Robiony razem z Agnieszką - jego dziewczyną.
Aga pomogła mi w zrobieniu herbu/godła klubowego i bardzo pracowicie wycinała literki do napisu.
A to wszystko w 4 godziny :) Ja zrobiłam trochę przed i sporo potem i osiągnęłam torcik ( przepisy z mojego ulubionego bloga):
- ciasto czarne z tego przepisu
-masa z batoników milky way z tego przepisu
- w środku kilo mrożonych wiśni
-ponczowany sokiem wiśniowym pół na pół z wiśniówką
Łukasza jeszcze nie znam, na pewno fajny z niego chłopak, skoro ma taką super dziewczynę. Jak go spotkam, zasugeruję, żeby jednak zmienił albo rozszerzył preferencje klubowe, bo urobiłam się jak dzika.
Nie ma jak np. Cracovia - biało-czerwone pasy i każdy wie, o co chodzi ;)
Torcik ma być prezentem na urodziny i równocześnie poczęstunkiem dla gromady znajomych, w towarzystwie których oboje ( Aga i Łukasz) spędzają właśnie wyjazdowego ( mam nadzieję niezapomnianego) sylwestra.
Tort posiada jeszcze wystrzałowe fontanny, ale nie mogłam ich umieścić z przyczyn technicznych. Ostateczny efekt zobaczy tylko silna grupa pod wezwaniem w Tokarni.
Zostało trochę masy w garnku i bezczelnie ją wyżarłam, bo jest przepyszna.
Warto kurka było...
A największe brawa należą się mojemu małżowi, który mył po mnie wszystkie gary i całą kuchnię i jeszcze dał mi się wyspać do 10:00 następnego dnia...
motor
sobota, 31 grudnia 2011
W końcu wspólne świętowanie!
Udało się spotkać po 3 miesiącach od umówionego terminu!!! Pisałam już o urodzinach Uli, które najpierw były, potem były świętowane w ograniczonym składzie, a 29 grudnia prawie noworocznie w końcu zasiadłyśmy we czwórkę. U Asi, u której nie byłyśmy ruski rok. Podjęła nas po królewsku - pysznym śniadankiem:
Udałyśmy się potem do kina, licząc na fajną rozrywkę. Wybór padł na komedię (?) 'Pokaż kotku co masz w środku'.Oby nigdy więcej takich wyborów. Chciałyśmy się naprawdę wspólnie i na luzie pośmiać, żadna głębia, psychologia a ni drugie dno. Dno ukazało się bardzo szybko i to na szczęście tylko jedno.
Komedia o wysokim poziomie żenady. Żarty polegające na siarczystych przekleństwach, niby śmiesznych typach bohaterów i wymuszonych gagach, a wszystko to zanurzone w scenariuszu, w którym naprawdę nie wiadomo o co i komu chodziło, kiedy go pisał...Zawsze wydawało mi się ,że mam duże poczucie abstrakcji w moim poczuciu humoru.Nie mogę zrozumieć co robią tam poważne nazwiska - Frycz, Stelmaszyk, Dziędziel, Braciak. Tzw. fun ma gwarantować Jacek Borusiński z kabaretu Mumio. Niestety nie gwarantuje. Co gorsza w świetle przeciekawego wywiadu z nim, który przeczytałam w katolickim czasopiśmie 'Niedziela' sprzed tygodnia jego rola w tym filmie dla mnie dowodzi słabego poziomu artystycznego i hipokryzji moralnej. Zgroza! Ja wiem, że wszyscy mamy rachunki do zapłacenia, kredyty i zobowiązania, ale bez jaj.
Jak normalnie zawsze polecam i namawiam do tego, co warto, tej pseudokomedii zaprawdę powiadam wam NIE WARTO oglądać.
Film nie zepsuł nam humorów i wróciłyśmy sobie z kina raz jeszcze do Asi na pyszne latte z tiramisu w pucharkach i powtórne pogaduchy, bo nie wiadomo , kiedy się w tym składzie znów spotkamy.
Podsumowałyśmy nasz rok, a przede wszystkim nasze sukcesy osobiste i zawodowe lampkami brzoskwiniowego Piccolo. A co! Raz się żyje!
I z życzeniami lepszego roku wróciłyśmy do szarej rzeczywistości i codziennych obowiązków.
Piccolo, a przede wszystkim spotkanie, poprawiło nam nastrój moc bardzo.
No i można po nim prowadzić:) Polecam!
Komedia o wysokim poziomie żenady. Żarty polegające na siarczystych przekleństwach, niby śmiesznych typach bohaterów i wymuszonych gagach, a wszystko to zanurzone w scenariuszu, w którym naprawdę nie wiadomo o co i komu chodziło, kiedy go pisał...Zawsze wydawało mi się ,że mam duże poczucie abstrakcji w moim poczuciu humoru.Nie mogę zrozumieć co robią tam poważne nazwiska - Frycz, Stelmaszyk, Dziędziel, Braciak. Tzw. fun ma gwarantować Jacek Borusiński z kabaretu Mumio. Niestety nie gwarantuje. Co gorsza w świetle przeciekawego wywiadu z nim, który przeczytałam w katolickim czasopiśmie 'Niedziela' sprzed tygodnia jego rola w tym filmie dla mnie dowodzi słabego poziomu artystycznego i hipokryzji moralnej. Zgroza! Ja wiem, że wszyscy mamy rachunki do zapłacenia, kredyty i zobowiązania, ale bez jaj.
Jak normalnie zawsze polecam i namawiam do tego, co warto, tej pseudokomedii zaprawdę powiadam wam NIE WARTO oglądać.
Film nie zepsuł nam humorów i wróciłyśmy sobie z kina raz jeszcze do Asi na pyszne latte z tiramisu w pucharkach i powtórne pogaduchy, bo nie wiadomo , kiedy się w tym składzie znów spotkamy.
Piccolo, a przede wszystkim spotkanie, poprawiło nam nastrój moc bardzo.
No i można po nim prowadzić:) Polecam!
wtorek, 27 grudnia 2011
Wigilia
Odbyła się tradycyjnie 24 grudnia. Z poślizgiem zasiedliśmy do wspólnej kolacji, a wcześniej Kamilka zadebiutowała jako lektor Biblii.
W tym roku zjedliśmy takie pyszności:
- barszcz czerwony z uszkami
- grzybową z łazankami
- śledzika według prastarego przepisu, którego przygotowanie po śmierci babki przejął z sukcesem ojciec, a gdy go w tym roku zabrakło - odtworzyła moja siostra. Udał się wybornie!
-smażonego przez Dziadka Zbyszka karpia z chałeczką
- czerwoną kapustę z grochem
W tym momencie nastąpiły ogólnoludzkie przygotowania do świeckiej tradycji rozdawania prezentów przez Aniołki i małe renifery, które to grzecznie się przygotowały i dzwoniąc wściekle dzwonkami zleciały na dół, aby wręczać leżące pod choinką prezenty wszystkim zebranym:
Poziom uciechy: bardzo wysoki!
Prezenty okazały się piękne i praktyczne, więc następne 15 min. zajęły ' achy' i 'ochy' przy rozpakowywaniu.
Pośpiewaliśmy już trochę kolęd z profesjonalnych ( choć nie całkiem kompletnych jak się okazało) śpiewników, kiedy wpadli zapowiedziani wczesniej kolędnicy z fachową kręcącą się gwiazdą i zasiedli z nami do stołu przynosząc następną falę prezentów.
Szkoda ogromna, że zostali tylko na dwie kolędy i pierożki ze śliwkami w czerwonym winie( które wyjechały tymczasem z kuchni na stół)...Może w przyszłym roku uda się pośpiewać dłużej?
Potem nastąpiły kluski z makiem, czyli w tym roku muszelki oraz wspaniały strudel autriacki Babci Basi i ciasta - mój makowiec i sernik oraz orzechowiec Babci Basi
Dzięki genialnej radzie z mojego ulubionego bloga mojewypieki.blox.pl upiekłam w tym roku ciasta według przepisu Doroty i kolejny raz odniosłam sukces. Makowce pieczone w papierze były pięknie wyrośnięte, równiusieńkie, pyszne. Sernik - duży, tłusty, wysoki, odpowiednio słodki. Były głosy, że ciężki, ale zniknął tak szybko, że już nikt o tym nie pamięta :) Bardzo polecam bloga i przepisy tam zawarte - kopalnia wiedzy i ciekawych pomysłów.
Był oczywiście tradycyjny kompot ze śliwek i nastąpił z herbatą właśnie w tym momencie, kiedy wszyscy mieliśmy poziom jedzenia powyżej brwi.I dobrze, bo z zapachem kompotu wróciły wspomnienia wszystkich przeszłych wigilii i osób, z którymi już nie możemy wspólnie zasiadać do stołu ...
Nie obyło się bez ofiar, bo gdzie jest wojsko, to i straty muszą być- jak mawiał mój ojciec. Małż wraził sobie nożyczki w palec i doznał po raz pierwszy w życiu szoku pourazowego. Krwawienie jednak zatamowano, a on sam żyje dalej, choć nie w tak dobrym zdrowiu jakby sobie życzył.
Posiedzieliśmy rodzinnie do 23:00, pokolędowaliśmy, dzieciaki biegały jak dzikie, bo w końcu trochę więcej miejsca u cioci i wróciliśmy do domku, gdzie czekały już wygodne łożeczka i ciepłe kołderki. Luli buli!
Nadejszły Święta. Więc i ja ubrałam rogi renifera :)
W tym roku zjedliśmy takie pyszności:
- barszcz czerwony z uszkami
- grzybową z łazankami
- śledzika według prastarego przepisu, którego przygotowanie po śmierci babki przejął z sukcesem ojciec, a gdy go w tym roku zabrakło - odtworzyła moja siostra. Udał się wybornie!
-smażonego przez Dziadka Zbyszka karpia z chałeczką
- czerwoną kapustę z grochem
W tym momencie nastąpiły ogólnoludzkie przygotowania do świeckiej tradycji rozdawania prezentów przez Aniołki i małe renifery, które to grzecznie się przygotowały i dzwoniąc wściekle dzwonkami zleciały na dół, aby wręczać leżące pod choinką prezenty wszystkim zebranym:
Prezenty okazały się piękne i praktyczne, więc następne 15 min. zajęły ' achy' i 'ochy' przy rozpakowywaniu.
Szkoda ogromna, że zostali tylko na dwie kolędy i pierożki ze śliwkami w czerwonym winie( które wyjechały tymczasem z kuchni na stół)...Może w przyszłym roku uda się pośpiewać dłużej?
Potem nastąpiły kluski z makiem, czyli w tym roku muszelki oraz wspaniały strudel autriacki Babci Basi i ciasta - mój makowiec i sernik oraz orzechowiec Babci Basi
Był oczywiście tradycyjny kompot ze śliwek i nastąpił z herbatą właśnie w tym momencie, kiedy wszyscy mieliśmy poziom jedzenia powyżej brwi.I dobrze, bo z zapachem kompotu wróciły wspomnienia wszystkich przeszłych wigilii i osób, z którymi już nie możemy wspólnie zasiadać do stołu ...
Nie obyło się bez ofiar, bo gdzie jest wojsko, to i straty muszą być- jak mawiał mój ojciec. Małż wraził sobie nożyczki w palec i doznał po raz pierwszy w życiu szoku pourazowego. Krwawienie jednak zatamowano, a on sam żyje dalej, choć nie w tak dobrym zdrowiu jakby sobie życzył.
Posiedzieliśmy rodzinnie do 23:00, pokolędowaliśmy, dzieciaki biegały jak dzikie, bo w końcu trochę więcej miejsca u cioci i wróciliśmy do domku, gdzie czekały już wygodne łożeczka i ciepłe kołderki. Luli buli!
Konkurs Rocznicowy!
Z okazji pierwszej rocznicy istnienia mojego bloga (1.01) ogłaszam wcale nie taki skromny ( jeśli chodzi o nagrody) rocznicowy konkurs.
Wiem, że to w ostatniej chwili właściwie, ale chciałam najpierw skończyć candy, żeby nie było za dużo na raz.
ZASADY:
- skopiować banerek z konkursowym zdjęciem na swojego bloga - jako post lub w pasku bocznym
-pod tym postem zostawić komentarz do dnia 31 grudnia do godziny 24:00 dotyczący dowolnego postu z mojego bloga lub bloga jako całości
- czekać na ogłoszenie wyników, co nastąpi w Nowy Rok 1 stycznia
WYGRYWA osoba, która wykaże się oryginalnością, poczuciem humoru i zostawi najciekawszy komentarz. W jury zasiadam ja i mój małż jako członek honorowy :)
NAGRODĄ jest niespodzianka. Jak zwykle u mnie piękna, elegancka, wartościowa, praktyczna.
Jak sprawdzicie nagrody w minionych candy, uważam,że wypas jest :)
Dopuszczam kilku zwycięzców, jeśli komentarze będą naprawdę wyjątkowe i nie będziemy mogli z małżem zgodzić się co do jednego pierwszego miejsca.
A więc... ruszamy szarymi komórami i do piór ( wirtualnych) Panie i Panowie, bo czasu mało!
Serdecznie zapraszam!
Wiem, że to w ostatniej chwili właściwie, ale chciałam najpierw skończyć candy, żeby nie było za dużo na raz.
ZASADY:
- skopiować banerek z konkursowym zdjęciem na swojego bloga - jako post lub w pasku bocznym
-pod tym postem zostawić komentarz do dnia 31 grudnia do godziny 24:00 dotyczący dowolnego postu z mojego bloga lub bloga jako całości
- czekać na ogłoszenie wyników, co nastąpi w Nowy Rok 1 stycznia
WYGRYWA osoba, która wykaże się oryginalnością, poczuciem humoru i zostawi najciekawszy komentarz. W jury zasiadam ja i mój małż jako członek honorowy :)
NAGRODĄ jest niespodzianka. Jak zwykle u mnie piękna, elegancka, wartościowa, praktyczna.
Jak sprawdzicie nagrody w minionych candy, uważam,że wypas jest :)
Dopuszczam kilku zwycięzców, jeśli komentarze będą naprawdę wyjątkowe i nie będziemy mogli z małżem zgodzić się co do jednego pierwszego miejsca.
A więc... ruszamy szarymi komórami i do piór ( wirtualnych) Panie i Panowie, bo czasu mało!
Serdecznie zapraszam!
poniedziałek, 26 grudnia 2011
Jeszcze o candy
Zaraz powiadamiam wszystkich uczestników na czele z isabell i wysyłam nagrodę pocieszenia - mój autorski pps.
Nie do wszystkich adresów mailowych udało mi się dotrzeć - w waszych profilach nie działa mi program mailowy, albo adresu nie ma na waszej stronie/ blogu. Kto nie dostał ppsa, a chciałby - proszę o kontakt! - jakakolacja@wp.pl
Równocześnie bardzo dziękuję tym, którzy w pełni zastosowali się do zasad candy i mail podali.
Raz jeszcze dziękuję wszystkim za udział, za to, że dane mi było poznać nowych blogowiczów i odwiedzić wasze ciekawe, wspaniałe, wyjątkowe miejsca w sieci.
Bardzo takie wędrówki lubię!
Dla wszystkich, którym podobał się kalendarz adwentowy zamieszczam go w całości:
Nie do wszystkich adresów mailowych udało mi się dotrzeć - w waszych profilach nie działa mi program mailowy, albo adresu nie ma na waszej stronie/ blogu. Kto nie dostał ppsa, a chciałby - proszę o kontakt! - jakakolacja@wp.pl
Równocześnie bardzo dziękuję tym, którzy w pełni zastosowali się do zasad candy i mail podali.
Raz jeszcze dziękuję wszystkim za udział, za to, że dane mi było poznać nowych blogowiczów i odwiedzić wasze ciekawe, wspaniałe, wyjątkowe miejsca w sieci.
Bardzo takie wędrówki lubię!
Dla wszystkich, którym podobał się kalendarz adwentowy zamieszczam go w całości:
Już niedługo będę obchodzić pierwszą rocznicę mojego bloga, na którą już teraz serdecznie zapraszam - już szykuję niespodziankę!
Dziękuję wszystkim, którzy obserwują mojego bloga, starym i nowym podglądaczom - mam nadzieję, że zostaniecie jeszcze bardzo długo :)
Dla wszystkich, którzy wytrwali do końca ogromne pozdrowienia!
Teraz trochę odsapnę od pisania i zabieram się za porządki domowe, bo przed wigilią nie było czasu.
niedziela, 25 grudnia 2011
Wyniki wigilijnego candy
Wiem, wiem, wszyscy uczestnicy przebieraja nogami. A ja spokojnie się dziś wyspałam i odpoczęłam :)
Na początku bardzo bardzo dziękuję wszystkim, którzy wzięli udział w candy i czytali moje słodkości przygotowane na każdy dzień adwentu. Dostałam wiele miłych komentarzy na ten temat, mam nadzieję,że w przyszłym roku powtórzę akcję.
W candy wzięło udział 40 osób. Losowanie odbyło sie metodą tradycyjną, tzn. zrobiłam losy, a mój jakże boski małż wylosował osobę w czepku urodzoną, czyli zwycięzcę.
Zanim zwycięzca - prezentacja i opis nagrody głównej:
A zwyciężyła:
Bardzo serdeczne gratulacje !!!!
Reszta już w następnym poście, żebym zdążyła przed północą :)
Na początku bardzo bardzo dziękuję wszystkim, którzy wzięli udział w candy i czytali moje słodkości przygotowane na każdy dzień adwentu. Dostałam wiele miłych komentarzy na ten temat, mam nadzieję,że w przyszłym roku powtórzę akcję.
W candy wzięło udział 40 osób. Losowanie odbyło sie metodą tradycyjną, tzn. zrobiłam losy, a mój jakże boski małż wylosował osobę w czepku urodzoną, czyli zwycięzcę.
Zanim zwycięzca - prezentacja i opis nagrody głównej:
-pudełko, od którego wszystko się zaczęło, a które jak widać na załaczonym obrazku okazało się za małe
- woda perfumowana Incadessence Lumiere - nowość Avon
-podwójne cienie do powiek Healthy Glow Avon
-Tusz czarny Super Full Avon
-zestaw siedmiu par kolczyków perełek w ozdobnym pudełeczku - skrzyni ( nie otwierałam, bo jest zapakowane na naklejoną kłódeczkę)
- złota ramka w rozmiarze 10 x 15
- wspaniały kalendarz adwentowy w kształcie aniołka na chmurce z malutkimi chmurkami - również nie naruszałam opakowania
-komplet recznie robionych serwetek - len z nićmi biała i bordową- malutki bieżnik + 6 serwetek
- grubaśna książeczka - "dobre myśli do poduszki" - na każdy dzień roku
- wszystkie cukierasy, które były użyte podczas adwentowych postów ( leżą na ramce)
-paczka mini snickersów :P
Losowanie wyglądało tak:
A zwyciężyła:
Bardzo serdeczne gratulacje !!!!
Reszta już w następnym poście, żebym zdążyła przed północą :)
sobota, 24 grudnia 2011
Życzenia Świąteczne
Dla wszystkich mi bliskich i tych dalszych.
Dla tych z realu i z wirtuala.
Dla wszystkich, którzy na te Święta czekają:
Kiedy jesteśmy małymi dziećmi, niecierpliwie czekamy na choinkę, prezenty, wolne w szkole, zapachy potraw wigilijnych - pragniemy brać pełnymi garściami z tego darowanego i pięknie przez innych przygotowanego dla nas czasu.
Im starsi się stajemy, tym trudniej w zabieganiu, codziennych obowiązkach, ciężkiej pracy i szarości zwykłych dni cieszyć się nam tymi świątecznymi chwilami.
Często jesteśmy tak zmęczeni,że jedynym życzeniem na Święta jest ' spać ', jedyną głębszą refleksją - 'zaraz miną', jedyną radosną myślą - 'będzie dobre jedzenie'.
Pełno w nas wspomnień dni przeszłych, tych najlepszych najbardziej kolorowych, wymarzonych prezentów pod choinką, spotkań z najbliższymi, których być może już nie ma.Chcemy, by to minione powróciło.
Każdego roku Boże Narodzenie od nas wymaga - wykrzesania z siebie większej siły, nadziei, wiary, miłości, radości, nowych pomysłów na życie, na relacje z drugim człowiekiem, uśmiechu ( gdy nie zawsze jest do śmiechu), entuzjazmu.To my sami jesteśmy za święta odpowiedzialni, my sami je tworzymy.
Życzę, aby to się wszystko wszystkim udało. Ta Wigilia i następne dni zależą od nas.Wszak dobrze widzi się tylko sercem. Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu.
Mimo bałaganu w domu i w życiu mamy w sobie wielką siłę, aby dokonać wielkiej przemiany serca - ufności w to, co będzie, otwarcia się na prawdziwą radość i pojednanie.
Aby każdej i każdemu z was narodził się Jezus Chrystus w sercu, nie tylko w szopce pod choinką i by to serce biło dla innych jeszcze bardzo długo.
Z wielkimi uściskami, z mocnymi całusami, z kolędą na ustach, z całą rodzinką życzę!
Dla tych z realu i z wirtuala.
Dla wszystkich, którzy na te Święta czekają:
Kiedy jesteśmy małymi dziećmi, niecierpliwie czekamy na choinkę, prezenty, wolne w szkole, zapachy potraw wigilijnych - pragniemy brać pełnymi garściami z tego darowanego i pięknie przez innych przygotowanego dla nas czasu.
Im starsi się stajemy, tym trudniej w zabieganiu, codziennych obowiązkach, ciężkiej pracy i szarości zwykłych dni cieszyć się nam tymi świątecznymi chwilami.
Często jesteśmy tak zmęczeni,że jedynym życzeniem na Święta jest ' spać ', jedyną głębszą refleksją - 'zaraz miną', jedyną radosną myślą - 'będzie dobre jedzenie'.
Pełno w nas wspomnień dni przeszłych, tych najlepszych najbardziej kolorowych, wymarzonych prezentów pod choinką, spotkań z najbliższymi, których być może już nie ma.Chcemy, by to minione powróciło.
Każdego roku Boże Narodzenie od nas wymaga - wykrzesania z siebie większej siły, nadziei, wiary, miłości, radości, nowych pomysłów na życie, na relacje z drugim człowiekiem, uśmiechu ( gdy nie zawsze jest do śmiechu), entuzjazmu.To my sami jesteśmy za święta odpowiedzialni, my sami je tworzymy.
Życzę, aby to się wszystko wszystkim udało. Ta Wigilia i następne dni zależą od nas.Wszak dobrze widzi się tylko sercem. Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu.
Mimo bałaganu w domu i w życiu mamy w sobie wielką siłę, aby dokonać wielkiej przemiany serca - ufności w to, co będzie, otwarcia się na prawdziwą radość i pojednanie.
Aby każdej i każdemu z was narodził się Jezus Chrystus w sercu, nie tylko w szopce pod choinką i by to serce biło dla innych jeszcze bardzo długo.
Z wielkimi uściskami, z mocnymi całusami, z kolędą na ustach, z całą rodzinką życzę!
Zimowy widok
W ostatnim dniu przed wigilią poziom brudu, bałaganu i ogólnego harmideru wzrasta.
Na szczęscie spadł śnieg i przykrył smętny o tej porze roku ogród.
A jednak Białe Święta!
I cukieras dla wszystkich urobionych i padniętych:
Na szczęscie spadł śnieg i przykrył smętny o tej porze roku ogród.
A jednak Białe Święta!
I cukieras dla wszystkich urobionych i padniętych:
czwartek, 22 grudnia 2011
Na szybko
Przygotowania do wigilii nabierają ostrego tempa, dlatego dziś tylko cukieras, który tłumaczy wszystko:
środa, 21 grudnia 2011
Szron
Dziś pierwszy raz czuć,że nadchodzi zima.
Po nocnym mrozie pozostał piękny szron na wszystkim.
Z wiekiem zmienia się raczej optyka patrzenia na zimę, bo same z nią kłopoty.
Ja się pilnuję,żeby nie uciekło mi coś, co jest tak piękne jak te maciupeńkie kryształki lodu:
Jak widać nie trzeba od razu czytać Mickiewicza, żeby się miło na sercu zrobiło :)
Pozdrawiam wszystkich drogowców, których tradycyjnie zaskoczyła zaskoczyła w tym roku zima i wobec wszystkich jakże 'ciepłych' słów, które dane mi było usłyszeć na drodze dedykuję cukieras:
Po nocnym mrozie pozostał piękny szron na wszystkim.
Z wiekiem zmienia się raczej optyka patrzenia na zimę, bo same z nią kłopoty.
Ja się pilnuję,żeby nie uciekło mi coś, co jest tak piękne jak te maciupeńkie kryształki lodu:
...i nowy gatunek róż - Szronowe:
I jeszcze dwa wiersze, które mi się bardzo spodobały. Jeden dla dorosłych:
Szron |
A gdyby szron mieć mógł oczy, Jakiego by były koloru? Czy nosić szkła kontaktowe Byłoby sprawą honoru? A gdyby szron mieć mógł imię, To jakże by ono brzmiało? Czy byłoby ono banalne, Czy w nazwie "G" zawierało? A gdyby szron mieć mógł serce, Czy umiał pokochać by szczerze? Czy za prawdziwość uczuć Zmiawiałby nocą pacierze? A gdyby szron już pokochał, Czy dla jedynej kobiety Składałby mrozem zdobione Gwiazd przemarznięte bukiety? A gdyby szron był patriotą, Czy w imię swojej ojczyzny Zginąłby krew przelawszy, Ubrany w przeliczne blizny? A gdyby szron był poetą, Czy popadłby w holizm-liryko? Czy byłby sławnym noblistą I uległ pisarzy nawykom? I chociaż nie jest poetą, Patriotą czy zakochankiem, Nie nosi szerokich spodni, Nie jest atletą czy punkiem, To szron - jak na szron przystało, Na oknach maluje pejzaże I choć nie jest artystą, To piękne są jego witraże. |
- pochodzi stąd
Drugi dla dzieci:
Szron |
Dziś za oknem siwy szron Wszystko pobielił w ogrodzie: Siadł na trawę, okrył dom, Zmroził szyby w samochodzie, Lecz niedługo go słoneczko Złapało za siwa brodę. Przygrzało na niebie lekko I wysłało go gdzieś w drogę. Poszedł sobie leśną dróżką, Mija jesień kolorową, Lecz powróci pewnie jutro I oszroni świat na nowo. - a ten stąd. |
Pozdrawiam wszystkich drogowców, których tradycyjnie zaskoczyła zaskoczyła w tym roku zima i wobec wszystkich jakże 'ciepłych' słów, które dane mi było usłyszeć na drodze dedykuję cukieras:
wtorek, 20 grudnia 2011
Mamusiowy Luźny Skład
Dziś już na spokojnie, dzięki choć trochę odespanym godzinom udało mi się umówić z niecałym niestety Luźnym Składem znajomych mam znajomych z przedszkola dzieci. Zawiązałyśmy nieformalną grupę, żeby nie zwariować i mieć się do kogo odpowietrzać z problemów matczyno-przedszkolnych i nie tylko.
Świecką tradycją stało sie już śniadanie w ikei z kartą ikea oczywiście :) i długie Polek rozmowy przy ulubionym stoliku z pomarańczową kanapą w restauracji.
Na prośbę zamieszczam zdjęcie pełnego Luźnego Składu:
Nazwę wymyślił Jasiek, bo to jego ostatnio ulubiona bajka ( Rasta Mysz - mówiąca głosem Borysa Szyca:) )
Grupa wsparcia, to jednak genialna sprawa. Polecam wszystkim i najcieplej pozdrawiam Kingę, której dziś zabrakło, bo musiała biedaczka iść na długie godziny do roboty.
Dla niej cukieras:
Świecką tradycją stało sie już śniadanie w ikei z kartą ikea oczywiście :) i długie Polek rozmowy przy ulubionym stoliku z pomarańczową kanapą w restauracji.
Na prośbę zamieszczam zdjęcie pełnego Luźnego Składu:
Nazwę wymyślił Jasiek, bo to jego ostatnio ulubiona bajka ( Rasta Mysz - mówiąca głosem Borysa Szyca:) )
Grupa wsparcia, to jednak genialna sprawa. Polecam wszystkim i najcieplej pozdrawiam Kingę, której dziś zabrakło, bo musiała biedaczka iść na długie godziny do roboty.
Dla niej cukieras:
Ciężki dzień
To był naprawdę bardzo ciężki dzień.
Spałam 2 godziny, zdałam bardzo ważny egzamin, byłam na pogrzebie osoby z najbliższej rodziny a po południu z Jaśkiem na kroplówce w szpitalu. Przeżyłam cudem i tylko to się liczy.
Będzie o egzaminie, bo radość i duma mnie rozpierają z perspektywy.
Oczywiście - prawo jazdy.
3 instruktorów, wiele godzin nadliczbowych za kółkiem, kradziony czas.
Na teoretyczny poszłam spokojnie, bo co mi może zrobić komputer, a 22 zł nie pieniądze.
Już na wstępie spotkała mnie przesympatyczna niespodzianka - w poczekalni przed wejściem do sali komputerowej spokojnie spał kot. Kocur. I to chyba od dawna, bo coś mu się śniło. W poczekalni cisza i spokój, żadnych dzieci, cieplutko, wygodnie. Wszyscy się uśmiechali jak go widzieli:) Zapytałam panią, która wpuszczała na salę i przydzielała stanowiska co to za klient, a ona na to:
'- notoryczny, proszę pani...' i już wiedziałam,że będzie dobrze. Kot to jednak doskonała wróżba.
I oczywiście zdałam. Z dozwolonymi błędami, które wiem, gdzie popełniłam. Za chiny nie mogłam zapamiętać, ile dni trzeba przebywac na terenie RP, żeby dostać międzynarodowe prawo jazdy.
Zmotywowały mnie również pozytywnie życzenia Hołowczyca ze ściany - zwłaszcza gumowe drzewa :))))
Kota spotkałam po teoretycznym przy wyjściu, jak grzał się w drzwiach przy kurtynie cieplnej niepotrącany przez nikogo.
Było całkiem inaczej.
Najpierw mordercza atmosfera poczekalni, gdzie wszyscy gryzą paluchy, albo puszczają nerwowe komentarze, powtarzają na głos manewry. Koszmar. Poszło 10 osób z instruktorami, dwie zdały. I wtedy znów zobaczyłąm za szybą tego samego Mruczka. Wiedział kiedy się pojawić na scenie!
Zostałam wywołana i poszłam na placyk z panią egzaminator. Taksówkarz mnie straszył, że baby najgorsze, że taka będzie jeździć, póki nie uleje itd. A ja po prostu mam w życiu szczęście do ludzi. Pani egzaminator Dorota G. Okazała się jedną z najbardziej spokojnych i cierpliwych osób, jakie poznałam. Mnie nerwy zżarły w sposób straszny. Bardziej denerwowałam się tylko na obronie magisterki, która pozostanie mam nadzieję niepobitym hitem na lata, bo drugi raz bym nie przeżyła. Dwa długie, trudne i bolesne porody moich dzieci nie zestresowały mnie tak, jak wczorajszy egzamin praktyczny.
Dzięki cierpliwości, opanowaniu i poczuciu humoru egzaminatorki zdałam i trafiło mi się jak ślepej kurze ziarno. Egzamin trwał ponad godzinę, bo trafiłam na porę najgorszych korków, pojechałyśmy tam gdzie nie chciałam, czyli pod galerię kazimierz, a mimo to mam wynik pozytywny!
Jeszcze sama nie mogę uwierzyć.
Tu bardzo bardzo dziękuję wszystkim tym, którzy się za mnie modlili i leżeli twardo krzyżem, za wszystkich, którzy we mnie wierzyli od początku i wszystkich , którzy mi dobrze życzyli - dzięki takiej grupie wsparcia - zdałam za pierwszym razem.
Potwierdziły się słowa,że u Boga nie ma nic niemożliwego:)
Cukieras dedykuję z podziękowaniami Pani egzaminator:
Spałam 2 godziny, zdałam bardzo ważny egzamin, byłam na pogrzebie osoby z najbliższej rodziny a po południu z Jaśkiem na kroplówce w szpitalu. Przeżyłam cudem i tylko to się liczy.
Będzie o egzaminie, bo radość i duma mnie rozpierają z perspektywy.
Oczywiście - prawo jazdy.
3 instruktorów, wiele godzin nadliczbowych za kółkiem, kradziony czas.
Na teoretyczny poszłam spokojnie, bo co mi może zrobić komputer, a 22 zł nie pieniądze.
Już na wstępie spotkała mnie przesympatyczna niespodzianka - w poczekalni przed wejściem do sali komputerowej spokojnie spał kot. Kocur. I to chyba od dawna, bo coś mu się śniło. W poczekalni cisza i spokój, żadnych dzieci, cieplutko, wygodnie. Wszyscy się uśmiechali jak go widzieli:) Zapytałam panią, która wpuszczała na salę i przydzielała stanowiska co to za klient, a ona na to:
'- notoryczny, proszę pani...' i już wiedziałam,że będzie dobrze. Kot to jednak doskonała wróżba.
I oczywiście zdałam. Z dozwolonymi błędami, które wiem, gdzie popełniłam. Za chiny nie mogłam zapamiętać, ile dni trzeba przebywac na terenie RP, żeby dostać międzynarodowe prawo jazdy.
Zmotywowały mnie również pozytywnie życzenia Hołowczyca ze ściany - zwłaszcza gumowe drzewa :))))
Kota spotkałam po teoretycznym przy wyjściu, jak grzał się w drzwiach przy kurtynie cieplnej niepotrącany przez nikogo.
Szybciutko umówiłam się na praktyczny właśnie na 19 grudnia. Godzina 6:15. Wymyśliłam ( za dobrą radą tych, co zdali) , że cisza spokój, żadnych aut i pieszych.Było całkiem inaczej.
Najpierw mordercza atmosfera poczekalni, gdzie wszyscy gryzą paluchy, albo puszczają nerwowe komentarze, powtarzają na głos manewry. Koszmar. Poszło 10 osób z instruktorami, dwie zdały. I wtedy znów zobaczyłąm za szybą tego samego Mruczka. Wiedział kiedy się pojawić na scenie!
Zostałam wywołana i poszłam na placyk z panią egzaminator. Taksówkarz mnie straszył, że baby najgorsze, że taka będzie jeździć, póki nie uleje itd. A ja po prostu mam w życiu szczęście do ludzi. Pani egzaminator Dorota G. Okazała się jedną z najbardziej spokojnych i cierpliwych osób, jakie poznałam. Mnie nerwy zżarły w sposób straszny. Bardziej denerwowałam się tylko na obronie magisterki, która pozostanie mam nadzieję niepobitym hitem na lata, bo drugi raz bym nie przeżyła. Dwa długie, trudne i bolesne porody moich dzieci nie zestresowały mnie tak, jak wczorajszy egzamin praktyczny.
Dzięki cierpliwości, opanowaniu i poczuciu humoru egzaminatorki zdałam i trafiło mi się jak ślepej kurze ziarno. Egzamin trwał ponad godzinę, bo trafiłam na porę najgorszych korków, pojechałyśmy tam gdzie nie chciałam, czyli pod galerię kazimierz, a mimo to mam wynik pozytywny!
Jeszcze sama nie mogę uwierzyć.
Tu bardzo bardzo dziękuję wszystkim tym, którzy się za mnie modlili i leżeli twardo krzyżem, za wszystkich, którzy we mnie wierzyli od początku i wszystkich , którzy mi dobrze życzyli - dzięki takiej grupie wsparcia - zdałam za pierwszym razem.
Potwierdziły się słowa,że u Boga nie ma nic niemożliwego:)
Cukieras dedykuję z podziękowaniami Pani egzaminator:
zabiegana niedziela
Nawet bardzo zabiegana.
Dlatego z perspektywy dwóch dni ( wielkie zaniedbanie, za które przepraszam, ale w perspektywie następnych faktów mam nadzieję wybaczone) tylko
historyjka z fioletowej- naprawdę ciekawa opowieść o popularnej roślince- poinsentii - gwieździe betlejemskiej.
Ale dziś tłumaczycie sami! Trochę wysiłku nie zaszkodzi :)))))
i cukieras:
Dlatego z perspektywy dwóch dni ( wielkie zaniedbanie, za które przepraszam, ale w perspektywie następnych faktów mam nadzieję wybaczone) tylko
historyjka z fioletowej- naprawdę ciekawa opowieść o popularnej roślince- poinsentii - gwieździe betlejemskiej.
Ale dziś tłumaczycie sami! Trochę wysiłku nie zaszkodzi :)))))
i cukieras:
sobota, 17 grudnia 2011
Teraz czytam... Bóg, kasa i rock'n'roll
Spełnione marzenie otrzymane od Mikołaja. Mam jeszcze jedno ( bo były dwie książki), ale zostawiam sobie na deserek:)
Dziś kończę powolutku książkę wyjątkową. Dla mnie to już pozycja kultowa, choć dopiero co debiutowała na rynku. Autorzy Marcin Prokop i Szymon Hołownia rozmawiają na bardzo ważne tematy. Osiami przewodnimi są te z tytułu, ale nie tylko.
Książka ważna przede wszystkim dlatego, że pokazuje w genialny sposób istotę rozmowy, prowadzenia konwersacji. Obaj panowie znają się od dość dawna, współpracują ze sobą, łączy ich głęboka przyjaźń. Mają bardzo różne poglądy na te same sprawy, zupełnie inne style wypowiadania się, co innego im się estetycznie podoba, mają różne imidże (chyba tak się to pisze?), a mimo to nie skaczą sobie do gardeł, nie wywlekają jeden drugiemu nie wiadomo czego, nie obsmarowują swoich bliskich itp. Po prostu lubią, umieją i pokazują, jak powinno się poruszać najtrudniejsze dla niektórych kwestie w życiu.
Rewelacja! Język bardzo współczesny, ogromne poczucie humoru, dystans do świata i do siebie nie zwalnia obu panów od lekkiej ironii, małych 'przytyczków', dowcipów na swój temat.
Sama przyjemność smakowania takiej konwersacji:) Czyta się lekko i szybko, choć kwestie wcale nie ważkie.
Poznajemy Prokopa i Hołownię choć trochę od prywatnej strony - ich historii, życiowych wyborów, przekonań, różnych faktów, w których sami brali udział, oczywiście wpisanych w temat rozmowy.
Zaiponował mi Hołownia, który bardzo szczerze i bez patosu mówi o swojej wierze, modlitwie, drodze do Pana Boga, codziennym życiu nim, jakby to było ( bo jest faktycznie i powinno być moim zdaniem) coś tak oczywistego, jak mycie zębów co najmniej. Zwykłe myśli, które powinien mieć zwykły katolik, człowiek i normalny stosunek do innych.
Zaimponował mi Prokop, który mówi o pieniądzach, swoim do nich podejściu, co one dla niego znaczą. Próbuje 'wypuszczać' przeciwnika na różne sposoby mówiąc o popkulturze, podkreślając jak ważna jest jej rola dzisiaj.A wychodzi na nielichego znawcę.
Obaj są ciekawi siebie, ciekawi innych, otwarci. Do bólu normalni.Nikogo nie udają, nie starają się nikomu przypodobać.
Pozwalają miec nadzieję,że w dzisiejszym świecie można rozmawiać o Panu Bogu bez kościółkowych metafor i pozłotki, że przeciwne stanowiska nie znaczają morderstwa i przekleństwa przeciwnika, ale wysłuchanie jego racji.
Dają konkretny przykład,że ważne sprawy w naszym życiu to nie byle co ani temat tabu, ale coś, co trzeba właśnie przemyśleć, przetrawić, przedyskutować z wieloma osobami,żeby w końcu dowiedzieć się czegoś o sobie.
Jak nie przeczytacie - wasza ogromna strata.
Książka jedyna w swoim rodzaju, prosta jak konstrukcja cepa, ciepła, ważna, genialna.
Wydana przez Znak. Tutaj znajdziecie opisy, recenzje, filmiki z miniwywiadami z autorami i zdjęcie, które zamieszczam powyżej. Zanim przeczytacie książkę - poczytajcie i obejrzyjcie! Bardzo polecam!
I oczywiście cukieras na dziś:
Dziś kończę powolutku książkę wyjątkową. Dla mnie to już pozycja kultowa, choć dopiero co debiutowała na rynku. Autorzy Marcin Prokop i Szymon Hołownia rozmawiają na bardzo ważne tematy. Osiami przewodnimi są te z tytułu, ale nie tylko.
Książka ważna przede wszystkim dlatego, że pokazuje w genialny sposób istotę rozmowy, prowadzenia konwersacji. Obaj panowie znają się od dość dawna, współpracują ze sobą, łączy ich głęboka przyjaźń. Mają bardzo różne poglądy na te same sprawy, zupełnie inne style wypowiadania się, co innego im się estetycznie podoba, mają różne imidże (chyba tak się to pisze?), a mimo to nie skaczą sobie do gardeł, nie wywlekają jeden drugiemu nie wiadomo czego, nie obsmarowują swoich bliskich itp. Po prostu lubią, umieją i pokazują, jak powinno się poruszać najtrudniejsze dla niektórych kwestie w życiu.
Rewelacja! Język bardzo współczesny, ogromne poczucie humoru, dystans do świata i do siebie nie zwalnia obu panów od lekkiej ironii, małych 'przytyczków', dowcipów na swój temat.
Sama przyjemność smakowania takiej konwersacji:) Czyta się lekko i szybko, choć kwestie wcale nie ważkie.
Poznajemy Prokopa i Hołownię choć trochę od prywatnej strony - ich historii, życiowych wyborów, przekonań, różnych faktów, w których sami brali udział, oczywiście wpisanych w temat rozmowy.
Zaiponował mi Hołownia, który bardzo szczerze i bez patosu mówi o swojej wierze, modlitwie, drodze do Pana Boga, codziennym życiu nim, jakby to było ( bo jest faktycznie i powinno być moim zdaniem) coś tak oczywistego, jak mycie zębów co najmniej. Zwykłe myśli, które powinien mieć zwykły katolik, człowiek i normalny stosunek do innych.
Zaimponował mi Prokop, który mówi o pieniądzach, swoim do nich podejściu, co one dla niego znaczą. Próbuje 'wypuszczać' przeciwnika na różne sposoby mówiąc o popkulturze, podkreślając jak ważna jest jej rola dzisiaj.A wychodzi na nielichego znawcę.
Obaj są ciekawi siebie, ciekawi innych, otwarci. Do bólu normalni.Nikogo nie udają, nie starają się nikomu przypodobać.
Pozwalają miec nadzieję,że w dzisiejszym świecie można rozmawiać o Panu Bogu bez kościółkowych metafor i pozłotki, że przeciwne stanowiska nie znaczają morderstwa i przekleństwa przeciwnika, ale wysłuchanie jego racji.
Dają konkretny przykład,że ważne sprawy w naszym życiu to nie byle co ani temat tabu, ale coś, co trzeba właśnie przemyśleć, przetrawić, przedyskutować z wieloma osobami,żeby w końcu dowiedzieć się czegoś o sobie.
Jak nie przeczytacie - wasza ogromna strata.
Książka jedyna w swoim rodzaju, prosta jak konstrukcja cepa, ciepła, ważna, genialna.
Wydana przez Znak. Tutaj znajdziecie opisy, recenzje, filmiki z miniwywiadami z autorami i zdjęcie, które zamieszczam powyżej. Zanim przeczytacie książkę - poczytajcie i obejrzyjcie! Bardzo polecam!
I oczywiście cukieras na dziś:
piątek, 16 grudnia 2011
Jaśkowa galeria
Dla fanów twórczości Jan Wąsika najnowsze dzieła sztuki.
Jesienne:
zimowe:
Dla tychże fanów oraz wszystkich innych dzisiejszy cukieras jakże uniwersalny w wymowie:)
Jesienne:
czwartek, 15 grudnia 2011
Padam
Jak w tytule posta padam w ostatnich dniach na ryjek.
Pogoda, chorujące dzieci i stres wykańczają mnie powoli, acz skutecznie.
Dedykacja dla wszystkich padających - posłuchajcie! Jedna z piosenek, przy których ładuję akumulatory:)
POSŁUCHAJ!
A potem zapraszam na słodkiego cukierasa:
Pogoda, chorujące dzieci i stres wykańczają mnie powoli, acz skutecznie.
Dedykacja dla wszystkich padających - posłuchajcie! Jedna z piosenek, przy których ładuję akumulatory:)
POSŁUCHAJ!
A potem zapraszam na słodkiego cukierasa:
środa, 14 grudnia 2011
O braciach mniejszych
Miałam pisać już wcześniej, ale nawał nawału i nne sprawy mnie zaćmiły.
Chodzi o pomoc zwierzętom w ogóle i w szczególe.
Najpierw ogół:
Gorący apel do wszystkich we wszystkich zakątkach o organizację zbiórki lub dołączenie się do takowej na rzecz lokalnych schronisk bezdomnych zwierząt.
W związku z zimą po prostu pomóżmy. Na pewno w chroniskach poajwi się wiele niechcianych zwierzęcych'gwiazdkowych prezentów' albo ich domowych konkurentów, nie mówiąc o chorobach , braku lekarstw i głodzie. Wiem, że okres przedświąteczny jest trudny ze względu na liczne wydatki, ale stary koc, ręcznik czy inna rzecz z szafy nie kosztuje, a może się przydać. Liczy się też każda, nawet mała paczka karmy.
Nie mogę zrozumieć, jak ludzie świadomie mogą pozbywać się tak wdzięcznych przyjaciół jak zwierzęta, i choć problemy ludzi są o wiele poważniejsze , pamiętajmy również o naszych braciach mniejszych!
U mnie w pobliżu akcję dla Krakowskiego Schroniska przy Rybnej 3 zorganizowała moja sąsiadka ( już któryś raz zrzędu) - udało się zebrać sporo materiałów na posłania do klatek oraz kupić karmy suchej i mokrej za ponad 800 zł. Dalej trwa akcja w przedszkolu Jaśka ( również coroczna i długotrwała) - zbiórka karmy na w/w cel. Schronisko przy Rybnej jest miejscem tzw. stałego zapotrzebowania. Kto raz tam był, zrozumie dlaczego. Ja zwięłam naszego Rufusa stamtąd i mam nadzieję,że szybko tam nie wrócę, bo mi chyba serce pęknie...
Teraz trochę o krakowskiej fundacji AFN- ich strona tutaj - poczytajcie!. Fundacja robi kupę dobrej roboty, bo nie tylko ratuje bezdomne zwierzaki, ale też te tzw. "domne", które znudziły się właścicielom, i przynoszą je do weterynarza celem uśpienia (powód: bo za długo żyje, bo nie stać ich na leczenie), albo oddają (bo kot zsikał sie na dywan), no głupota, bezmyślność, okrucieństwo ludzkie nie zna granic. Na szczęście, są też Ci dobrzy, empatyczni, którzy na kocich sprawkach maja zwyczajnie bzika.
Fundacja potrzebuje permanentnego wsparcia. O swojej obecnej bardzo niedobrej sytuacji finansowej piszą na swoim fanpagu oraz możliwości pomocy.Przeklejam bezpośrednio:
Tonący brzytwy się chwyta, a nasze koty już nawet tej nie mają pod łapą. Jeszcze w listopadzie mieliśmy wrażenie, że finansowe dno zostało osiągnięte a tu spotkała nas niemiła niespodzianka, bo pod nami pojawiła się jeszcze dwumetrowa warstwa mułu, która nas wciąga. Mamy... zaplanowanych kilka akcji i eventów ale to sprawa przyszłościowa.
Teraźniejszość jest więcej niż brutalna czyli co mamy:
- blisko 70 kotów bezpośrednio pod opieką fundacji i "w kieszeni" naszych wolontariuszy, w tym 1/5 w ciągłym leczeniu a 1/10 na specjalistycznych karmach,
- ok 20 kotów dokarmianych na działkach
- kotkę Ginę pilnie wymagającą kolejnej operacji ortopedycznej zanim nie będzie za późno i nie przestanie chodzić zupełnie
- kilka garści suchej karmy
- kilka puszek mokrej karmy,
- kilka worków żwirku
a co najważniejsze to mamy:
- 12 244 zł bieżącego zadłużenia, głównie u weterynarzy,
- 7 985 zł, które musimy uregulować do końca roku
- 0 możliwości leczenia na kredyt, a przypominam o kilkunastu przewlekle chorych kotach i koniecznej operacji u Giny,
- 0 możliwości zakupu czegokolwiek na kredyt
Więc albo nam pomrą wszystkie koty z głodu albo przynajmniej wymrą te chore z braku możliwości leczenia. W świetle nadchodzących radosnych Świąt ta perspektywa jest wyjątkowo mroczna i przerażająca ...
Co mamy w planie aby temu zaradzić doraźnie, w jakimkolwiek stopniu:
- kwesta i kiermasz gadżetów fundacyjnych w sklepie Zoo Afryka w Galerii Krakowskiej 4.12.(niedziela) w godz. 11:30 - 18:30
- Św. Mikołaj u naszych kotów (zbiórka karmy w Zoo Afryka w Galerii Krakowskiej, na Al. Słowackiego 17a/9, spotkania na kociarni 6.12 i 10.12)
- stoisko na Pokazie Kotów Rasowych w Centrum Sztuki Solvay 11.12 (niedziela) w godz. 10 - 17
- Kocivent czyli kiermasz na rzecz krakowskich kotów w Cabinet Secret na Berka Joselewicza 2 w dn. 18.12, w godz 12 - 18
i ... to wydarzenie, bo bardzo liczymy na to, że nie zostawicie naszych kotów w potrzebie i pojawicie się w którymkolwiek z tych miejsc.
Jeżeli czas lub odległość Wam nie pozwoli przybyć a dostrzegacie beznadzieję sytuacji w jakiej znalazły się nasze koty to możecie:
- wpłacić pieniądze bezpośrednio na konto fundacji VWBank 78 2130 0004 2001 0388 0143 0001 z dopiskiem "koty Kraków - dług"
- wybrać koszyk za określoną kwotę w tym sklepie http://www.zoo-dragon.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=59&Itemid=54 , który to zajmie się resztą formalności
To już nie jest klasyczna prośba o pomoc, to już jest błagalny miaukot tonącego ....
Jeśli możecie pomóc materialnie - pomóżcie. Jeśli nie możecie, zawsze pomoc duchowa wskazana bardzo!
I cukieras na dziś:
Chodzi o pomoc zwierzętom w ogóle i w szczególe.
Najpierw ogół:
Gorący apel do wszystkich we wszystkich zakątkach o organizację zbiórki lub dołączenie się do takowej na rzecz lokalnych schronisk bezdomnych zwierząt.
W związku z zimą po prostu pomóżmy. Na pewno w chroniskach poajwi się wiele niechcianych zwierzęcych'gwiazdkowych prezentów' albo ich domowych konkurentów, nie mówiąc o chorobach , braku lekarstw i głodzie. Wiem, że okres przedświąteczny jest trudny ze względu na liczne wydatki, ale stary koc, ręcznik czy inna rzecz z szafy nie kosztuje, a może się przydać. Liczy się też każda, nawet mała paczka karmy.
Nie mogę zrozumieć, jak ludzie świadomie mogą pozbywać się tak wdzięcznych przyjaciół jak zwierzęta, i choć problemy ludzi są o wiele poważniejsze , pamiętajmy również o naszych braciach mniejszych!
U mnie w pobliżu akcję dla Krakowskiego Schroniska przy Rybnej 3 zorganizowała moja sąsiadka ( już któryś raz zrzędu) - udało się zebrać sporo materiałów na posłania do klatek oraz kupić karmy suchej i mokrej za ponad 800 zł. Dalej trwa akcja w przedszkolu Jaśka ( również coroczna i długotrwała) - zbiórka karmy na w/w cel. Schronisko przy Rybnej jest miejscem tzw. stałego zapotrzebowania. Kto raz tam był, zrozumie dlaczego. Ja zwięłam naszego Rufusa stamtąd i mam nadzieję,że szybko tam nie wrócę, bo mi chyba serce pęknie...
Teraz trochę o krakowskiej fundacji AFN- ich strona tutaj - poczytajcie!. Fundacja robi kupę dobrej roboty, bo nie tylko ratuje bezdomne zwierzaki, ale też te tzw. "domne", które znudziły się właścicielom, i przynoszą je do weterynarza celem uśpienia (powód: bo za długo żyje, bo nie stać ich na leczenie), albo oddają (bo kot zsikał sie na dywan), no głupota, bezmyślność, okrucieństwo ludzkie nie zna granic. Na szczęście, są też Ci dobrzy, empatyczni, którzy na kocich sprawkach maja zwyczajnie bzika.
Fundacja potrzebuje permanentnego wsparcia. O swojej obecnej bardzo niedobrej sytuacji finansowej piszą na swoim fanpagu oraz możliwości pomocy.Przeklejam bezpośrednio:
Tonący brzytwy się chwyta, a nasze koty już nawet tej nie mają pod łapą. Jeszcze w listopadzie mieliśmy wrażenie, że finansowe dno zostało osiągnięte a tu spotkała nas niemiła niespodzianka, bo pod nami pojawiła się jeszcze dwumetrowa warstwa mułu, która nas wciąga. Mamy... zaplanowanych kilka akcji i eventów ale to sprawa przyszłościowa.
Teraźniejszość jest więcej niż brutalna czyli co mamy:
- blisko 70 kotów bezpośrednio pod opieką fundacji i "w kieszeni" naszych wolontariuszy, w tym 1/5 w ciągłym leczeniu a 1/10 na specjalistycznych karmach,
- ok 20 kotów dokarmianych na działkach
- kotkę Ginę pilnie wymagającą kolejnej operacji ortopedycznej zanim nie będzie za późno i nie przestanie chodzić zupełnie
- kilka garści suchej karmy
- kilka puszek mokrej karmy,
- kilka worków żwirku
a co najważniejsze to mamy:
- 12 244 zł bieżącego zadłużenia, głównie u weterynarzy,
- 7 985 zł, które musimy uregulować do końca roku
- 0 możliwości leczenia na kredyt, a przypominam o kilkunastu przewlekle chorych kotach i koniecznej operacji u Giny,
- 0 możliwości zakupu czegokolwiek na kredyt
Więc albo nam pomrą wszystkie koty z głodu albo przynajmniej wymrą te chore z braku możliwości leczenia. W świetle nadchodzących radosnych Świąt ta perspektywa jest wyjątkowo mroczna i przerażająca ...
Co mamy w planie aby temu zaradzić doraźnie, w jakimkolwiek stopniu:
- kwesta i kiermasz gadżetów fundacyjnych w sklepie Zoo Afryka w Galerii Krakowskiej 4.12.(niedziela) w godz. 11:30 - 18:30
- Św. Mikołaj u naszych kotów (zbiórka karmy w Zoo Afryka w Galerii Krakowskiej, na Al. Słowackiego 17a/9, spotkania na kociarni 6.12 i 10.12)
- stoisko na Pokazie Kotów Rasowych w Centrum Sztuki Solvay 11.12 (niedziela) w godz. 10 - 17
- Kocivent czyli kiermasz na rzecz krakowskich kotów w Cabinet Secret na Berka Joselewicza 2 w dn. 18.12, w godz 12 - 18
i ... to wydarzenie, bo bardzo liczymy na to, że nie zostawicie naszych kotów w potrzebie i pojawicie się w którymkolwiek z tych miejsc.
Jeżeli czas lub odległość Wam nie pozwoli przybyć a dostrzegacie beznadzieję sytuacji w jakiej znalazły się nasze koty to możecie:
- wpłacić pieniądze bezpośrednio na konto fundacji VWBank 78 2130 0004 2001 0388 0143 0001 z dopiskiem "koty Kraków - dług"
- wybrać koszyk za określoną kwotę w tym sklepie http://www.zoo-dragon.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=59&Itemid=54 , który to zajmie się resztą formalności
To już nie jest klasyczna prośba o pomoc, to już jest błagalny miaukot tonącego ....
Jeśli możecie pomóc materialnie - pomóżcie. Jeśli nie możecie, zawsze pomoc duchowa wskazana bardzo!
I cukieras na dziś:
wtorek, 13 grudnia 2011
Z fioletowej - przedświątecznie
Dawno nie zamieszczałam niczego z mojej fioletowej magicznej książeczki. O niej samej pisałam wcześniej tutaj .
Historia na 13 grudnia brzmi:
Dla tych , co znają angielski - wiadomo.
Dla tych, co trochę tak, ale nie do końca - piękny austriacki zwyczaj: w okresie przedświątecznym odwiedziny u kogoś wiążą się z prezentem - własnoręcznie wykonaną domowym sposobem ozdobą choinkową, która zawieszona potem na drzewku pozwala pamiętać o bliskich i dalszych ofiarodawcach.
Sama bym tego nie wymyśliła, dlatego mi się tak spodobało:)
Polecam wprowadzenie w czyn!
I cukieras na dziś:
Historia na 13 grudnia brzmi:
Dla tych , co znają angielski - wiadomo.
Dla tych, co trochę tak, ale nie do końca - piękny austriacki zwyczaj: w okresie przedświątecznym odwiedziny u kogoś wiążą się z prezentem - własnoręcznie wykonaną domowym sposobem ozdobą choinkową, która zawieszona potem na drzewku pozwala pamiętać o bliskich i dalszych ofiarodawcach.
Sama bym tego nie wymyśliła, dlatego mi się tak spodobało:)
Polecam wprowadzenie w czyn!
I cukieras na dziś:
poniedziałek, 12 grudnia 2011
Pełnoprawny, czyli wieści z przedszkola
Jeszcze zaległa historia z 30.11 - czyli wielka uroczystość pasowania na przedszkolaka mojego Jaśka i wszystkich dzieci z jego grupy, oprócz Izy - dziewczyny Jaśka, która akurat zachorzała i nie przyszła.
Impreza suto zakrapiana sokiem odbyła się w przedszkolu w sali, gdzie codziennie ma zajęcia. Wszyscy rodzice otrzymali piękne jesienne zaproszenia:
Po wstępie Pani Dyrektor obie ciocie Marysia i Asia pomogły dzieciom w wykonaniu skomplikowanego programu artystycznego.Podziwiam szczerze obie strony. Ciocie, bo nie umarły z nerwów, dzieci, bo wytrzymały na scenie ok 40 minut (!) deklamując i śpiewając piosenki w odświętnych ( czytaj: nie tak wygodnych jednak...) ubrankach i tylko Mikołaj bidulek buczał, ale nie poddał się i dziarsko stał z innymi. Trudno nie buczeć, jak tłum rozwydrzonych rodziców z rozanielonymi minami cały czas błyska fleszami i kamerami do małych oczek i próbuje zwrócić uwagę konkretnej osoby na siebie. Wiem coś o tym, bo ja tam również stałam z aparatem:)
Po deklamacjach nastąpiło uroczyste pasowanie przez Panią Dyrektor wielkim piórem. Wszystkie dzieci otrzymały pamiątkowe dyplomy:
i po tańcu integracyjnym dzieci i rodziców z ciociami w końcu można było zjeść pyszny podwieczorek.
Jasiek przeżył występ bardzo. Choć przyszedł po chorobie w dniu pasowania, świetnie sobie poradził. Ma chłopak parcie na szkło! Po powrocie do domu pasował wszystkich na przedszkolaków i co chwilę powtarzał słowa uroczystej przysięgi. Cały czas nudzi,że ' on chce występować, a tu nie ma już przedstawienia'. Do tej pory musimy trzymać koronę z liści, którą miał na głowie, jako cenną relikwię.
Popołudnie udało się cudnie. Dziad usnął i spał do rana jak rzadko. Ja też chcę następne przedstawienie!
A cukieras na dziś brzmi:
Impreza suto zakrapiana sokiem odbyła się w przedszkolu w sali, gdzie codziennie ma zajęcia. Wszyscy rodzice otrzymali piękne jesienne zaproszenia:
Po wstępie Pani Dyrektor obie ciocie Marysia i Asia pomogły dzieciom w wykonaniu skomplikowanego programu artystycznego.Podziwiam szczerze obie strony. Ciocie, bo nie umarły z nerwów, dzieci, bo wytrzymały na scenie ok 40 minut (!) deklamując i śpiewając piosenki w odświętnych ( czytaj: nie tak wygodnych jednak...) ubrankach i tylko Mikołaj bidulek buczał, ale nie poddał się i dziarsko stał z innymi. Trudno nie buczeć, jak tłum rozwydrzonych rodziców z rozanielonymi minami cały czas błyska fleszami i kamerami do małych oczek i próbuje zwrócić uwagę konkretnej osoby na siebie. Wiem coś o tym, bo ja tam również stałam z aparatem:)
Po deklamacjach nastąpiło uroczyste pasowanie przez Panią Dyrektor wielkim piórem. Wszystkie dzieci otrzymały pamiątkowe dyplomy:
i po tańcu integracyjnym dzieci i rodziców z ciociami w końcu można było zjeść pyszny podwieczorek.
Popołudnie udało się cudnie. Dziad usnął i spał do rana jak rzadko. Ja też chcę następne przedstawienie!
A cukieras na dziś brzmi:
niedziela, 11 grudnia 2011
W poszukiwaniu atmosfery Świąt...
Wywiało mnie na popołudniowe spotkanie okręgu avonowego. Namówiłam na nie też swieżą matkę Polkę malutkiej Gabi, bo nieprędko się z nią zobaczę.
Przy wejściu zapachniało pierniczkami rozdawanymi przez pomocnice Mikołaja. Był zapachowy konkurs ze słodkimi nagrodami, zapachowa psychozabawa i to co najlepsze - prezenty i świąteczne życzenia wymieniane z uśmiechem.
Otrzymane drobiazgi dołożyłam do candy podnosząc jego atrakcyjność:)))) Ciągle zapraszam na nie niezdecydowanych o tutaj - dopisujcie się chłopaki i dziewczyny, bo nie znacie dnia ani godziny! - parafrazując klasyka:)
W czasie szybkiej kawy z Magdą omówiłyśmy problemy polityki zagranicznej naszego kraju, kwestię terroryzmu na świecie oraz temat 'media a sprawa Polska'- czyli zwyczajne problemy młodych matek i oglądnęłyśmy zdjęcia malutkiej córeczki Magdy - małego aniołka :)
Nie mam niestety czasu jak kiedyś,żeby pochodzić po Starym Mieście i pochłonąć trochę świątecznej atmosfery,pooglądac cudeńka na świątecznym kiermaszu na Rynku, posłuchać muzyki, więc spotkania ze znajomymi i nie tylko to jedyna forma pozytywnej terapii adwentowej, co i wam polecam ukłon przesyłając dworski;))))
A cukieras na dziś to:
Przy wejściu zapachniało pierniczkami rozdawanymi przez pomocnice Mikołaja. Był zapachowy konkurs ze słodkimi nagrodami, zapachowa psychozabawa i to co najlepsze - prezenty i świąteczne życzenia wymieniane z uśmiechem.
Otrzymane drobiazgi dołożyłam do candy podnosząc jego atrakcyjność:)))) Ciągle zapraszam na nie niezdecydowanych o tutaj - dopisujcie się chłopaki i dziewczyny, bo nie znacie dnia ani godziny! - parafrazując klasyka:)
W czasie szybkiej kawy z Magdą omówiłyśmy problemy polityki zagranicznej naszego kraju, kwestię terroryzmu na świecie oraz temat 'media a sprawa Polska'- czyli zwyczajne problemy młodych matek i oglądnęłyśmy zdjęcia malutkiej córeczki Magdy - małego aniołka :)
Nie mam niestety czasu jak kiedyś,żeby pochodzić po Starym Mieście i pochłonąć trochę świątecznej atmosfery,pooglądac cudeńka na świątecznym kiermaszu na Rynku, posłuchać muzyki, więc spotkania ze znajomymi i nie tylko to jedyna forma pozytywnej terapii adwentowej, co i wam polecam ukłon przesyłając dworski;))))
A cukieras na dziś to:
Subskrybuj:
Posty (Atom)