motor

motor
Walentynki są codziennie, tylko my obchodzimy je raz do roku...

wtorek, 31 stycznia 2012

Podwójne urodziny

W tempie ekspresowym, żeby wyrobić sie przed feriami i nastepnym niedomaganiem Jaśka tudzież innymi niespodziankami gruchnęło hasło urodzin Doroty i Kamili w niedzielę.

I tak nie obyło się bez niespodzianki - podejrzenia Kamili o wirus kolegi Rota, który chodzi ostatnio po szkołach. Ale po kolei.

Przygotowania trwały trzy dni - tyle zajęło mi upieczenie i udekorowanie dwóch zamówionych wcześniej tortów.

Kamilka zażyczyłą sobie High School Musical. 'Ale pewnie nie będziesz umiała ciociu...'- to zdanie podziałało na mnie jak płachta na byka, czyli mój znak zodiaku i zareagowałam jak mama świnka w wesołym miasteczku czyli: 'Daj...mi..ten..młot...!!!!'( zainteresowanych odsyłam do książeczki o śwince Peppie"W Wesołym miasteczku' i odcinka na mini mini:)))) JA nie potrafię? O, kochana!

Dorota tradycyjnie poprosiła mnie otort czekoladowy, bo takież uwielbia. Coś tam było o książce, ale stwierdziłam,że to nie komunia ani jubileusz i poszłam na całość.
W pieczeniu miałam wielu pomocników, a najbardziej pomogli oni zmywarce, bo wylizane garnki jednak łatwiej myć...


I po długich a ciężkich nocnych godzinach efekty.
Dla Kamilki- aleja gwiazd z nią w roli głównej ( największy napis) oraz spotkani tam znajomi z filmu.
Biszkopt jasny z tego przepisu, masa ( ulubiona) z kilogramem truskawek z tego przepisu.Polewa czekoladowa z dwóch gorzkich czekolad wedla i połowy kostki masełka.Do dekoracji wykorzystałam gotowy zamówiony wydruk mojego projektu na masie cukrowej( inaczej nie byłoby szans na oddanie wierne postaci i ich min;)) oraz literki i kwiatuszki wycięte z lukru plastycznego. Napisy wykonane pisakiem z jadalnym tuszem.Maleńkie gwiazdki - gotowe Dr Oetkera.



Dla Dorotki - wyspa skarbów, czyli marzenie o wakacjach na koniec semestru. Połaczenie trzech rodzajów czekolad - białej, mlecznej, gorzkiej.Tort w środku - czarny las, czyli czekoladowy biszkopt stąd, masa najlepsza na świecie ( użyłam jej do babeczek na Dzień Dziecka) stąd, pół kilo mrożonych wiśni i wiśniówka do naponczowania.
Dekoracja to polewa z białych czekolad milka, belgijskie praliny Gulian w kształcie muszelek ( są boskie!), paczka herbatników ptiberów zmielona ( piasek), cukrowe perełki złote Dr Oetker, 2 czekolady mleczne goplany jako skrzynia, czekoladowe ciasteczka jako skarby, lukier plastyczny niebieski jako napis i jedna czekolada milka z kilkoma kroplami barwnika niebieskiego jako morze.


Do wykorzystania dla wszystkich- jest toświetny pomysł na morskie inspiracje w trakcie mroźnej zimy. Wystarczą dowolne mufinki, dowolny krem, herbatniki i paczka pralinek Gulian i morskie babeczki z piaskiem gotowe w 10 minut.

Impreza przebiegła w miarę spokojnie, bo nie było wszystkich zaproszonych dzieci. Reprezentował ich dzielnie Michał, który nie bał się zarazić w razie czego.

Gwiazdą wieczoru niezaprzeczalnie była Kamila w orientalnej stylizacji hinduskiej księżniczki:


A gwiazdą stołu został świeży ananas,który pojawił się solo jako zakąska i jako danie główne w postaci pysznych szaszłyków:


Przepis z tego bloga - zróbcie koniecznie, bo pyszne i proste! Najlepsze były z ostrym sosem curry.Mniamniaram!

Był szampan, sto lat i wybuchające petardy, które razem ze świeczkami cyferkami tworzyły dodatkową dekorację tortów.

Objedzone i nagadane wróciłyśmy z mamą około 22:00.

Ja świętowałam dodatkowy sukces, ale o tym w następnym poście.

W końcu rozwiązanie zagadki

Bardzo przepraszam wszystkich zainteresowanych i pozostałych za tak długie oczekiwanie na rozwiązanie . Tu treść zagadki.

Niestety wylądowaliśmy w szpitalu na długie 10 dni bez dostępu do sieci. Dopiero dziś zebrałam się do kupy.

Choć leżeliśmy na chirurgii dziecięcej ( stały, znajomy oddział), to dla mnie jest to psychiatryk. Choć Jasiek pobyt w takim uzdrowisku znosi nienajgorzej, to ja wysiadam na najbliższym przystanku po najdalej 3 dniach.

Każdy się czegoś chwyta. Mnie ostatkiem sił trzymały świadomość dobrze wydanych pieniędzy na WOŚP, bo 3 razy dziennie Jasiek korzystał z ich pompy dożylnej i bańka z korytarzowej choinki:



Stałą metodą konfrontacji z wrogiem podczas moich studiów było wyobrażanie go sobie ( wroga zewnątrznego, najczęściej wykładowcy lub egzaminatora,często 2w1) w hawajskich gatkach w palmy.
Pomaga! Spróbujcie!

Bardzo dziękuję wszystkim za udział w zgadywaniu i fantastyczne pomysły!
Oto rozwiązanie:



Najbliżej była Egotiste. Gratuluję serdecznie!

Nie nadążam sama za sobą i tym co się dzieje, a dzieje się dużo.
Jak Bóg i partia pozwolą, nadrobię zaległości i może nawet na bieżąco opiszę, co będzie.
Zagorzałym fanom dziękuję za cierpliwość i wszystkich czytelników serdecznie pozdrawiam.

Miłego dnia!

poniedziałek, 16 stycznia 2012

Kolędowanie w Wieliczce

Ma już siedmioletnią tradycję. Kolędowanie połączone z wizytą duszpasterską ( kolędą) najpierw w mieszkaniu rodziców Gosi, potem Gosi i jej męża Tomka. Nie było mnie tu od 4 lat z powodów różnych, przede wszystkim posiadania małych dzieci i ich obsztalunku.
W końcu nadejszła wiekopomna chwila,  kiedy mogłam zostawić chłopaków pod opieką Małża i pojechać z Asią i Tomkiem autkiem na miejsce, czyli do Wieliczki.

W spotkaniu uczestniczą różni krewni i znajomi królika, celem jest odbycie kolędy i przede wszystkim pośpiewanie całym gardłem kolęd znanych i mniej znanych.
Ponieważ chwila szczególna, wystrój również był wyjątkowy. Zwracam uwagę na świeczniki robione własnoręcznie przez Gosię:



Przybył i katolicki kapłan, czyli proboszcz parafii. Pośmiał się z nami, pożartował, opowiedział kilka ciekawych historii. Mnie ujęła szczególnie jedna:
Budowa kościoła parafialnego miała miejsce na działce, która została kupiona od miejscowego rolnika. Na swojej posesji stworzył sad owocowy, który z czasem marniał i kolejne drzewa były karczowane. Miał tam stawiać nowy dom, ale cały czas coś nie wychodziło. W końcu teren sprzedał.
Inny parafianin naszego proboszcza po rozpoczęciu prac budowlanych dostarczył zdjęcia, jakie sam wykonał 'z powietrza'. Na jednym z nich widzimy krzyż utworzony z drzew na działce, dokładnie w miejscu, gdzie dziś stoi kościół.
Jak skomentował proboszcz: 'Pan Bóg wiedział, co robi. Nie ma przypadków'.


Było też pyszne jedzonko na zastawionym stole, m. in. historyczny bigos mamy Gosi ( niebo w gębie!!!!) i pyszny placek asfalt. Nie powiem ile dokładek zjadłam, bo nie wypada;)


To jednak niesamowite, że wspólny śpiew jednoczy. Siedzieliśmy w 17 osób przy stole. Niektórych znam całe życie, niektórych dopiero wtedy poznałam, ale jak popłynęły kolędy, to zrobiło się bardzo ciepło, miło i chcieliśmy siedzieć tak długo, długo...Niestety trzeba było wracać do domów i prac.

Zanim jednak to nastąpiło, pogadaliśmy sobie, pośmialiśmy się i pośpiewaliśmy na całego. Tak rzadko w ciągu roku mam okazję śpiewać kolędy ( wigilia, msze), że cieszyłam się jak nie wiem , gdy przypomnieliśmy sobie repertuar naszej diakonii parafialnej sprzed kilku lat.
Kolędy szły na full - ze wszystkimi zwrotkami. A co! Pomagały nam w tym śpiewniki pięknie ozdobione przez Gosię:


Mieliśmy też kilka innych atrakcji. Szwagier Gosi obchodził urodziny i jako ojciec chrzestny małego Wojtka otrzymał ( oprócz innych prezentów) identyczne jak mały skarpetki z grzechotkami, które oczywiście ubrał i wykonał dziki irlandzki taniec żywiołów:



Mały Stasiu, którego pasja kościółkowa jest już publicznie znana, odprawiał sobie spokojnie swoje nabożeństwa nie przejmując się duża liczbą gości w domu. Nawet poświęcił mieszkanie z księdzem:)


Wojtuś jako najmniejszy i najsłodszy uczestnik dzielnie walczył z wychodzącymi zębami noszony przez różne ciocie i wujków. Na pewno spał pięknie do rana po takich wrażeniach.


Ech. No wyjść nie mogłam. Obiecałam Gosi,że wybiorę się do niej w pierwszy rejs autkiem. Mam nadzieję,że niedługo.

niedziela, 15 stycznia 2012

Zagadka

No stanowczo zbyt dawno nie było zagadki. Od czasu pamiętnej z autkami ho ho kiedy.
Prezentuję dziś nową.

Wysilcie umysły i powiedzcie - co przedstawiają zdjęcia?
Pomysł - Małż, wykonanie- Jasiek, muzyka- Szwagra :)

Ciekawam,czy zgadniecie :)))))


Nagrodą jest oczywiście satysfakcja własna i na pewno ogromny uśmiech :)
Rozwiązanie niedługo, ale czekam na wasze komentarze i pomysły!


Alicja w Krainie Czarów

Temat na książkę, film i jeszcze coś, dlatego po kolei.

Moje pierwsze spotkanie z Alicją w Krainie Czarów nastąpiło w dzieciństwie, kiedy jako dziecko magnetofonu namiętnie słuchałam kolekcji ukochanych kaset z bajkami.
'Alicję' przerobiłąm setki razy i znam ją na pamięć. Jako jedna z nielicznych kaset do trwała do dnia dzisiejszego.


Mam nadzieję, że ta wersja - absolutnie mistrzowska jest też dziś wydana w formie audiobooka, bo zaiste jest kogo posłuchać!:


Adaptacja opiera się na popularnym tłumaczeniu Antoniego Marianowicza i jest bardzo wierna oryginałowi. Do tej pory pamiętam wszystkie piosenki i prawie cały tekst.
Nagranie 'must have' i absolut!!!!

Samą książkę przeczytałam już jako osoba dorosła na studiach i zdecydowanie myślę, że jest to baśń dla dorosłych.Trudna, ale piękna.To już w ogóle osobny temat:)

Taką wizję przyjął Tim Burton w adaptacji filmowej, którą włąśnie zakupiłam i oglądnęłam - można ją nabyć ze styczniowym Twoim Stylem.


Jest to naprawdę niespotykane widowisko! Tim Burton nalezy do ludzi, których wyobraźnia (nie mogę się zdecydować co bardziej !?) fascynuje i przeraża. Nakręcona, a właściwie w większości wygenerowana komputerowo, 'Alicja w Krainie Czarów' taka dla mnie jest.
Mamy tutaj opowieść o Alicji , która poznajemy jako kilkuletnią dziewczynkę, a swoją przygodę w baśniowym świecie przeżywa w wieku lat dziewiętnastu. Tło obyczajowe jest równie ważne, co barwna przygoda, którą Alicja przeżywa.Połączenie wątków z 'Alicji w krainie czarów' , 'Alicji po drugiej stronie lustra' oraz pomysłów samego reżysera dało absolutnie niesamowity efekt.

Nic nie jest takie, jak się spodziewamy. Alicja nie jest małą słodką dziewczynką. Świat , w który wchodzi jest tak nieprzewidywalny i nie do pomyślenia, jak to tylko możliwe! Po raz pierwszy widziałam latające konie na biegunach w roli ptaków, mówiące kwiaty z twarzami kumoszek, dziwne zwierzęta i potwory jak w najlepszych bajkach... Postacie kluczowe czyli Kot Dziwak z Cheshire, Szalony Kapelusznik i Marcowy Zając istnieją na ekranie jakby żywcem wyjęte z książki - lepiej nikt by tego nie wymyślił.Pomimo feerii kolorów świat z króliczej nory jest dziki, groźny i podszyty strachem. Alicja ma za zadanie ocalić świat przed Królową Kier i zabić Dżaberzwłoka - okrutną bestię, w co sama początkowo nie wierzy, ale wydarzenia tak się toczą,że jednak zaczyna do niej dochodzić,że to prawda...

Zastanawiałam się od ilu lat wpuszczali na ten film do kina. Od dwunastu? Piętnastu? Na pewno nie jest to bajka dla maluchów. W tej pokręconej historii widzimy symboliczną drogę przez życie każdego z nas, własne kompleksy, utarte schematy myślenia. Alicja dojrzewa przez 104 minuty filmu do stwierdzenia' wiem kim jestem!'- jakie miejsce zajmuję, co potrafię, na co mam wpływ. Przez podróż w krainie absurdu, gdzie nic nie jest takim jakie się wydaje, potrafi zaglądnąć na drugą stronę zwierciadła i zobaczyć coś oczywistego, co cały czas było tuż, tuż...

Niesamowita jest plejada gwiazd w obsadzie - Johny Depp - Szalony Kapelusznik, Królowa Kier - Helena Bonham-Carter, Alicja - Mia Wasikowska, Anne Hathaway - Biała Królowa i inni. Choć noszą kolorowe przesadzone kostiumy i charakteryzacje potrafią pokazać w doskonały sposób,że postaci z bajek rozumują i zachowują się jak nasi sąsiedzi z podwórka - też sa małostkowi, okrutni, samolubni, ale też piękni, dobrzy, szlachetni.

Świetna muzyka, świetne zdjęcia, świetna historia. Coś kompletnie innego, czego sami byście na pewno nie wymyślili!tu jeszcze strona filmu. O deszczu nagród dla filmu już nie wspomnę. Sami poczytajcie.

W filmie powtarza się zdanie: "tak jesteś wariatem, ale tylko wariaci sa coś warci".
W 100% pasuje zarówno do Tima Burtona jako reżysera, Lewisa Carolla jako twórcy tej historii i Johnego Deppa jako odtwórcy Kapelusznika.

Polecam oglądnięcie w każdej postaci - kinowej ( najlepiej chyba 3D), domowej itp.
Uczta dla oka i ucha!

sobota, 14 stycznia 2012

Salceson

Salceson jako relikt minionej epoki pojawiający się obecnie rzadko na półkach stoisk mięsnych.
Kocha się go , albo nienawidzi. Np. Ja nienawidzę, a moja mama kocha. Ja mogę go jeść, a ona nie i to jest przewrotność losu.
W czasach kryzysowych udawał wędlinę, której nie było i generalnie trudno było go dostać. Dziś chyba mało kto go kupuje. A może się mylę?

Zaciekawił mnie ogromnie przepis na salceson - ciasto, który znalazłam w ostatniej Chwili Dla Ciebie, nadesłany przez czytelniczkę i zaliczany jako ciasto murzynkowe.

Zrobiłam czym prędzej( troszkę modyfikując), bo w robocie prędki, do salcesonu podobny i wychodzi go naprawdę dużo!
Lubię takie wyzwania, zwłaszcza, gdy są takie proste:




































A to ten szybciutki przepis:
3 gruszki
2 jabłka
szklanka cukru + cukier waniliowy ( do szkalnki wsypać jeden waniliowy i dopełnić zwykłym)
2 i 1/2 szklanki mąki
5 jajek
3/4 szklanki oleju ( ja dałam oliwę)
płaska łyżeczka proszku do pieczenia
płaska łyżeczka sody
2 łyżki kakao
pół łyżki cynamonu
( dodatkowo - cukier cynamonowy. Dostałam od Dorotki M.- bardzo dziękuję!!!! Przydaje się w tylu sytuacjach,że nie wymienię, bo by miejsca zabrakło)

Obrac jabłka i gruszki, wydrążyć pestki, pokroić w kostkę.
Mąkę wymieszać z proszkiem, sodą, kakao i cynamonem.
Jajka ubić z cukrem.
Dodać olej i mąkę z dodatkami, zmiksować do połączenia.
Dodać pokrojone owoce i wymieszać łyżką.
Natłuścić 2 długie blachy ( jak na makowiec) i przełożyć do nich ciasto.
( po nałożeniu posypałam cukrem cynamonowym,zeby stworzyć otoczkę podobną do folii, w jaką salceson jest/był pakowany - nie było dokładnego efektu, lekko tylko się świeci. Nie powoduje,ze ciasto staje się słodsze - przy tej ilości owoców to chyba niemożliwe)
Piec 50 minut w 180 stopni.

Jak widać z powyższego opisu nie ma bola, żeby się nie udało.
Patrycjo B.! - tobie też! Spróbuj koniecznie!

Nie jest to może wersal najwyższej klasy, ale tzw. codzienne ciasto na deser, do kawusi lub herbatki - szybkie, łatwe i tanie.
Powinno smakować mężczyznom, bo jest z jabłkami, a jak wiadomo stoją one wysoko, zaraz po serniku.
Ponieważ wychodzi go dużo, zawsze można sprosić więcej gości, bo drugie zostaje :)

Miękki, wilgotny murzynek, mocno owocowy, nie za słodki. Smak cynamonu ginie, za to zostaje jego piękny zapach połaczony z wanilią i pieczonymi owocami. Długo pozostaje świeży.
Pytanie tylko czy pozostanie, bo coś podejrzanie za szybko schodzi...
Zamakował zarówno mnie jak i mamie :)))

Uważam,że nie można mu sie oprzeć, bo kto by nie spróbował słodkiego salcesonu do herbaty?
Sama propozycja jest wysoce intrygująca - spróbujcie, na pewno na salceson kogoś złowicie :P

A w sprawie herbaty zasmakowały mi ostatnio takie:


Pierwszą z lewej odnalazłam po długich latach pod inną nazwą - więcej o niej przeczytacie tutaj.
Ma wspaniały orzeźwiający i stawiający na nogi aromat, a rozwijające się we wrzątku płatki można zjeść ze smakiem. Nie tylko wspaniale pachnie, pysznie smakuje, ale i ładnie wygląda. Można ją wsypać do płóciennych woreczków np. na prezent, albo zamknąć w szklanym naczyniu.

Drugą - torebkową zieloną dilmah stestowałam przypadkiem i zachwyciła mnie zapachem prawdziwego jaśminu i delikatnością.

Obie do popijania przy dobrej lekturze, spotkaniu albo blogowaniu:)

Bo na polu zima lubi dzieci najbardziej na świecie:



wtorek, 10 stycznia 2012

Fasolki i zwyczajna zwyczajność

Wracając z ostatniego avonowego spotkania znalazłam leżącą na ulicy płytę cd w opakowaniu. Mżyło, więć podniosłam ją, rozejrzałam się ( nikogo) i włożyłąm do torebki. Po przyjściu do domu okazało się,że jest to reklamówka Banku Pekao z kilkunastoma piosenkami dla dzieci w świetnym stanie.

Następnego dnia włożyliśmy ją komisyjnie z chłopakami i odsłuchaliśmy. Wielokrotnie. Coś mnie w tych piosenkach uderzyło...Ja znam ten głos! W jednym z nagrań pojawia się męski głos. Sprawdziłam i okazało się,że piosenki nagrały Fasolki, autorem tekstów jest AndrzejM. Grabowski ( Pan TikTak) a głos należy do Krzysztofa Marca ( czyli Krzysia). Ciotki Klotki, czyli Ewy Chotomskiej niestety na płycie zabrakło.

Wspomnienia mnie zalały. W czasach, kiedy nie było jeszcze mini-mini, a telewizor był dobrem reglamentowanym czasowo były takie audycje , kiedy czas zamierał na pół godziny. Zwierzyniec, Teleranek, Piątek z Pankracym, Profesor Ciekawski,Tik Tak...

Nie zamierzam tu pisać rozprawy o kulturotwórczej roli tych programów w świadomości i życiu obecnych trzydziestoparolatków ( bo jest ogromna i niezaprzeczalna). A z płyty zwyczajnie się cieszę. Piosenki, choć traktują o temacie oszczędzania i banku jako takiego, nie schodzą z poziomu dobrych dziecięcych przebojów, melodie łatwo wpadają w ucho, słowa proste i łatwe do zapamiętania.Chłopaki każą sobie puszczać na okrągło!A najlepsza jest okładka:


Jasiek ciągle pyta: co to za gitara?

Postanowiłąm sprawdzić, co robią postacie znane mi z dzieciństwa.Niestety ostatnio odeszli Michał Sumiński i Tadeusz Broś...
Miło widzieć,że wciąż żyją i niewiele się zmienili ci poniżej! 
Krótkie notki ze zdjęciami znalazłam tutaj ( Krzyś i Ciotka Klotka) oraz tutaj ( Pan Tik Tak) .

Hity zespołu Fasolki to już dziś klasyka dziecięca, którą nucą i podrabiają wszyscy i wszyscy śpiewają ( choć niektórym ciężko się przyznać...:)).
Dla miłośników jeszcze czołówka Tik Taka:


My też szorujemy zęby w rytm piosenki: Szczotka, pasta, kubek,ciepła woda...


Co do zwyczajnej zwyczajności mój mąż zrobił mi  wspaniałe kanapki zatytułowane Hare Krishna( bez Ramy). Powaliły mnie! Ma chłopak artystyczną duszę!


Zaprawdę jest boski! A kanapki były pyszne.Mniam!

piątek, 6 stycznia 2012

Z wizytą u Króla i Królowej

U tych eleganckich Państwa już nie raz byliśmy i myślałam,że po ostatniej wizycie nas nie zaproszą. A tu taka niespodzianka! I to w 3 króli.
Wybraliśmy się po królewsku, karetą zaprzężoną w dużo koni mechanicznych Króla i zostaliśmy podjęci ( a jakże - po królewsku) przepyszną zapiekanką, kóra mnie powaliła i oczywiście wzięłam dokładkę i zapamiętałam przepis, który podaję:

ZAPIEKANKA Z PORAMI
( inne rzeczy też tam są, ale pory mi się skojarzyły jako pierwsze)

składniki:
- surowe filety z indyka lub kurczaka
- pieczarki
- pory
- ser żółty
-śmietana 30%
-1 jajo

Filety pokroić na cieniutkie plastry, które dodatkowo rozbić. Posolić popieprzyć, skropić oliwą, zostawić na trochę.Poddusić pieczarki. Ser utrzeć na tarce o grubych oczkach.Por pokroić w wiórki i podsmażyć. Śmietanę posolic popieprzyć i wymieszać z jajem.
Dno naczynia do zapiekania ( u Królowej blacha wsuwana do pieca) natłuścić, wyłożyć rozbitymi filetami, chwilkę podpiec z pieczarkami. Wyłożyć pokrojony por wymieszany z wiórkami sera - chwilkę podpiec.Wylać śmietanę i podpiec ostatni raz 7-10 min.

Ale to dobre jest!!! Proste i pyszne. Na zdjęciu z sałątką z mieszanki sałat, oliwek czarnych i pomidorków i oliwy :


Nasi królewicze robili raban jak zwykle. Jasiek tak skutecznie dusił na wszystkie sposoby kotkę Flanelę, że wyglądała jak zużyta szmata i kocur Stefan mył ją potem długo i dokładnie:


Nakłapaliśmy się wszyscy, panowie rozegrali 2 meczyki na kompie, dzieci zgonione usnęły szybko.
Jak Królowa przeczyta jutro przy kawie, to niech mnie poprawi, jak czegoś zapomniałam! 

Czego chcieć więcej w takim dniu jak dziś? Kadzidła!
Na szczęście spotkałam Danusię, która swoimi sposobami mi go załatwiła:)


Bardzo lubię naszą kościelną szopkę, która może nie powala, ale figury mają pewnie więcej lat ode mnie i bardzo je lubię.Szczególnie aniołka, który mówi 'Bóg zapłać' , śpiewa ' Lulajże Jezuniu' tonem dziwnym i świeci - prawdziwa masakra. Nic to - rokrocznie matki i ojcowie tracą na tę atrakcję sporą część ciężko zarobionych pieniędzy w metalu, bo wszystkie dzieciory biją się o dostęp do aniołka i wrzut gotówki. Ech.


A to trzej królowie:


Według tradycji, Melchior, król południa, przyniósł Jezusowi złoto. Baltazar, czarny, król zachodu, a więc Afryki, podarował mirrę.Natomiast Kasper, król północy, prawdopodobnie z Grecji, ofiarował Jezusowi kadzidło.

Zakadziłam dom doszczętnie. A co. Następny raz dopiero za rok, to się wywietrzy:)

czwartek, 5 stycznia 2012

Przemiłe popołudnie i sałatka MPK

Na zaproszenie Pani Kasi z avonu zjawiłyśmy się w z góry upatrzonym miejscu i przystąpiłyśmy do konsumpcji pysznych ciach z kultowej cukierni Czarodziej na ul. Karmelickiej.
W skromnym miłym gronie spędziłyśmy 2 godzinki opijając się kawą i herbatą z przepięknego ćmielowskiego serwisu i wypiłyśmy noworoczny toast szampanem ( ja kawą :)).

Humor nam dopisywał i co chwilę chichrałyśmy się aż miło opowiadając sobie co się u nas dzieje i znajdując motywy, z których warto pożartować. Ech, dawno się tak nie ubawiłam!

Tu kawy już nie ma...Mniamniaram!


Wracając autobusem do domu ( dopiero trzeci z kolei przyjechał drań) obmyślałam, co ja też zjem na kolację.Z każdym przystankiem dochodził nowy składnik o dużej abstrakcji. Kobiety tak mają przed okresem ( rozliczeniowym:)))))
Gdy wysiadłam u siebie na pętli, miałam w głowie gotowy przepis na sałatkę o wdzięcznej nazwie MPK ( ciekawe dlaczego?) , którą też uczyniłam:


Lekka i sycąca o zaskakującym smaku! Spróbujcie koniecznie!
Ananas robi się mniej słodki, grejfruty mniej gorzkie, a całość chrupie i grzeje w ryjek.Właściwie, to spotykają się w niej wszystkie smaki, więc kubki smakowe pracują!
Ciekawa jestem ile wytrzyma, bo ja już trochę zjadłam przy robieniu, trochę po zrobieniu, a mama się dobiera...

20 dkg żółtego sera krojonego w kosteczkę
15 dkg chudej wędliny ( indyk, kurczak)
2 żółte grejfruty ( gorzkie)- miąższ bez białych osłonek pokrojony w kawałeczki
mały słoiczek zielonych oliwek
małe opakowanie orzeszków ziemnych w ostrej paprykowej skorupce ( 70 g)
6-7 plastrów ananasa z puszki drobno pokrojonych

do przyprawienia:
papryka ostra mielona
natka pietruszki ( u mnie sucha, ale najlepsza żywa)
Wymieszać. WCHŁONĄĆ.

Ale mi to smakuje!
Sałatkę dedykuję wszystkim dziewczynom w ciąży - ze szczególnymi buziakami dla Marty!



środa, 4 stycznia 2012

Spacerkiem na wystawę szopek

Jak już załatwiałam różne sprawy na mieście, wysiadłam kilka przystanków wcześniej,żeby się przejść. Ze spaceru zawsze wynika coś dobrego.Choćby spalone kalorie:)
Ja wymyśliłam już nowe candy i poszłam na wystawę pokonkursową szopek. 
Osiem zeta nie pięniądze, a ile radości !




Tradycje chodzenia mam długą, bo zwiedzałyśmy z mamą jak miałam kilka lat i do teraz rzadko kiedy opuszczam.


Wszystkie informacje o szopkach - tutaj - poklikajcie w linki wewnętrzne. Kopalnia informacji!


Chodzę, bo lubię. Sama kiedyś robiłam maciupeńkie szopeczki z plasteliny w pudełkach od zapałek. Nie brały udziału w konkursie, ale mnie bardzo cieszyły.


Trzy sale na parterze muzeum historycznego w Krzysztoforach są urządzone jak mieszczańskie XIX wieczne pokoje, z widokami na Rynek.Szopek, szopisk i szopeczek- całe mnóstwo, a to tylko te najładniejsze i nagrodzone...
Najpierw stoją miniaturki schowane za szkłem - najmniejsza 10 cm wysokości. Niestety zdjęcia można robić tylko bez lampy, więc przepraszam za jakość. Nie miałam statywu, a ręcę trzęsą mi się od urodzenia.Miniszopki są niesamowite ( do 20 cm) - najdłużej się przy nich zatrzymałam. Podziwiam precyzję detali:






Na całej wystawie nie ma chyba brzydkiej szopki. Wszystkie zrobione z ogromnym wkładem czasu i pracy, wielkim zaangażowaniem i sercem przez małych i dużych. Bogactwo ozdób bije po oczach, złoto kapie, brokat lśni, kolory się mienią, siwy dym...




Dzisiaj, kiedy dostępność materiałów do budowy szopek jest ogromna, wykorzystuje się różne gotowce - ozdoby choinkowe, prawdziwe zegarki, kompasy ( !), gotowe figurki ( najczęściej chińskie niestety). Dlatego tak bardzo spodobały mi się takie detale ręcznie robione:




W tym roku jak rzadko szopki monochromatyczne w bieli:




Jest też cała sala szopek najmłodszych, zrobionych indywidualnie i przez grupy przedszkolne. Radosna twórczość dzieciaków jest fajowa! Zwłaszcza pomysły na smoka wawelskiego i miny postaci :)))))


Materiał na szopkę? Wszystko się przydaje:



A tu kukiełki do wystawiania szopkowego widowiska:



Teraz moi faworyci.
Szopka dorosła - dla mnie absolutna bomba, choć trudno w takim bogactwie wybrać. Może dlatego tak podoba mi się ta biała, choć bardzo nieskromna:




I top of the top - szopka dziecięca. Choć mocno się zastanawiam, kto ją pomagał robić i z czego te butelki :))))))   :



Jeśli macie trochę czasu i mieszkacie w Krakowie i okolicach - idźcie koniecznie, najlepiej z własnym dzieckiem - doceni na pewno!

 Z racji braku śniegu brakuje mi prawdziwej atmosfery świąt, a ten kolorowy świat jest naprawdę jak z innej bajki. Zobaczyłam tyle fajnych detali i tak serdecznie się pośmiałam z niektórych, że aż miło. Miejsce sprawia wrażenie,że czas faktycznie stanął w miejscu...



Polecam zwiedzanie wszystkim, którzy lubią coś tworzyć własnymi rękami - ocean inspiracji! A może nowa tradycja?
Właśnie wspominam, jak z eumychą wybrałyśmy się w zeszłym roku...Tu serdecznie cię Gosiu pozdrawiam i wytrzymaj! Jeszcze będzie cudownie!

Na bieżący konkurs szopki nadesłano aż z Chicago, więć może to także zachęta dla was. Poniższa szopka Eli17 ( tutaj jej blog)  w niczym konkursowej nie ustępuje:


A więc, do dzieła Panie i Panowie!

Wiosna w zimie

3 stycznia 2012 na Rynku Podgórskim.
Ciekawa jestem kiedy będzie lato?

poniedziałek, 2 stycznia 2012

Na nowo

Choć zaczął się Nowy Rok i moja fioletowa książeczka nie jest już tak ściśle związana z dokładną datą, nie rezygnuję z zamieszczania jej fragmentów, bo naprawdę mi się podobają!

Dla znających choć trochę język - mam nadzieję miła czytanka, dla trochę w tym kierunku słabszych - trochę wysiłku. Warto!



Szczególnie przypadły mi do gustu słowa: tackle something else, a completly new project.
Pomysłów na różne rzeczy mi nie brakuje.Mam też kilka postanowień i planów noworocznych.
Może warto spróbować czegoś zupełnie nowego, czego jeszcze do tej pory nie robiliśmy ( w granicach rozsądku oczywiście :)))), albo co zarzuciliśmy przed laty?

Wygodnie nam jest działać utartymi schematami, bez namysłu, bez wysiłku. Może coś nowego twórczego spowoduje,że lepiej, radośniej będziemy patrzeć na świat?
O moich nowinkach oczywiście poinformuję, jak się pojawią:)

niedziela, 1 stycznia 2012

Wyniki konkursu

Niedługo minie perwsza godzina Nowego Roku, a ponieważ jeszcze nie śpimy ( w przeciwieństwie do dzieci, które oby spały do późnego rana!) teraz nastąpi rozwiązanie konkursu rocznicowego.
Pod postem z dnia  trzeba było zostawić komentarz w jakiś sposób dotyczący bloga - całości lub wybranego postu.

Przede wszystkim bardzo dziękuję za wszystkie wpisy - przemiłe, sympatyczne. Miód na moje serce i duszę, który sprawia,że warto tego bloga pisać.
W zabawie udział wzięło 10 osób.
Jury w składzie ja i honorowy członek mój małż wybrało.
Mamy pierwsze miejsce - bezapelacyjne oraz wyróżnienie.

Najpierw nagrody.
Zestaw pierwszy dla zwycięzcy


 zawiera:
- zestaw serwetek - bieżniczek i 5 podkładek
-wodę toaletową męską avon Up To You
-czarną konturówkę do oczu avon z serii Little Red Dress
-kolczyki srebro łączone z kamieniem półszlachetnym ze srebrnymi biglami
- 5 cukierasów z mojej kolekcji ( tylko do wiadomości zwycięzcy!) niepublikowanych na blogu
- czekoladowe pieniążki euro, bo szczęście szczęściem, a kasa zawsze się przyda :)))

Zestaw drugi - wyróżnienie


zawiera:
- krem pielęgnujący na noc ( nie tylko sylwestrową!), co by pięknie wyglądać po karnawałowych szaleństwach :)
- malutki podkład rozświetlająco- antystresowy avon w odcieniu nude , aby rozświetlił i odstresował co trzeba
- trzy cukierasy z mojej kolekcji ( tylko do wiadomości zwycięzcy!) niepublikowane na blogu
-garść miesznaki krakowskiej z pozdrowieniami z Królewskiego Stołecznego Miasta

Zwyciężcą została lemontree. Gratuluję! A oto jej komentarz:

Za górami, za lasami, w mieście groźnego smoka wawelskiego mieszka niezwykła rodzinka...
Mama ciemne loczki na głowie ma,
A pomysłów niej ile? Ten wie kto ją zna!
Mąż małżem czasem jest zwany
I lubi przez żonę być częstowany.
Jaka kolacja? Często się pyta
I najada się co dzień do syta!
Dzieci zawsze uśmiechnięte mają,
Nidy mamusi na nerwach nie grają.
Taka to rodzinka niezwykła
Do blogującej mamy przywykła.

I choć nie wszystko prawdą w bajce być musi,
Myślę, że wielu na uśmiech się skusi :)

Z Twojego bloga bardzo przypadło mi do gustu przysłowie niemieckie: "Twoje szczęście zależy często od Twoich dobrych myśli"

Pozdrawiam serdecznie i ślę życzenia wszystkiego najlepszego z okazji roczku!


Wyróżnienie przyznaliśmy Agnieszce -niebieskości. Nie mniejsze gratulacje!!! Wyróżniony komentarz to:

Może też napiszę coś o jedzeniu, ale z dedykacją dla najmłodzych :) żeby każdy jadł to co jemu właściwe...wszyscy czekają zapewne zimy i bałwanków, a bałwanki chcą także coś na kolację :) jaką i co? to może w wierszu, którego autora nie pamiętam.

Co by tu zjeśc dobrego?
...zachodził bałwanek w głowę,
aż wreszcie mnie poprosił
o lody śmietankowe.
Ależ ty się przeziębisz!
i gardło cię rozboli!
Na pewno mama zima
lodów ci nie pozwoli.
dam mleka gorącego,
byś się do syta opił.
Łyknął bałwanek mleczka...
i...zaraz się zoztopił:(
po tej tragedii strasznej ,
lepiąc bałwanki nowe
nie daję im już mleczka,
lecz lody śmietankowe!
Pozdrawiam
...a na kolację mleko z miodem i masełkiem - ku zdrowotności :)
Zdrówka i humoru życzę wszystkim na Nowy Rok!
sobie też :) bo z tym różnie ;)
Agnieszka


Ujęły nas w obu komentarzach nie tylko zadany sobie trud w pisaniu ( długość...), ale przede wszystkim radość, która aż bije i zaraża!
Dziękujemy za tę podwójną porcję uśmiechu i dobrych myśli!
Proszę o przesłanie adresów do wysyłki nagród.

Jeszcze kilka słów wyjaśnienia. Mój nick to przypadkowe słowo, które nonsensownie skojarzyłam i zapożyczyłam przed kilkunastu laty z jakiegoś kabaretu jako adres poczty mailowej. Miało być krótko i oryginalnie. Chyba jest do tej pory, bo kto raz usłyszy, ten pamięta. Przeniosłam je na bloga, bo wiele osób mnie z tym słowem kojarzy.
Jak widać z kolacją mam raczej niewiele wspólnego, bardziej pociąga mnie deser. Ale kto wie? Może ten rok to w moim horoskopie blogowym rok kolacji własnie?
Wszystkim w pierwszym dniu i każdym następnym 2012 roku życzę samych smakołyków na kolację :)

Mam tylko nadzieję,że wszyscy, którzy tu zaglądają i ciężko im na sercu, duszy i życie ich nie rozpieszcza, bo różnie bywa, uśmiechną się choćby jednym kącikiem ust i będzie im choć o jedno deko lżej po lekturze kolejnego posta.

Raz jeszcze wielkie dzięki i ... już zapraszam na kolejną zabawę z nagrodami!
Nie wiem jeszcze kiedy, ale będzie na pewno!