Po czasie dłuższym niż wakacje, z nowymi pomysłami i nieustannie otwartymi buziami ( od gadania ) i oczami ( od rozglądania się wokół ) zasiadłyśmy na kanapie,żeby się odpowietrzyć.
Na głodnego idzie średnio, więc tym razem wymyśliłam coś, co cały sierpień chodziło mi po głowie - pitę.
Darzę ją uwielbieniem wielkim. Pyszna prosta, za każdym razem troszkę inna. Wieloskładnikowa i uboga w dodatki. Najlepsza w moich wspomnieniach - ta na dworcu we Wrocławiu ( absolut! ciekawe jaką jakość podają teraz?)
Możliwości nadziania chlebka pity jest bardzo wiele. Polecam , bo to naprawdę dobre i szybkie.
Z braku fachowego podpiekacza wsadziłam gotowe pity ( nabyte drogą kupna w samie) do tostera i przypiekły się tak jak trzeba.
Do środka:
- dużo sosu czosnkowego ( umnie Heinz)
-gotowa mieszanka kolorowych sałat
-pokrojone i podsmażone cieniutkie plasterki dobrych parówek
-kukurydza z puszki
-camembert z grzybami leśnymi ( mniam!) pokrojony w kosteczkę
-plasterek pomidora
-plasterek ogórka kiszonego
Zapodałam herbatkę Liptona - taką jak poniżej - polecam dla lubiących cynamon. Rozgrzewa!
Następnie przy kawie i ciasteczkach miejscowego potentata cukierniczego spędziłyśmy razem cudowny stanowczo za krótki czas, opowiadając sobie o różnościach tego świata.
Tak się zagadałyśmy, że wspólne zdjęcie powstało w ostatnim momencie:
I dobrze, że udało się aparatowi uchwycić chwilę radości ze wspólnego spotkania.
Do zobaczenia dziewczyny!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz