Najlepsze ( według mnie) - czyli wisienkę na torcie zostawiłam na koniec :)
Najpierw trochę wstępu,żeby zrozumieć to i owo.
Dziś światło ( zwłaszcza elektryczne ) jest zjawiskiem powszechnym i nikt się nad nim nie zastanawia, nie przypisuje mu magicznych właściwości, ani nic z tych rzeczy. Co innego w średniowieczu. Z jednej strony mówi się,ze była to epoka 'ciemna', zacofana ( z czym sie nie zgadzam), pełna przesądów wynikających z niewiedzy, pełna sprzeczności ( z tym się zgadzam:)) Ta ciemność naturalna wynikała z trybu życia i trybu dnia i nocy. Na wsiach pory dnia wyznaczały ptaki i zwierzęta gospodarskie ( co czasami ma miejsce i dziś) w miastach, a zwłaszcza w Krakowie, ranek i wieczór oznajmiał trębacz, strażnicy ogłaszali zamknięcie lub otwarcie murów miejskich. Po zmroku w obrębie tych murów niewiele było jasnych punktów. Na pewno były to lampki wieczne( wtedy łojowe lub oliwne) przy tabernakulum w kościołach, ale kościoły na noc były zamykane. Na światło w domach mogli pozwolić sobie tylko najbogatsi - paląc świece lub właśnie tłuszczowe kaganki ( ale nie siedzieli przy nich do środka nocy, jak autorka tego bloga czasami:)). Pochodni używała straż miejska i bogaci mieszczanie, którzy poruszali się w nocy z eskortą sług z pochodniami ( patrz post o zagaszaczach ).
Istniał jeszcze jeden rodzaj światła, który dziś możemy określić jako skrzyżowanie znaku informacyjnego z ostrzegawczym. Dziś neony świecące w nocy używają kodu - chodź, wstąp, zobacz co tu dla ciebie mamy, zainteresuj się, podejdź. To średniowieczne światło w postaci małych ogników kodowało informację wprost przeciwną - to tu: uważaj- nie podchodź pod żadnym pozorem! ( ale także - pomódl się, pamiętaj o śmierci, to droga do...)
Były to tzw. latarnie umarłych, czyli rodzaje słupów lub kapliczek, w których nocą zapalano kaganek. Znajdowały sie one w bezpośrednim sąsiedztwie szpitali, przytułków i leprozorii ( miejsc pobytu i leczenia trędowatych). Na cmentarzach rozświetlały mroki zajete przez duchy i różne inne zjawiska paranoramalne, a także przez lokalnych bandytów, którzy bardzo często chronili się wokół cmentarzy, bo jak było przyjęte, nikt sie tam w nocy bez potrzeby nie włóczył.
Latarnie stawiane były w XII,XIII i XIV w. na terenach Francji , północnych Włoch, Austrii, w Niemczech, Polsce i Czechach. W ostatnim okresie stawiano je na skrzyżowanich ważnych traktów drogowych.
Nie podchodź, bo zarazisz się morowym powietrzem ( na zarazy typu dżuma nie było lekarstwa, czesto wybuchały epidemie),bo jestes w strefie między ziemią a niebem, miejscu szczególnym, którego lepiej nie kalać, nie przeszkadzać umierającym, zmarłym.Tak, jak dziś palimy znicze na grobach, tak wtedy zbiorowym zniczem- pamiątka i modlitwą- były latarnie umarłych, bo jak wiadomo kaganki były drogie i nie było zwyczaju,że każdy coś świeci na swoim czy cudzym grobie.
Absolutnym hit, jedyny i niepowtarzalny tego typu zabytek w Krakowie ( tu krakowianie puchną z dumy) latarnia umarłych doskonale zachowana od XIV wieku (!!!) znajduje się obecnie przy kościele Św. Mikołaja na ulicy Kopernika 9. Naprawdę niedaleko od Rynku.
Początkowo znajdowała się obok szpitala dla trędowatych im. Św. Walentego który istniał w Krakowie przy obecnym Placu Słowiańskim do roku 1818. W 1845 namalował ją Michał Stachowicz.
Oto ten obraz:
( obraz w zbiorach Muzeum Narodowego)
Na ulicę Kopernika w obecne miejsce trafiła w 1871 r. Używana była w ten sposób,że kaganek wciągano na szczyt latarni przez wewnętrzny tunel. Przy przenosinach tunel ten zamurowano.
Była zbudowana z kamiennym krzyżem na szczycie, który został zastąpiony kamienną rzeźbą Chrystusa. Ten element niestety nie dotrwał do dziś.Odtworzono pierwotny krzyż.
Dotrwała latarnia - 3,5 metrowa gotycka kolumna, zakończona daszkiem i zdobiona manswerkami.
Najpierw zarys ogólny:
fot. Andrzej Szełęga
Teraz wszystkie szczegóły:
fot. Andrzej Szełęga
Znaczenie światła latarni umarłych zmieniało się z czasem, by do dziś pozostać w licznych kapliczkach przypomnieniem o znaku krzyża i modlitwie.Jeśli zobaczycie gdzieś na terenie Polski kapliczkę w typie tych poniżej, była to prawdopodobnie właśnie latarnia umarłych.
W Krakowie inne tego typu obiekty to:
Kapliczka w Parku Krakowskim:
Przy ul. Kopernika 44:
Przy ul. Konopnickiej:
Przy ul. Dobrego Pasterza:
Kapliczka Boga Ojca przed Starym Cmentarzem Podgórskim ( wzgórze Lasoty):
ul. Tyniecka 64:
ul. Kozienicka 12:
ul. Skotnicka 58 B:
Krakusi na pewno rozpoznają co najmniej kilka. A może mieszkacie w pobliżu którejś z nich?
Mnie najbardziej podoba się ta, która stoi przy ul. Św. Gertrudy na tyłach hotelu Royal.
Dziś nie ma już kościoła Św. Gertrudy ( od którego wzięła nazwę ulica, zburzony w XIX w), nie ma cmentarza przykościelnego ( zlikwidowanego jak inne przykościelne w XIX wieku, niesamowita historia jego powstania!), nie ma kościoła Św. Sebastiana, nie ma szpitala dla weneryków ( zburzony), a latarnia co noc świeci do dziś - przetrwała tyle wieków historycznej zawieruchy!
Jej światło jest jak dawniej - nikłe, ale ważne. Choć Planty oświetlone są regularnymi latarniami, to właśnie ta mała kapliczka ma niesamowitą siłę i znaczenie dla historii tego miejsca na mapie.Przypomina, że to właśnie tu ludzie cierpieli, umierali, byli pochowani, tu znajdował sie kościół. Pozostało tylko i aż światło.
I choć dziś na Plantach na tym miejscu najczęściej bawią się dzieci, spacerują zakochani, przechodzą z miejsca na miejsce przechodnie, biegają psy, pamiętajmy,że potrzebuje ono specjanego szacunku i wspomnienia.
Tak samo wiele innym miejsc, gdzie leżą zmarli, jak choćby opisywany przeze mnie cmentarz wokół Kościoła Mariackiego.
Nieopisane zdjęcia pochodzą z Wikipedii pod hasłem 'latarnie umarłych w Krakowie' oraz z tej i tej strony .
Myślę, że ten post to nie wisienka na torcie a siekane pecany. Bardzo ciekawa i pouczająca historia o takiej prostej rzeczy jaką jest latarnia uliczna. Jest tyle fajnych rzeczy, które nas otaczają a nie wiemy jaką miały historię, przechodzimy obok nich nie zdając sobie sprawy, że to jest zabytek i służył ludziom setki lat temu. Dzięki jeszcze raz, pozdrawiam. Z ciekawości spytam się "wujka" google co to są te pecany - pierwszy raz o tym słyszę i je widzę.
OdpowiedzUsuńDrogi Chrisie,
Usuńzastanawiam się co smakuje mi bardziej pecany czy wisienki- myślę,że zależy do czego i jaka okazja. Życzę spróbowania w najbliższym czasie obu. Wisienki-wiadomo jak dostać, pecany kupiłam w carrefourze. warto!Bardzo dziekuję za miłe słowa i zapraszam do mojego małego światka na tym blogu.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńObiecuję, że spróbuję te pacany?. Jak się już od "wujka" dowiedziałem to rodzaj szlachetnych orzechów. Cenię ludzi, którzy swoją pasją starają się zarażać innych, a jak już czegoś się podejmują, to robią to z serduchem i profesjonalnie, dlatego komentując czyjąś pracę trochę się rozpisuję. Tak myślę, że jak będę się udawał z żonką (życie z autystyczką z robótkami w tle)do Krakowa to nauczymy się na pamięć miejsc i ich opisów, do których nas wszystkich zaprosiłaś na swoim blogu. Będzie wtedy łatwiej i przyjemniej zwiedzać dawną stolicę Polski. Tak na marginesie, nasze prawdziwe "chodzenie" ze sobą zaczęło się w Krakowie (Dom Turysty) i zostało sfinalizowane małżeństwem trwającym do dzisiaj przez 23 lata.
UsuńPozdrawiamy i czekamy na więcej
Kochana, miałaś rewelacyjny pomysł by pisać posty o Krakowie:) bardzo dużo się dowiedziałam...a w Krakowie często bywam.mam w Szczyrzycu swój mały kawałek świata:))) rozmiłowana jestem w Krakowie od dawna...serdeczne dzięki za pracę jaką włożyłaś w te posty.pozdrawiam i zapraszam do siebie:) julka
OdpowiedzUsuńbardzo ciekawe informacje :)
OdpowiedzUsuń