim, którzy na tę stronę zaglądają i mojemu wiernemu fanklubowi, który już wysyła do mnie mniej lub bardziej osobiste pogróżki... Za wiele by tłumaczyć. Grunt,że wróciłam.
Postaram się nadrobić pisemnie i fotograficznie wszystko to, co się już wydarzyło, upiekło, spotkało itd.
Trzymajcie kciuki,żeby mi nie zabrakło motywacji i czasu i żeby dzieci były zdrowe!
Za wszystkie prośby, życzenia( pobożne i te mniej), groźby i inne przejawy sympatii względem bloga
Z całego serca dziękuję wszystkim, którzy na tę stronę zaglądają i mojemu wiernemu fanklubowi, który już wysyła do mnie mniej lub bardziej osobiste pogróżki... Za wiele by tłumaczyć. Grunt,że wróciłam.
Postaram się nadrobić pisemnie i fotograficznie wszystko to, co się już wydarzyło, upiekło, spotkało itd.
Trzymajcie kciuki,żeby mi nie zabrakło motywacji i czasu i żeby dzieci były zdrowe!
Za wszystkie prośby, życzenia( pobożne i te mniej), groźby i inne przejawy sympatii względem bloga
DZIĘKI JAK NIE WIEM CO!!!!
Siała baba mak...
Zostało mi trochę maku w torebce po ostatnich makowcach i zastanawiałam się co z nim zrobić.
Wymyśliłam! Przesypałam do solniczki i wykorzystuję jako posypkę do wszystkiego.
Mak jest tak neutralny w smaku,że pasuje chyba do każdej potrawy.Warunek: trzeba go lubić.
Każdy chyba jadł bułkę z makiem, próbował makowca czy kutii, posypanego bajgla. Ja z ciekawszych rzeczy jadłam lody makowe ( pyszne!). Kto nie pamięta cukierków piegusków ( irysy z makiem) czy piegusowego ciasta ( najczęściej biszkoptu) - słodkich wspomnień dzieciństwa?
Oprócz potraw, które zajmują dużo albo bardzo dużo czasu ( tort, makowiec itp.) warto nasypać sobie maku na:
- na biały serek
- na pokrojone pomidory ( lub inne warzywa świeże lub grilowane)
-na dżem
- na majonez
- mięso na talerzu
- ziemniaki
- do wszystkich sałatek
- do deserów
- jako składnik koktajli mlecznych i owocowych
- jako składnik sosów
I wszystko co się choć trochę lepi, żeby ziarenka sie utrzymały albo utonęły : )))
Oprócz charakterystycznego smaku i zapachu mak na pewno jest zdrowszy od soli i cukru!
A o wartościach odżywczych maku znalazłam taką stronę .
Solą się soli, pieprzem- pieprzy, a makiem? Maczy? Posypuje na pewno:)
Zachęcam wszystkich do sypania makiem! Choć wiosna ( której jakoś nie czuć) i niedługo lato, a a mak zazwyczaj kojarzymy z zimą i świętami.
Jest tylko jeden minus- wchodzi dziad w zęby. Ale i na to sa sposoby :)))
A co wy lubicie najbardziej z makiem?
Wymyśliłam! Przesypałam do solniczki i wykorzystuję jako posypkę do wszystkiego.
Mak jest tak neutralny w smaku,że pasuje chyba do każdej potrawy.Warunek: trzeba go lubić.
Każdy chyba jadł bułkę z makiem, próbował makowca czy kutii, posypanego bajgla. Ja z ciekawszych rzeczy jadłam lody makowe ( pyszne!). Kto nie pamięta cukierków piegusków ( irysy z makiem) czy piegusowego ciasta ( najczęściej biszkoptu) - słodkich wspomnień dzieciństwa?
Oprócz potraw, które zajmują dużo albo bardzo dużo czasu ( tort, makowiec itp.) warto nasypać sobie maku na:
- na biały serek
- na pokrojone pomidory ( lub inne warzywa świeże lub grilowane)
-na dżem
- na majonez
- mięso na talerzu
- ziemniaki
- do wszystkich sałatek
- do deserów
- jako składnik koktajli mlecznych i owocowych
- jako składnik sosów
I wszystko co się choć trochę lepi, żeby ziarenka sie utrzymały albo utonęły : )))
Oprócz charakterystycznego smaku i zapachu mak na pewno jest zdrowszy od soli i cukru!
A o wartościach odżywczych maku znalazłam taką stronę .
Solą się soli, pieprzem- pieprzy, a makiem? Maczy? Posypuje na pewno:)
Zachęcam wszystkich do sypania makiem! Choć wiosna ( której jakoś nie czuć) i niedługo lato, a a mak zazwyczaj kojarzymy z zimą i świętami.
Jest tylko jeden minus- wchodzi dziad w zęby. Ale i na to sa sposoby :)))
A co wy lubicie najbardziej z makiem?
Subskrybuj:
Posty (Atom)